Problem wygląda następująco: na początku grudnia 2010r. po endoskopi i pobraniu wycinka stwierdzono u mojej teściowej raka płaskonabłonkowego przełyku (szczegółów nie pamiętam a nie mam dokumentacji przy sobie). Rak nieoperacyjny, skierowano na radioterapię. Mniej więcej w połowie grudnia pojawiły się wyniszczające wymioty. 17 stycznia wreszcie radioterapia (tylko przez 5 dni-nie wiem dlaczego tak krótko). Trochę nad tym nie panowałam, w sierpniu rodziłam, a w styczniu starsza córka miała operowaną przepuklinę. Radioterapia właściwie nie dała jakichkolwiek widocznych dla nas skutków. Nie wiem też co dokładnie lekarze zalecili czy mówili, bo teściu (83 lata, trudny człowiek) nie pozwolił być nawet mojemu mężowi przy wypisie. Do marca właściwie teściowa wciąż wymiotowała, miksowane papki nawet nie wchodziły schudła do 40kg (z 65kg). W końcu przez przypadek dowiedziałam się że ma skierowanie na balonikowanie i na założenie tego wpustu na dożywianie pozajelitowe, na które nie chcieli się zgodzić. Po na mowach 17 marca miało robione balonikowanie, założyli stępy. Włąściwie od razu była poprawa, już następnego dnia mogła teściowa jeść, ustały wymioty. W Święta Wielkanocne (po miesiącu od balonikowania) zauważyłąm że teściowa mimo że je, jakaś taka słaba jest. Okazało się że traci apetyt. Pod koniec maja już tragedia. Nie wychodzi już z domu, je właściwie pod przymusem. W tej chwili już praktycznie nie chodzi. Z pomocą przemieszcza się 2 razy dziennie z tapczanu na fotel i spowrotem. Je mikroskopijne ilości, dożywiamy ją nutridrinkami (których nie znosi i nas wyzywa), przez ostatnie 4 dni glukozą w kroplówce a teraz taką kaszką Nutrison Advanced Peptisorb Powder (Peptisorb). Teściowa bardzo dużo śpi, nic nie przybrała, jest osłabiona, generalnie nic ją nie boli, ma lekkie zaburzenia nie tyle mowy, co nie pamięta znaczenia słów,chce coś powiedzieć i nie wie jak, często się moczy w nocy, stolce też już się zdarzają (tym bardziej że nie ma siły by wstać i dojść do wc) i jeszcze strasznie ma opuchnięte nogi. Nogi unosimy cały czas do góry, jakby troszkę zaczęły schodzić.
Zaczynamy się z mężem zastanawiać czy tu już czas by może księdza wezwać, z drugiej strony nie chcę teściowej wystraszyć (wie że ma raka). Muszę też starszą córkę chyba przygotować na najgorsze, tylko nie wiem ile nam czasu zostało. Wiem że to pytanie nie na miejscu, ale chciałbym wiedzieć iel miesięcy, tygodni mamy jeszcze dla siebie.
Nie, teściowa jest w domu, poradnię opieki paliatywnej chwilowo zamknięto w naszym mieście, o wyjazd do Szczecina na jakąkolwiek wizytę w tej chwili nie ma szans-teściowa jest zbyt słaba. Co jakiś czas odwiedza teściową w domu lekarz rodzinny i właściwie tyle. Ta lekarka za wiele nie chce nam mówić (nie ma nas wpisanych jako osoby do kontaktu), może coś wcześniej teściowi powiedziała, ale on albo zapomniał albo nie pytał, bo twierdzi że nic nie mówiła.
Dzięki za odpowiedź. Dziś byłam pół dnia prawie sama (z dwójką moich córek: 7-letnią i 10-miesięczną) z teściową. Strasznie się bałam gdy spała:otwarta buzia, chwilowe bezdechy, w ogóle oddech bardzo cichy, płytki, twarz blada jak ściana. Jak się przebudzała to taka nieobecna, nie reagowała na to co mówię. A potem jak już się wybudziła właściwie ze smakiem zjadła jajko, a po godzinie już teściu był i wmusił jej pół talerza zupy i całkiem inna kobieta. Zauważyłam że zaraz po posiłku przez jakieś 0,5-1 godzinę jest prawie normalna, potem już zaczyna "odlatywać".
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum