1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
magdal
Odpowiedzi: 23
Wyświetleń: 12325
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2013-05-01, 11:52 Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
Dziewczyny, przytulam Was wszystkie bardzo serdecznie. |
Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
magdal
Odpowiedzi: 23
Wyświetleń: 12325
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2013-04-30, 14:47 Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
Elsi, fajnie że na razie ok, a co będzie dalej, zobaczysz. Nie martw się na zapas. Trzymaj się! Miłego majowego i dużo słońca, i nadziei. Magda |
Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
magdal
Odpowiedzi: 23
Wyświetleń: 12325
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2013-04-08, 21:52 Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
Elsie, może ten wyjazd dobrze Ci zrobi, troche sie zdystansujesz, mimo wszystko "odpoczniesz" od choroby męża. Wykorzystaj to, bo przed wami trudne dni niedługo. Trzymaj się. Magda |
Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
magdal
Odpowiedzi: 23
Wyświetleń: 12325
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2013-03-30, 19:47 Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
Nigdy nie byłam ciężko chora, chociaż otarłam się o śmierć, ale chciałabym zabrać głos. W razie ewentualnej choroby, chcę wiedzieć, co się ze mną dzieje, jakie mam szanse i na pewno nie zniosłabym kłamstw. Dziś tak czuję, ale czy faktycznie tak się zachowam, gdyby coś złego mnie spotkało? Nie wiem, czas to może zweryfikuje. Moi domownicy wiedzą, jakie mam poglądy, mówię o tym cały czas.
Ale ludzie są różni. Mój tata, gdy zachorował, nie chciał rozmawiać z lekarzami ani z nikim innym tylko ze mną. Kazał mi mówić konkretami, tłumaczyć mu, co z nim robią, gdzie pojedziemy, ale nie życzył sobie proroctw ani użalania nad nim. Miałam trudną rolę do spełnienia. Czasem było mi bardzo ciężko, ale nie miałam wyjścia. Nieraz tata mówił do lekarza: córka mi to wyjaśni…
Mój mąż natomiast mówi od zawsze, że ma zamiar żyć 100 lat, a jeśli zachoruje, to nie chce o niczym wiedzieć. Będzie robił, co mu każą, ale on z lekarzami rozmawiać nie będzie. Zresztą zawsze był taki. Bierze sporo leków na różne choroby, ale to ja mu te leki rozkładam do pudełeczka na cały tydzień. I gdyby musiał to zrobić sam, chyba nie wiedziałby, jaki lek kiedy połknąć. Czasem jestem o to zła na niego, że go to w ogóle nie interesuje, mówię mu, że powinien to robić sam. A ostatnio zapowiedział kategorycznie: w razie jakiejś poważnej choroby niech mi nikt nie mówi, jakie są rokowania. Co ma być, to będzie, a będzie dobrze!.
Moja mama teraz choruje. Jest pielęgniarką. Bardzo baliśmy się o to, jak zniesie diagnozę, tym bardziej że mój tata chorował na to samo. Dlatego chcieliśmy być przy niej, wesprzeć, po prostu być. Nikt nie taił przed nią niczego. Chcemy natomiast ją chronić przed ewentualnymi kretynami, którzy potrafią bez ogródek walnąć prosto z mostu, że nie ma nadziei i żadnych szans na wyzdrowienie. A wiem, że zdarza się to często. Uważam, że nadziei nie można odbierać nikomu, bo cuda czasem się zdarzają.
Dlatego wydaje mi się, że pacjenci są różni, jedni dociekliwi, drudzy mniej, jedni chcą wiedzieć bardzo dokładnie wszystko, inni szybko wychodzą z gabinetu, nie pytając o szczegóły. Każdy ma prawo do przeżywania swojej choroby, jak chce i do wiedzy na ten temat. Tak myślę, ale może się mylę? Nie wiem…
Życzę Wam samych dobrych wiadomości i dużo wsparcia od bliskich. Magda |
Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
magdal
Odpowiedzi: 23
Wyświetleń: 12325
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2013-03-28, 12:05 Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
To dobrze że lekarz wykazał tyle taktu i dał nadzieję. Bo nadzieja dla pacjenta tak chorego jest najważniejsza. Ja na każdym etapie rozmów z lekarzami nawet pielęgniarkami np z hospicjum proszę o dużą dawkę nadziei, żeby nie wystraszyć za bardzo, żeby mamie nikt z grubej rury nie powiedział czasami: pani nie ma szans, nic nie da się zrobić...a wiem , że takie rzeczy się zdarzają, niestety.
