1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Czy to już? |
Gabeczek
Odpowiedzi: 29
Wyświetleń: 12292
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2017-09-18, 22:08 Temat: Czy to już? |
Czytam forum od dłuższego czasu ale dziś potrzebuje pomocy i rozwiania wątpliwości. Także proszę o ewentualną pomoc/wskazówki/uwagi/wsparcie :}
U mamy (56 lat) pod koniec lutego postawiono diagnozę - drobnokomórkowy rak płuc z przerzutami do nadnerczy. Bardzo szybko dostaliśmy się na oddział onkologiczny i rozpoczęto chemioterapię (do czerwca 6 sesji). W międzyczasie mama narzekała że ma jakby zdrętwiałą część ciała - zrobiono rezonans głowy i znaleziono przerzuty. Mama miała naświetlania głowy. W czerwcu wyszła ze szpitala po ostatniej chemii, była słaba, ale miała apetyt wracała jej energia, całą chemię zniosła całkiem nieźle, wiadomo bywały bardzo złe momenty i bardzo dobre jak na te okoliczności. Na kontrolnej tomografii guz w płucach był mniejszy, była nadzieja.
Pod koniec lipca mama miała zauważalne drobne kłopoty z chodzeniem, jakby jedna noga odmawiała posłuszeństwa i była słabsza. Od tej chwili wszystko potoczyło się w mgnieniu oka. W ciągu tygodnia zaliczyliśmy etap od drobnych problemów, przez zakup laski do całkowitej niezdolności chodzenia, paraliż nóg, niemożność wypróżnienia. Mama wylądowała na sorze (tato z siostrą zawiózł mamę). Z Centrum Onkologii odesłano mamę na neurologię do szpitala wojewódzkiego. Tam zrobiono tomografię głowy oraz rezonans kręgosłupa - znaleziono naciek na rdzeniu kręgowym. Szpital przeprowadził szybką konsultacja z centrum onkologii i mama miała trafić na naświetlania kręgosłupa na radioterapię. Zdążyliśmy jeszcze spotkać się całą rodziną na jej urodzinach 14 sierpnia - mama już słabo jadła, mdliło ją, na wózku, ale zadowolona że jej najbliżsi są razem.
Na radioterapii byłam z nią cały tydzień, od rana do wieczora, pomagałam, podawałam jedzenie, mama już nie wstawała. Ale cały czas dzielna, starała się jeść mimo że ją mdliło, wybierała smaczki, ja przynosiłam ze sklepu to na co miała akurat ochotę. Rozmawiałyśmy, czytałam jej, dużo spała. Mieli jeszcze z tatkiem 31 rocznicę ślubu w przedostatni dzień na oddziale.
Wróciła do do domu, nadal w humorze ale coraz bardziej zmęczona, senna. Czasami zdarzało jej się mówić od rzeczy, pytać kilkukrotnie o to samo, ganić nas że zadajemy jej głupie pytania.
Dziś już tylko śpi, a ja siedzę obok, czuwam i piszę ten post.
Mama jeszcze 2 tygodnie temu jadła, średnio bo średnio ale udało ją się namówić i zaproponować coś na co miała ochotę. Myliła się, zapominała, dużo spała. Rozmawiałyśmy, odwiedzały ją koleżanki. Wyjechałam 5 września, musiałam wrócić do pracy. Przyjechałam w piątek, 3 dni temu, ledwie mnie poznała, chwilę to zajęło aż dotarło do niej co się dzieje ale się bardzo ucieszyła. Mama miała podawane kroplówki od jakiegoś tygodnia (nawadniającą plus glukoza), pabi dexamethason doustnie i plaster durogesic 25mg/h (od wypisu z radioterapii podawany był tramal retard). Kłopoty z przełykaniem pojawiły się w ciągu ostatniego tygodnia a co za tym idzie i coraz mniejsze porcje jedzenia i picia które mama przyjmowała. Mimo paraliżu bardzo narzekała że bolą ją nogi. W sobotę już mówiła tak cichutko że musiałam ucho przykładać do jej ust, część była słyszalna, część niezrozumiała (mowa jakby przez zaciśnięte zęby, sepleniąca), część od rzeczy. Ale cichutko powiedziała że boli ją choroba i odpowiedziała mi że też mnie kocha i dała całuska. Nic już nie zjadła, zaciskała usta, trochę udało mi się ją napoić - dosłownie kilka łyczków przez strzykawkę. Wczoraj już się nie obudziła, śpi spokojnie, raz na jakiś czas pomrukuje i cicho jakby pojękuje, trochę jakby się nie zgadzała z kimś, trochę jakby ją bolało/uwierało coś ale na twarzy nie widzę żadnych grymasów - ma bardzo spokojny wyraz twarzy. Nie wiem czy ją boli, nadal jest tylko na plastrze, w razie co mamy morfinę do podania podskórnie (HD nas zaopatrzyło)
Trochę za dużo napisałam, ale tak to jest, musiałam trochę sobie odjąć z serca i duszy ale teraz do sedna - zdecydowaliśmy z tatkiem i siostrą, że wczorajsza kroplówka z glukozą była ostatnia. Mama się nie obudziła po niej wczoraj, nic to nie poprawiło, nie odzyskała przytomności, na chwilę otworzyła oczy ale była gdzieś indziej, nic nie mówi, nie odpowiada.
W związku z tym strasznie biję się z myślami czy dobrze zdecydowaliśmy.. czy może to jeszcze nie jest koniec a ja mamę skazuję na odwodnienie i zagłodzenie bo mi się coś wydaje i przeczytałam za dużo postów na tym forum i artykułów o celowości "kroplówek wzmacniających" na tym etapie. Rodzina mamy zapytała: "co teraz, to jak to będzie, ale tak nic nie robić, lekarz chyba wiedział co wypisuje, to my mamę zagłodzimy, jak ona będzie jadła"
niech mi ktoś podpowie, nie chcę mamie zaszkodzić..
chcielibyśmy mamie pomóc, ulżyć w cierpieniu, mam wrażenie że przynajmniej od czasu do czasu jest świadoma mimo że nie odpowiada (może nie da rady) to ciężko jej z tym że jest przykuta do łóżka, niesamodzielna, wymaga naszej ciągłej opieki, boli ją wszystko i to nadal tak trwa. my byśmy chcieli żeby jak najdłużej była z nami ale nie takim kosztem, nie ze świadomością że możemy wydłużać jej niewygodę życia.
Jakby ktoś miał chwilkę poświęcić na przeczytanie i napisanie nawet kilku słów to byłabym bardzo wdzięczna. Obserwuje mamę i staram się wyczytać z tego ile czasu nam jeszcze zostało, mówię jej że wszystko dobrze i żeby się nie martwiła bo ją mocno kochamy i jest dzielna. Dziś zapytałam ją czy cierpi i nie wiem czy świadomie, ale odpowiedziała że nie, a to były jej jedyne słowa od soboty mam nadzieję że tak właśnie jest... |
|
|