Witam gorąco wszystkich!
Jestem tu po raz pierwszy. Mam masę pytań, ale zacznę najpierw od jednego
Niestety mój mąż ma przerzuty do płuc. Pierwotnie rak byl na nerce.
w 2006 roku guz usunięto (nerkę pozostawiono).
W tym roku okazało się, że w płucach pojawiły sie liczne małe guzki.
Od końca lipca mąż bierze interferon w dawce 9ml-3x w tygodniu.
Po trzech miesiącach na szczęście guzki się zmniejszyły.
Troche kiepskie są wyniki z krwi - neutropenia, zwiększony ALT (granica 40, mąż ma 80 ), AST, płytki krwi (spadają).
Czy ktoś może bierze interferon ? Interesuje mnie , jak długo bierze się te zastrzyki.
Lekarze mówią coś o 2 latach (może) i mała przerwa.
Czy odstawiany jest interferon w przypadku zaniku guzków?
W ogóle gdyby ktoś napisał jak na niego działa interferon, to byłabym wdzięczna.
Zauważyłam u męża oznaki depresji. Niestety nie chce udać sie do specjalisty, nie rozmawia też z lekarzem prowadzącym.
Czytałam, że to też mogą być skutki uboczne interferonu.
Diali, napewno tu "pomocne dusze" ci napiszą co i jak.
Ja jedynie napiszę, aby maż nie popadał w depresje bo to nie pomaga a zaszkodzi w leczeniu - duże szanse na wyleczenie zależą od nastawienia. Tyle moge napisać, trzymajcie się. Duzo spacerow, jakieś wspólne prace w domu aby nie myślał - pisze tak bo nie wiem czy maz pracuje czy nie. Trzymam kciuki!
dzięki seba
Wiem, że depresja nie pomaga w leczeniu, ale ja już nie mam pomysłów, żeby mąż zaczął pozytywnie myśleć. Nie chce wyjazdów, spacerów, w ogóle mam wrażeie że jest teraz tykającą bombą. Wystarczy, że coś nie po jego myśli i wybuch gotowy. Jestem cierpliwa, ale nie wiem jak mam go przekonać, żeby zaczął wierzyć, że od jego nastawienia dużo zależy. Na szczęście mąż pracuje, to jest taki typ człowieka, że gdyby siedział w domu to byłoby jeszcze gorzej. A fizycznie naprawde nie jest źle. Ma czasami lekkie duszności, pokasłuje, ale nie widać u niego choroby. Widzę, że w dniach w których wstrzykuje interferon jest osłabiony, ale i tak jest o wiele lepiej niż na początku kuracji. Tylko niestety brakuje pozytywnego myślenia ....
Diali...zastanawiam się cały czas co Ci napisać. Napewno jesteście w trudnej sytuacji jeśli chodzi o psychikę męża, jednak Twoim zadaniem jest przekazywaniu mu pozytywnego myślenia i tutaj mam problem:
hmm, no to twardy przeciwnik z męża Tykająca bomba... to może Ty z siebie troche wyżuć /tak z wyczuciem/ co Cie "bol". Może mąż czuje Twoją "opieke" i to go złości...?
Traktuj go jak zdrowego i też miej chumorki, może tego mu brakuje.
Dzięki za wszystkie podpowiedzi. Na początku to na pewno było po mnie widać, że bardzo przeżywam powrót choroby. Ale jakis czas temu otrząsnełam się i próbuje zachowywać tak jak zawsze. Humorki też mam, a co Tylko tak we wnętrzu czuję żal, że mąż nie chce dzielić się ze mną swoimi problemami. Czuję, że trzyma mnie troche na dystans, tak jakby uważał, że to tylko jego sprawa. Brakuje mi czasu spędzanego wspólnie, albo we dwoje, albo z naszymi chłopakami. Ma takie dni, że odpowiada wyłącznie tak lub nie, nie mając ochoty na rozmowę. Po prostu zamyka sie w swoim świecie. Tak szczerze mówiąc to cały czas szukam sposobu, żeby przekonać go, żeby było choć troche tak jak dawniej. Chciałabym często widzieć usmiech na jego twarzy, no i żeby wróciły te jego wygłupy
Chętnie wysłucham Waszych rad, bo lepiej cos robić niż nic nie robić
Hmm... Tak sobie pomyślałam, że może jeżeli diagnoza Seby (o tym, że mąż chce, abyś nie traktowała go w diametralnie inny sposób z powodu jego choroby) byłaby słuszna, to może udałoby Ci się z nim porozmawiać, mówiąc, że Ty oczekujesz od niego tego samego, tzn., żeby był bardziej otwarty, rozmowny jak kiedyś? Mogłabyś wtedy zapewnić, że wcale nie musicie często dyskutować o chorobie itp.
Ale to tylko takie moje luźne przypuszczenia, które nie muszą być miarodajne, bo nie znam Was osobiście... W końcu równie dobrze właśnie takim zamknięciem Twój mąż mógł zareagować na tę druzgocącą diagnozę, którą usłyszał.
