Witam
U mojej mamy zdiagnozowano w marcu 2016 r raka płuc płaskonabłonkowego, naciekowego, złośliwego, przerzutów nie stwierdzono(guz nieoperowalny). Do tej pory leczona była na POCHP ze stanem pogarszającym się, przy czym w lipcu 2015 r robiono RTG , które nie wykazało żadnych zmian na płucach! Lekarka, która najpierw mnie poinformowała o diagnozie, powiedziała, że stan mamy jest bardzo poważny i nowotwór jest bardzo zaawansowany. Bardzo dziwne , że 7 miesięcy wcześniej nie było żadnych zmian na płucach , aż tu nagle zaawansowany stan!
Do października była leczona chemią, w maju niespodziewanie (jeszcze przed chemią) stan jej się poprawił i całe lato i jesień czuła się nieźle. Pod koniec września wykonano tomografię-guz się zmniejszył, przerzutów nie ma. Radość jednak trwała dość krótko. W grudniu zaczęła się gorzej czuć, znowu intensywne ataki kaszlu i problemy z oddychaniem. 21 grudnia kolejna tomografia, gdyż onkolog zapisał ją na nową terapię, która dopiero co weszła (immunologiczną), gorsze samopoczucie złożono na karb infekcji wirusowej, dostała antybiotyki i jeszcze jakieś dodatkowe leki , ale stan jej się pogarszał, w końcu zaczęła się dusić, wezwałyśmy pogotowie i trafiła do szpitala. W tym czasie były wyniki tomografii: guz znowu urósł, naciska na oskrzela i dlatego mam się dusi. Podratowano ją i wypisano do domu (lek Pabi-dexamethason, duże dawki). To było w styczniu . Na początku lutego termin pierwszej dawki leku immunologicznego (w poradni chemioterapii, u tego samego lekarza). Rano ją podwiozłam, po powrocie miała wezwać taksówkę, bo nie chciałam znowu zwalniać się pracy. I tu zmierzam do punktu kulminacyjnego tej choroby, z powodu czego w ogóle zdecydowałam się napisać na forum. Mama zadzwoniła do mnie, żebym przyjechała, bo nie jest w stanie wezwać taksówki i mam zgłosić się do jej lekarza, bo ona nic z tego nie wie. Pojechałam ,mama była bardzo zmieniona na twarzy, brała właśnie kroplówkę, była przerażona, splatana, oszołomiona. Lekarz podejrzewał, że to taki atak paniki z powodu nowej terapii, długiego oczekiwania (najpierw pobieranie krwi i oczekiwanie na wyniki), zapisał jej leki uspokajające. Pojechałyśmy do domu, to był piątek a przez weekend (mieszkamy razem, tylko we dwie) mama zmieniała się z godziny na godzinę. W piątek jeszcze czytała książkę. W niedzielę rano już nie potrafiła się wykąpać sama, ubrać i odebrać komórki, ani odgrzać jedzenia. Powtarzała, że ma blokadę w głowie, zaczęła mówić od rzeczy. Spanikowana, zadzwoniłam do lekarza hospicyjnego(ma przyznane HD) i opowiedziałam w czym rzecz, załatwił natychmiastowe przyjęcie do szpitala. Oczywiście pierwsze podejrzenie, przerzut do mózgu, ale zrobiono tomografię głowy i nie ma. Wykluczono zmiany neurologiczne. Tymczasem stan był już taki, że mama nie potrafi wyjść sama do łazienki, usiąść na muszli i się załatwić- totalne splątanie i dezorientacja. Mówi od rzeczy. Konsultowana była psychiatrycznie i ustawiono jej jakieś leki, ale do dziś nie ma poprawy. Mnie poznaje ale inni jej się mylą. Objawy podobne do demencji czy ogólnie starczych chorób otępiennych, ale to nie to, gdyż to się stało z dnia na dzień. Absolutnie wcześniej nie było żadnych sygnałów. Lekarze nie wiedzą, co to jest i twierdzą, ze nie spotkali się z podobnym przypadkiem. Lekarz wykluczył zespół splątania występujący często w terminalnej fazie choroby nowotworowej (delirium) gdyż to nie jest ta faza. Mama już trzy tygodnie