Witam serdecznie wszystkich forumowiczów.
Od dłuższego czasu przeglądam to forum, ale nigdy nie miałam śmiałości napisać.
Może dlatego, że ostatnie dwa lata przeżyłam bardzo podobnie. Chemie, naświetlania, ból i
NADZIEJA. I właśnie w jej sprawie piszę.
Po minięciu szoku spowodowanego nowotworem i po przyjęciu kilku chemii postanowiłam poszukać informacji na temat mojej choroby, czyli guza Ewinga.
Pierwszym artykułem na który trafiłam był właśnie ten wątek. Był to dla mnie szok, gdyż wszystkie objawy opisywane przez forumowiczkę Koralinnę pasowały do mnie jak ulał!
Jak się okazało 16-latką o której pisała Koralinna byłam i jestem właśnie ja. Moja siostra szukała wiadomości i wsparcia na tym forum, gdyż nikt z mojej rodziny i znajomych nie wiedział jak z taką chorobą funkcjonować.
Jest to bardzo zakurzony wątek, bo nie pozwoliłam siostrze więcej się nim udzielać. Bardzo samolubne z mojej strony, teraz to widzę. Ale to był rodzaj pewnego buntu, który w sumie nic nie wniósł, a pewnie sprawił jej przykrość.
Teraz mam 17 lat (w maju 18
). Przede mną jeszcze jedna chemia podtrzymująca. Następnie badania i w zależności od nich zakończenie lub kontynuacja leczenia.
Czuję się wspaniale... Rosną mi najbardziej wyczekiwane włosy... Wracam do normalności... Nie wiem czemu zawdzięczam tak piękny obrót sprawy. Z wyniszczonego chorobą i chemią dziecka zamieniłam się w SZCZĘŚLIWE (jeszcze) dziecko. Nie wiem jak potoczy się moje dalsze leczenie i życie. Ale wiem jedno, będę walczyć. Bo dla takich chwil jakie przeżywam teraz warto żyć. Zawsze miałam i będę mieć nadzieję. Taką prawdziwą, szczerą
nadzieję... A
nadzieja to pewien rodzaj wiary...
Życzę wszystkim dużo siły potrzebnej do walki z chorobą i codziennością. Dzięki sile zdrowie przyjdzie z czasem! Pozdrawiam!