Elisie, życzę Ci dużo sił i jak najwięcej czasu spędzonego z mężem. Może będzie dobrze. Nie trać nadziei.
Joasiu, współczuję Ci bardzo...Magda |
Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
magdal
Odpowiedzi: 23
Wyświetleń: 12325
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2013-03-27, 11:26 Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
Elisie, lekarz na pewno powie, to co powinien...piszesz, że mąż jest "na chodzie", pójdzie sam, dowie się wszystkiego. Mam nadzieję, ze dr wszystkie inf przekaże w "ludzki" sposób. Zrobisz, jak uważasz, czujesz...My wiedzielismy, że mama ma diagnoze tę najgorszą z mozliwych, że nie ma nawet nadziei, poza tym mama jest pielęgniarką i ma dużą wiedze na temat różnych chorób. I jeszcze ważne było dla nas to, ze tata chorował na to samo i mama wiedziała, jakie sa rokowania. Baliśmy się jej reakcji i dlatego chcieliśmy byc z nią...
Elisie, zawsze mozesz zapytac męża, czy chce bys poszła z nim. Może nie będzie miał takiej potrzeby. Pozdrawiam Cię, trzymaj się. Duzo sił zyczę...na wszystkie kolejne dni . Magda |
Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
magdal
Odpowiedzi: 23
Wyświetleń: 12325
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2013-03-26, 20:16 Temat: Początek drogi - krajobraz po diagnozie |
Rozumiem Cię doskonale, gdyż sama przechodziłam niedawno ten czas. Moja mama ma nowotwór płuc. W szpitalu, gdy okazało się, że to rak, poprosiliśmy lekarza, by dał nam 3 dni, by na razie mamie nie mówił o chorobie. Zgodził się, bo i tak czekaliśmy na pozostałe wyniki, by potem już, wypisując mamę do domu, dać jej komplet badań. To co wtedy czułam, można porównać do Twych doświadczeń….w głowie i w sercu były takie same emocje…
To był też czas mojego oswajania się z chorobą mamy, lękiem, czy dam radę z mamą to wszystko przejść, czy zrobię wszystko, co do mnie należy, czy wystarczy mi sił…To był też czas takiego wypłakania się, ale i przygotowania się do wtorku, gdy mama miała poznać prawdę. Mój brat ma przyjaciółkę, psychologa klinicznego, która pomogła nam w tym trudnym czasie. Przede wszystkim podpowiedziała nam to, byśmy nie mówili mamie sami o nowotworze. Od poinformowania pacjenta są lekarze, a nie bliscy! Zaufaliśmy jej i chyba miała rację. Nie uniosłabym tego na pewno. Poprosiliśmy ordynatora, by zrobił to w „łagodnej” formie, tzn. by mama –wychodząc z gabinetu od niego- nie została pozbawiona nadziei…
Pamiętam ten dzień… i to co czułam wtedy… Tak mi szkoda było mamy. Nie wiedziałam, jak zareaguje, czy się załamie, czy będzie płakać, czy może wydarzy się coś innego…Wiem jedno, byliśmy razem z mamą, wspieraliśmy ją…W domu ją przytuliłam, powiedziałam, że kocham i że będziemy walczyć…Obie się popłakałyśmy…
Dziś od tamtych wydarzeń minęły 2 miesiące, a mnie się wydaje, że minęły wieki…
Jeśli mogę coś jeszcze dodać od siebie, z własnego doświadczenia, to wydaje mi się, że nie można nic na siłę robić. Chory musi mieć czas na to, by się z chorobą „zapoznać”, nie trzeba go popędzać. Wszystko przyjdzie w swoim czasie. Trzeba z nim być, a to czasem jest najtrudniejsze.
I jeszcze jedno, w pewnym momencie zaczęłam używać liczby mnogiej, tzn. wzięłyśmy leki, musimy iść na badanie itp. Zastanowiło mnie to…Doszłam do wniosku, że nie mogę umierać (jej leczenie jest paliatywne) z mamą, mogę być z nią, wspierać, dodawać sił, ale to nie jest nasze wspólne chorowanie…
Nie wiem, czy moje doświadczenie na coś Ci się przydało…
Przytulam w ten trudny czas. Magda |
|
|