jest na paliatywnej, stan fizyczny nie jest zły, mimo że już sama nie chodzi bo jest za słaba, chudość jej przechodzi wszelkie granice, jakieś 40 parę kilo ( schudła w chorobie 30 kg), dlatego obawiam się, że w każdej chwili ją będą chcieli wypisać, nie można jej zostawić samej ani na chwilę (np. bawi się nożem bez świadomości do czego to służy), ja pracuję, nikogo więcej nie mamy. HD u nas to pielęgniarka raz w tygodniu na godzinę. Przerzuciłam cały Internet, skąd to się wzięło ( choroby psychiczne zwykle nie występują z dnia na dzień, toteż nawet psychiatra nie wiedział, co to jest) i jedyne , co mi wychodzi, to skutek uboczny dexamethazonu (jest w możliwych skutkach ubocznych: psychozy) plus ogromny stres i depresja związana z choroba nowotworową, a może taki skutek uboczny chemii? Stan nie wygląda na przejściowy, jak lekarze mieli nadzieję, bo nie ma poprawy. Najgorsze, ze mama zdaje sobie sprawę, że coś się stało jej z głową, ponoć co jakiś czas płacze i zawodzi głośno. Podwójnie cierpi, z choroby nowotworowej i psychicznej, w dodatku co jakiś czas dociera do niej, że nowa terapia została przerwana. Nie muszę mówić, że to dla mnie szok większy, niż rak, mama chwilami zachowuje się i wygląda (robi "miny") jak niedorozwinięte dziecko a jeszcze trzy tygodnia temu była zupełnie normalna. Czy ktoś spotkał się z podobnym przypadkiem? Ja sama leczę się na depresję i nerwicę od 12 lat , teraz jestem u kresu sił psychicznych i fizycznych , a przecież mama jest pod opieką, co będzie jak wróci do domu?
Dziwnie to wszystko wyglada, wskazuje na przerzuty do mozgu, natomiast TK to wyklucza.
Byc moze jest to skutek uboczny chemioterapi ktora Mama przyjela, skoro bezposrednio po jej podaniu nastapilo zalamanie. Byc moze zaszly jakies zmiany w mozgu, trudno powiedziec skoro lekarze rozkladaja rece.
Czy stan Mamy jest zwiazany z podaniem sterydu, czy Mama wczesniej go juz brala.
Co do powrotu do domu to masz racje, ktos musi z Mama byc caly czas, Tobie nalezy sie 2 tyg. urlopu opiekunczego, pytanie co dalej...
Jestescie pod opieka HD, moze czas na HS, tam Mama bedzie pod stala opieka, a Ty bedziesz mogla z nia przebywac ile chcesz. Mysle ze w Waszej sytuacji to najlepsze wyjscie.
Ty tez odpoczniesz psychicznie i fizycznie gdy bedziesz widziala ze Mama jest pod fachowa opieka.
Pozdrawiam i witam na forum.
_________________ NDRP, Tesc walczyl 4 miesiace i 1 dzien. Na zawsze w naszych sercach.
dziękuję za odpowiedź. Mama jest ciągle w szpitalu, jej stan psychiczny jest nieco ustabilizowany lekami, tzn jest spokojniejsza, nawet pogodna, ale nie jest "osadzona w rzeczywistości" tzn wie gdzie jest, mnie poznaje, inne osoby (znajomi) - to zależy od dnia. Koło siebie sama nie zrobi nic. Wypowiedzi w miarę rozsądne przeplata z bzdurami. Nadal się nie nadaje do pozostawienia jej samej, gdyż może zachować się w sposób niebezpieczny. Po ustabilizowaniu jej stanu lekarz zamierzał przygotowywać się do jej wypisania, ale jak poprosiłam o skierowanie do hospicjum stacjonarnego ze względu na niemożność zapewnienia jej opieki 24 godz na dobę w domu, zmienił zdanie. HS nie ma u nas, jest w innym mieście, byłoby to dla mnie gorzej, gdyż po południami nie mogłabym jeździć (nie jeżdżę po zmroku), w dodatku jestem na lekach .Do tego szpitala mam dwa kroki i mogę być u mamy codziennie. Tak, mama brała bezpośrednio przed tą "zapaścią psychiczną" sterydy -dexamethazon na rozszerzenie oskrzeli, nadal go bierze.