Może nie chce mąż się dzielić problemami bo nie chce Cie smucić? Tak też może byc. Jednak Ty mu powiedz co cie boli,musisz. Bo długo tak nie można. Powiedz męzowi też że nei bagatelizujesz jego choroby ale są też ludzie którzy mają poważniejsze. On jest sprawny, musi cieszyc się życiem! A co mają powiedzieć ludzie po zawałach, wylewach, wypadkach - jak nie mają kończyn albo na wózku siedzą? /może i kiepskie porównanie ale potrzebny jest może wstrząs twojemu mężowi/ Powiedz że chcialabyś by było jak dawniej ale z tą chorobą da się żyć! Przecież ma wszystko sprawne
Ja też sprawny, a co, z tym że bez jednego "jajka" Jak się nie rozbiore to nie widać, a co mają powiedzieć kobiety bez piersi, to dopiero szok. AAAA i najważniejsze, TV, popsuj albo zrób coś z kablem antenowym- to pudło zabiera czas i chęć do rzycia! No i przy tym gadac nie idzie Wiem, bo mam spokój od kilku lat.
Mój Małżowinek to też typ wesołka z dużą dozą wygłupów, wogóle cała nasza rodzinka, po informacji o chorobie powiedział , że on się niczego nie boi , bo ma raka. I tak jest do dzisiaj, z większymi lub mniejszymi dołkami.
Przez cały okres naszej walki, informacja o postępie choroby bardziej była widać po mnie, to ja miałam chwile rozpaczy i płaczu, jednak dostałam "z liścia słownego" od Małżowinka, że gdy on widzi, że ja jestem załamana to czuje wtedy, że musi walczyć sam i jest w tym osamotniony.
Oj to był wstrząs dla mnie, bo wydawało mi się, że oprócz chwil załamania, Maałżowinek widzi we mnie siłę do walki. Wyelimonowałam ze swojego słownictwa słowa kierowane do niego " martwię się o Ciebie"- bo to Go najbardziej deprymowało.
Ale wiesz co jest dobre? oczywiście zależy to od charakteru Twojego mężą. Gdy Mój Małżowinek zamykał się w sobie i troszeczkę zamyślał, to ja odbiłam tego "liścia słownego" i Go poprostu postawiłam do pionu. Oczywiście nie ostro i załamująco, ale uświadomiłam mu , że choroba chorobą, ale żyć trzeba dalej. Póki jest czas, to choroba musi być obok nas.
Nie moża całkowicie zapełnić naszego życia, bo cała nasza rodzina będzie chora, nie fizycznie a psychicznie.
Żyjemy normalnie z chorobą obok, gdy za bardzo nie wnika w nasze życie to traktujemy ją, jako zło konieczne, ale nie dajemy jej zawładnąć naszym codziennym normalnym życiem.
Poozmawiaj o tym z mężem...i powiedz mu, że Ci go bardzo brakuje, tęsknisz za nim. Potrzebujesz normalnego Waszego życia jak wcześniej. A choroba jest ale niech będzie tłem w Waszym życiu a nie pierwszym planem.
Pozdrawiam Cię serdecznie
_________________ Gosia
nie oddam Cię kochany...będę walczyć z tą chorobą!
a i jeszcze jedno, tak juz ogólnie na poprawe nastroju i do Wszystkich.
Za oknem,każdy widzi jak jest, dni krótkie i światła mało.
Warto zainwestować w dodatkową lampke, która da dodtakowe światło. Zarówka oczywiście zwykła - bo ma miłe światło a te pare złoty na rachunku różnicy nie zrobi. I może tam gdzie siedzimy, dać zwykłe żarówki. To naprawde poprawia nastrój!
Kupujemy ciete kwiaty, jemy babnany,owoce,sałatki - to działa, banany np pobudzają chormon szczęścia i radości.
Warto też dobrej muzyki posłuchać, jeżeli macie płyte swoją a jak nie to:
http://www.sky.fm/
świetny link do muzyki lata 70,80,rock, jaz itp ponad 20 stacji - I co ważne- bez reklam i gadania! Tylko muzyka
Teraz słucham The Police , Hits lata 70- poprostu odlot
O kurczę, jak to fajnie, że sa ludzie którzy potrafią podnieść na duchu. Dopiero teraz jestem wstanie uwierzyć, że coś da się jednak zrobić. Seba, podałeś świetny pomysł na odcięcie kabla telewizyjnego. Może u mnie nie chodzi o tv, ale o kompa a konkretnie o grę. Mąż codziennie ucieka w świat gry i to na tak długo, że dla nas już prawie nie ma czasu. Będę działać, rozmawiać. Mąż jest bardzo twardym typem człowieka i bardzo uparty, ale podpowiedzieliście mi kilka rzeczy, więc myslę, że dam radę. Najwyżej na mnie sie wkurzy, obrazi się, ale ja i tak się nie poddam. Jesteśmy już 18 lat po ślubie i na pewno nie odpuszczę. Ja też potrafię być uparta.
Pozdrawiam!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum