1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Mama nie radzi sobie z chorobą ojca |
lidkaa
Odpowiedzi: 5
Wyświetleń: 5635
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2016-08-06, 21:35 Temat: Mama nie radzi sobie z chorobą ojca |
Przeprowadzka do rodziców oznacza, że zostawię 12-letniego syna z mężem, który pracuje około 12 godzin dziennie i bardzo często wyjeżdża służbowo, więc praktycznie bez opieki. Syna nie zabiorę, bo nie zmienię mu szkoły na czas bliżej nieokreślony, we wrześniu zaczyna gimnazjum. Wykorzystałam już urlop i opiekę nad chorym członkiem rodziny w czasie powrotu taty po operacji. W grudniu mam termin porodu.
Opieka hospicyjna jest po prostu beznadziejna- od maja lekarz był DWA razy po 10 minut. Rzucił parę porad odnośnie jedzenia, wypisał dwie recepty, po resztę i tak chodzimy do rodzinnego. Pielęgniarka przychodzi dwa razy w tygodniu, ale naprawdę nie wiem po co. Tak samo wyglądają wizyty sąsiadki, rozmowa o pogodzie, sadzeniu ogórków i porada, żeby więcej się ruszać i więcej jeść.
Stan emocjonalny i zachowanie mamy jest obecnie takie, że zastanawiam się,czy nie jest jej potrzebny psychiatra. |
Temat: Mama nie radzi sobie z chorobą ojca |
lidkaa
Odpowiedzi: 5
Wyświetleń: 5635
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2016-08-06, 13:13 Temat: Mama nie radzi sobie z chorobą ojca |
Chciałam Was prosić o obiektywne spojrzenie na bardzo trudną dla nas wszystkich sytuację.
U taty dwa miesiące po usunięciu płatu płuca z diagnozą gruczolakoraka IIIB stwierdzono rozległe przerzuty. W kwietniu przeszedł jeden cykl chemioterapii, po którym trafił do szpitala z neutropenią w stanie krytycznym. Lekarz wykluczył dalsze leczenie chemią i radioterapią i od maja tata przeszedł pod "opiekę" hospicjum domowego.
Od maja nie wstaje już z łóżka, bardzo chudnie, słabo je, ale nic go nie boli, nie ma odleżyn, jest w doskonałym kontakcie, czyta, ogląda telewizję, rozmawia, sam je. Opieka nad nim polega na opróżnieniu kaczki, zmienieniu pampersa po oddaniu stolca, mniej więcej raz na dwa dni, podaniu posiłków i leków, pomocy przy umyciu się i zmienieniu pościeli. Ja mieszkam w innym mieście, 90 km dalej, pracuję, mam dwunastoletniego syna i jestem w piątym miesiącu ciąży. Od kwietnia przyjeżdżam do rodziców na każdy weekend, teraz w wakacje jesteśmy częściej, zostajemy na około tydzień. Na codzień więc mama jest z tatą sama (mama ma 70 lat, tata 78, za tydzień mają 50 rocznicę ślubu).
I teraz problem właściwy: Stosunki między moimi rodzicami są tragiczne i pogarszają się z dnia na dzień. Najkrócej ujmując mama ma pretensje, że musi przy nim robić to co robi, bo on nie chce pójść do hospicjum stacjonarnego, chociaż taka możliwość jak najbardziej istnieje. Mama uważa, że ojciec złośliwie upiera się przy leżeniu w domu, że jest roszczeniowym egoistą, że traktuje ją jak służącą. To jest jej wersja. Tata z kolei mówi mi, że mama traktuje go okropnie, że w ogóle z nim nie rozmawia, jest cały czas obrażona, albo wściekła, demonstruje takie zachowania, że czasem boi się ją o coś poprosić, robi co musi i wychodzi. A on nie chce pójść do hospicjum bo się boi, że to już będzie ostateczny koniec i chce umrzeć w swoim pokoju, ze swoimi książkami i kwiatami.
Niestety to co widzę potwierdza wersję taty. Mama bardzo dba o niego pod względem leków, higieny, posiłków, pościeli. Ale na tym koniec. Ton obrażony, albo zły, zero uśmiechu, nie mówiąc o zwyczajnej rozmowie, wzdychanie, trzaskanie drzwiami, złośliwe aluzje na temat szpitala, komentarze za drzwiami, ogólnie postawa osoby maksymalnie nieszczęśliwej. Nie mówię, że tata jest aniołem- bywa zniecierpliwiony, zły, opryskliwy. Ale jest całkowicie na nas zdany, zachorował nagle po 78 latach cieszenia się doskonałym zdrowiem i świetną formą, zostały mu miesiące życia, rozumiem go. Staram się też rozumieć mamę, ale... tu mi trudniej. Wiele razy proponowałam, żeby wyjechała gdzieś nad morze, odpoczęła, ja zostanę i będę robić to co ona- kategorycznie odmawia. Tata z kolei nie chce, żebym go zabrała do nas. Przyjeżdżam więc tak często jak tylko mogę, dzwonię do niej po 6-7 razy dziennie, wysłuchuję jej żali, nie oceniam, nie krytykuję, staram się wspierać. Mimo to mama twierdzi, że jest z "tym" sama, nikt jej nie rozumie i nie chce pomóc. Tak naprawdę to ona chce jednego- żeby tata poszedł do hospicjum. A on się na to nigdy nie zgodzi i tu koło się zamyka.
Dziś tata poprosił mnie, żebym zorientowała się, czy można gdzieś kupić leki do popełnienia samobójstwa, jakie to muszą być specyfiki, ile zażyć, czym popić.....Powiedział mi, że myślał, że umrze szybciej, a to już trwa 4 miesiące, mama jest nieszczęśliwa, on do hospicjum nie pójdzie, do nas też nie chce, a to jest jedyny sposób, żeby nie był dla niej takim obciążeniem. Załamałam się po prostu. Nie wiem co mam robić. Może ktoś tutaj mi pomoże? |
|
|