Moja mama ponad 5 lat temu wykryła u siebie guzka w lewej piersi. Nie chciała iść do lekarza, nie wiem dlaczego.
Czas uciekał guzek rósł i pokazała się rana na piersi. Prosiliśmy, żeby zaczęła się leczyć, nie chciała.
Przykładała sobie gazę nasączoną Rivanolem i tak chodziła do pracy. Rana się powiększała.
Mogliśmy się tylko domyślać, że to rak zaczął naciekać skórę. Mama bagatelizowała sprawę.
Ponad rok temu zaczęła puchnąć cała ręka. Bolała ją zaczęła brać tabletki przeciwbólowe. Odmawiała naszej pomocy.
Prosiłam, żeby tą rękę trzymała wyżej. Kupiłam klin pod rękę. Mówiła, że jej to nie potrzebne.
Takie same ranki pojawiły się na drugiej piersi.
Jej sposób to gaza jałowa i posypana Dermatolem, założona pod podkoszulek, bo o noszeniu stanika już nie było mowy.
Zaczęła opadać z sił, ale nie chciała zrezygnować z pracy.
We wrześniu musiała zrobić badania do pracy. Liczyliśmy, że może lekarz medycyny pracy przekona ją do leczenia.
Oczywiście, że nie przekonał.
Ona na nim wymusiła pozwolenie na pracę jeszcze na 3 miesiące, do grudnia, bo wtedy chciała przejść na emeryturę.
Jedyna pożyteczna rzecz jaka wynikła z tej wizyty to, że zrobiła chociaż morfologię. OB 114 i anemia.
Kupiliśmy antybiotyk i na anemię Chela-Ferr Bio Complex.
Dochodziła do grudnia do pracy. Odprowadzałam i przyprowadzałam ją codziennie bo bałam się, że po drodze gdzieś zemdleje.
Po nowym roku tylko już raz wyszła z domu do ZUS-u załatwić formalności z emeryturą.
Po lewej stronie głowy nad uchem pojawił się guz. Z czasem zrobił się bardziej rozlany i pojawiły się ranki.
Miesiąc temu zniknął obrzęk z ręki, ale palce zostały sztywne, nie może ich zginać.
Pojawił się za to wyciek pod lewą pachą.
Widać po tym jak gaza i koszulka robią się mokre od wysięku. Pojawiła się chrypka.
Tydzień temu spuchły ramiona, i boli ją strasznie lewa ręka, trochę wyżej i niżej łokcia.
Oczywiście dalej nie pozwala wezwać lekarza. Mówi, że jak wezwiemy to go wyrzuci razem z nami.
W tej chwili jest bardzo słaba. Z dnia na dzień traci apetyt. Ledwo wstaje do łazienki.
I tak nie wiem jak ona ma jeszcze siłę wstać. Nie pozwala się dotknąć, pomóc w czymkolwiek.
Wszystko jest na nie. Nie zmuszamy jej do niczego bo wiadomo, że cierpi.
Dzisiaj poszłam do przychodni, porozmawiać z lekarzem bo już nie mam siły patrzeć jak cierpi.
Chciałam tylko porozmawiać. Okazało się, że lekarz do którego mama była zapisana już od 2 miesięcy nie pracuje.
Pani w rejestracji była miła i wskazała mi gabinet innej pani lekarki. Szczerze żałuję, że poszłam.
Oczywiście wysłuchała mnie. Nie mogła uwierzyć, że mama nigdzie się nie leczyła.
Po czym zapytała się jak mogę mieć pewność, że to rak piersi jak mama nigdy nie była zdiagnozowana.
Chciałam, żeby mi dała skierowanie do lekarza, który przyjdzie do domu, może z domowego hospicjum.
Pani powiedziała, że obowiązują ją procedury. Najpierw szpital, później onkolog i wtedy hospicjum.
I niestety nie może mi pomóc tym bardziej, że mama odmawia leczenia.
Ja to wszystko rozumiem, ale co ja mogę zrobić? Czekać aż będzie tak słaba, że nie będzie mogła protestować?
Dobrze wiem, że na szpital się nie zgodzi.
Przyjdzie lekarz rodzinny i co zrobi jak mama nie ma żadnych badań ani historii choroby.
Zresztą ta pani lekarka powiedziała, że nie ma czasu przyjść bo ma dużo swoich pacjentów.
Poradziła mi zadzwonić na nocną obsługę chorych.
A ja naprawdę nie wiem jak w tej chwili mam jej pomóc jak ona sama nie chce.
tak naprawde rzeczywiscie, nie ma zadnej diagnozy, wiec nie wiemy, czy to rak.
Ale sytuacja, jak sama wiesz, wyglada niedobrze - powiem wiecej: jest bardzo zle.