Co ciekawe, jej stan fizyczny nie pogarsza się- nie ma kłopotów z oddychaniem, nie kaszle, nie rzęzi (pewnie te silne sterydy ją utrzymują w takim stanie, bo guz na pewno tam robi swoje) , nic jej nie boli, tyle tylko że jest za słaba , żeby chodzić (ledwie trzyma się na nogach). Co ciekawe, ma teraz ogromny apetyt choć jest wychudzona strasznie. I chyba nie zdaje sobie sprawy z powagi swojej choroby, gdyż np nadmienia" jak wyzdrowieję , to...". Myślę, że oprócz działania sterydów, ta choroba psychiczna to na życzenie swojej podświadomości, takie wycofanie się , ucieczka z rzeczywistości, wobec wyczerpania sił psychicznych do walki ( w końcu cały rok) z chorobą.
Malgo07 zaburzenia świadomości zdarzają się także w chorobach nowotworowych. W trakcie leczenia choroby mogą wystąpić zaburzenia świadomości, takie jak brak w orientacji, co do miejsca i czasu i sytuacji własnej, pobudzenie psychoruchowe, zaburzenia postrzegania, halucynacje.
Możesz o tym poczytać tu: http://www.forumonkologic...wotworowej/4164
Cytat:
ta choroba psychiczna to na życzenie swojej podświadomości, takie wycofanie się , ucieczka z rzeczywistości, wobec wyczerpania sił psychicznych do walki
Tak może być. Czy mama jest pod opieką psychologa lub lepiej psychiatry onkologicznego? Może warto by tu było zastosować odpowiednie leczenie farmakologiczne?
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Widziałam przedtem ten artykuł ale czytałam nieuważnie, a na pewno nie dotarłam do drugiej strony. (Wtedy gdy szukałam informacji w necie byłam bardzo mocno zestresowana). Ciekawe, ze 4 różnych lekarzy badających mamę, w tym psychiatra, powiedzieli, ze się z czymś takim nie spotkali ( bo to jest niezwykłe, że ta utrata kontaktu z rzeczywistością nastąpiła nagle, z dnia na dzień). Psychiatra badał mamę, ale nie psychiatra onkologiczny bo u nas takowego nie ma. W moim małym miasteczku jest ośrodek onkologiczny na całe województwo- przyjeżdżają ludzie zewsząd, a i ma najlepszą opinię na całe województwo, jeśli chodzi o leczenie onkologiczne. A jednak nie ma psychiatry i psychologów onkologicznych, nie ma też hospicjum stacjonarnego.
Dziękuję za wysłanie tego linka, teraz przeczytałam uważnie i zawsze trochę lepiej na duszy wiedząc, że to nie jest odosobniony przypadek. Jak to pozory mylą, ja byłam od dawna słabeuszem psychicznym- życie mnie złamało, bo jako młoda osoba byłam silniejsza. A mama była zawsze silna psychicznie. Tak to przynajmniej wyglądało. I teraz w obliczu poważnej choroby psychika jej kompletnie wysiadła.
[ Dodano: 2017-03-02, 14:53 ]
zapomniałam dodać, że mama ma leczenie psychiatryczne farmakologiczne, ostatnio miała modyfikowane leki i osiągnięto znaczną poprawę nastroju , gdyż poprzednio , jak pisałam w pierwszym poście, mama co chwile zawodziła i płakała.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum