Witam wszystkich,
Chciałam podzielić się moją historią, a właściwie walką z chorobą mojej mamy i jej sióstr.
W 1997 roku wyryto u mojej mamy nowotwór piersi , o średniej złośliwości.
Udało jej się pokonać tego potwora, ale konieczna była mastektomia.
Niestety w 2005 roku rak ponownie zaatakował drugą pierś i zaczęła się walka .
Tym razem było gorzej , bo zostały zaatakowane węzły chłonne.
Po 6 cyklach chemii i radioterapii, udało się znowu pokonać chorobę.
W tym samym czasie chorowała z moją mamą jej siostra, miały w tym samym czasie mastektomię i jeździły na chemię.
Obie wygrały.
Niestety to nie koniec historii.
W tym roku w lipcu z uwagi na wykrytą u mamy mutację genu BRC1 wykonano profilaktyczną operację wycięcia jajników i macicy.
Niestety wszystkich zszokował wynik histopatologiczny - guz w jajowodzie , stopień złośliwości G3, na szczęście bez nacieków.
Zaznaczam , że moja mama kontroluje się co 6 miesięcy, w maju nie była widoczna żadna zmiana podczas badania.
Od wtorku zaczyna batalię z chemioterapią.
Obecnie choruje z mamą jej druga siostra -rak jajnika stopień zaawansowania IV.
Tym wpisem chciałam tylko wszystkim powiedzieć, że można wygrać z rakiem , tylko trzeba się kontrolować często i systematycznie.
Mojej mamy siostra niestety tego nie robiła i jest teraz bardzo smutna konsekwencja , choć wiedziała , że jest nosicielką mutacji genu BRC1.
Ja również mam mutację genu BRC1 , kontroluje się systematycznie.
Być może do tego wszystkiego podchodzę spokojnie, racjonalnie,bo przez te 18 lat oswoiłam się z tematem z uwagi wyżej opisaną historię.
Rak to nie wyrok, ale niewątpliwie ciężki przeciwnik.
Mam nadzieję , że moja mama i tym razem wygra walkę, a ciocia będzie żyła jeszcze długo.
Pozdrawiam Was serdecznie