Osobiscie ja, jako byly pacjent onkologiczny nie rozumiem, jak mozna nie pojsc do lekarza, gdy cos sie dzieje. Twoja mama wykryla 5 lat temu (!!!) guzka w piersi i nic w tym kierunku nie zrobila. Najpewniej jeszcze wtedy mozna by bylo leczyc z intencja wyleczenia, teraz z tego, co piszesz, wynika, ze absolutnie nie ma szans na wyleczenie.
Bedac na oddz. onkologicznym widzialem ludzi, ktorzy by oddali wszystko za mozliwosc leczenia - u twojej mamy jest na odwrot.
Nie wiem, co ci poradzic - mysle, ze powinnas uszanowac decyzje twojej mamy: to jest jej zycie i jej wybor: nie chce sie leczyc.
Tak, staramy się uszanować jej decyzję. Czasami mam takie dni gdy się załamuję. Pod wpływem takich emocji znalazłam to forum i napisałam. Mama zawsze była uparta i nigdy w życiu nie chodziła do lekarza. Przez 45 lat pracy była chyba 3 dni w domu ze względu na rwę kulszową. O i wtedy poszła bo dostała zastrzyki, ale to było z 15 lat temu. Jest twarda jak nie wiem. Nigdy nie mówi, że ją boli. Widzę tylko po tym jak ubywają tabletki przeciwbólowe.
Może bała się tego jak wyglądał tata po chemii. Zmarł 12 lat temu na raka płuc po półrocznym leczeniu.
Dobrze było się tu wygadać.
Dzisiaj był całkiem niezły dzień w porównaniu do trzech wcześniejszych dni. Zjadła trochę zupki na obiad. Niestety robi się coraz słabsza. Nie chce dać się umyć. Nic kompletnie.
Witaj.
Moja Mama chorowała blisko 4 lata na zaawansowany nowotwór lewej piersi. Wyjściowo z przerzutami, z otwartą raną, która po hormonoterapii bardzo ładnie się zabliźniła blisko 4 lata- jakbyś miała więcej pytań, pytaj śmiało, tu czy na PW
tu masz nasz wątek: http://www.forum-onkologi...ejacy-vt599.htm
pozdrawiam ciepło
Twoja sytuacja jest bardzo trudna i zarazem delikatna. Z jednej strony należałoby uszanować decyzję o leczeniu czy jego zaniechaniu. Z drugiej strony, ile można patrzeć na cierpienie bliskiej Tobie osoby, czyli mamy.
Ja uważam, że powinnaś ponownie porozmawiać z mamą. Powiedzieć, co czujesz, kiedy odmawia leczenia i przede wszystkim poznać motywy postępowania mamy w kwestii zaniechania przez nią leczenia.
Zdaję sprawę, ze na pewno nie raz rozmawiałaś z mamą o lekarzu, czy leczeniu, ale tym razem mów o swoich odczuciach. Postaw mamę w twoją sytuację i poproś Ją, jak by się zachowała kiedy to TY byś odmawiała leczenia.
Zdaję sobie sprawę, że będzie to ogromnym wyzwaniem wobec tak zdecydowanej mamy na "nie" , ale zawsze warto spróbować i powiedzieć Jej, jak bardzo jest ważna w twoim w życiu. Może w końcu się przełamie i pozwoli na odrobinę pomocy.
Skoro mama nie chce się leczyć i taką decyzję podjęła świadomie, to zostaje chyba tylko patrzeć na jej cierpienie, choć mi osobiście wydaję się to niewyobrażalne.
Spytaj może mamę, czy jest jej to obojętne, że Ty też cierpisz, bo na to patrzysz...
A może niespodziewanie wezwać do niej karetkę? Oczywiście z kłamstwem, że mama zemdlała..bo przeciez nie przyjadą po wiadomości, że mama leży i nie chce się leczyć.
Sytuacja jest straszna, a piszę to z pozycji osoby, która widziała cierpienie u bliskich.
Trzymaj się.
Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia. Czytam posty i widzę jak ludzie walczą. Naprawdę nie wiem jak mama może tak podchodzić do swojego zdrowia. Najbardziej ucieszy się ZUS.
45 lat pracy. Emeryturę dopiero wypłaca od 5 m-cy i długo już pewnie nie będzie. Mama ma teraz 68 lat.
Mam ciocię, która ostatni rok walczyła z rakiem zapalnym piersi. Sześć chemioterapii, operacja i radioterapia. Teraz uśmiecha się od ucha do ucha. Dobrze się czuje i wszyscy mamy nadzieję, że na dobre wygrała.
Jak coś się zmieni dam znać.
Wyrazy współczucia.
Ciężko pogodzić się z odejściem ukochanej Osoby.
Jedynie świadomość, że nie będzie bólu i cierpienia pozwala przetrwać te trudne chwile.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum