Dopiero zaczynam bicie mojego raka po szczypcach Stać mnie jeszcze na uśmiech...
Wczoraj dowiedziałam się, że w mojej tarczycy zagnieździł się rak brodawkowaty.
Rokowania jak mówią lekarze - niezłe. Najpierw operacja całkowitego usunięcia tarczycy, potem terapia radiojodem. I nadzieja, że pożyję jeszcze trochę...
Problemem jest, że mam jeszcze jednego cudownego towarzysza - małego ludzika, w 13. tygodniu ciąży. Lekarze chcą operować za kilka tygodni, mnie się spieszy, żeby się tego paskuda (raka, nie ludzika) pozbyć, ale strasznie się boję o dziecko, o ciążę i w ogóle, jak sobie poradzę po operacji, mam jeszcze małego synka. Jeśli badanie hist.-pat. po operacji da zły wynik, to chcą mi ciążę zakończyć w 32 tygodniu i posłać piorunem na radiojod, a ryzyko wad rozwojowych z powodu niedonoszonej ciąży duże.
Istnieje też możliwość odłożenia operacji i terapii jodem na okres, kiedy już urodzę, to z kolei jeszcze pół roku czekania.
Stoję przed decyzją o przystąpieniu - lub nie - do operacji. Proszę o poradę, jeśli ktoś potrafi pomóc, jaka decyzja jest najlepsza. A może ktoś zna podobny przypadek?
Pozdrawiam w dwupaku
Operować.
Poradzisz sobie Ty, poradzi sobie Ludzik
Zajrzyj -> tutaj <-
Oczywiście po operacji ktoś będzie Ci musiał przez jakiś czas pomóc w opiece nad synkiem.
Nie oszczędzaj rodziny - kogo masz to angażuj.
W przypadku raka czas to życie lub śmierć.
Kilka tygodni w raku brodawkowatym tarczycy nie powinno zrobić różnicy, ale miesięcy - może. Rezygnacja z operacji to podjęcie zbyt poważnego ryzyka. Będziesz potrzebna swoim dzieciom jeszcze wiele lat...
pozdrawiam cieplutko.
Witaj.
Uśmiechać masz się nie tylko teraz, ale i za miesiąc, dwa, rok i tak dalej...
Rak to wredne choróbsko, ale można z nim walczyć. Rak brodawkowaty tarczycy można skutecznie leczyć, ale trzeba działać. W związku z tym myślę, że operacja na pewno powinna się odbyć jeszcze przed porodem. Dzięki temu zwiększa się szansa, że nie bedzie przerzutów i wystarczy wyciecie samej tarczycy.
Radiojod oczywiście dopiero po narodzinach maleństwa, czy przyspieszać powitanie maluszka ze światem na 32 tygodzień, czy dać mu trochę więcej czasu - nie potrafię doradzić, ale dla niego każdy tydzień ma znaczenie, niech w tej kwestii wypowiadają się specjaliści...
Nie wiem gdzie się leczysz, ale może warto rozważyć konsultacje w IO w Gliwicach?
Trzymaj się dzielnie, wszystko będzie dobrze. Dacie radę!
Pozdrawiam cieplutko.
W kwestii formalnej:
Nie jestem lekarzem, moja powyższa wypowiedź prezentuje tylko mój subiektywny pogląd na sprawę. Moje doświadzczenia z rakiem ograniczaja się do tego, iż sam mam raka rdzeniastego tarczycy.
P.
Bardzo dziękuję za życzliwe porady, niestety, to nie wygląda tak różowo dla małego ludzika jak dla mnie po operacji, chirurg wprost powiedział, że z powodu wahań hormonów dziecko może mieć rozmaite uszkodzenia. Matka zawsze będzie chronić dziecko, nie da się ukryć. Ale jak sobie pomyślę, że mnie i tak zabraknie wkrótce, czy się będę leczyć czy nie, a mąż ma zostać z niepełnosprawnym dzieckiem i drugim, które wymaga rehabilitacji, to płakać mi się chce.
Poza tym guz ruszony przy operacji może dać przerzuty, węzłów chłonnych już nie będzie do obrony, a do jodoterapii jeszcze pół roku, o ile dożyję.
Stąd takie wielkie we mnie wahanie. Czy ktoś zna osobę po operacji tarczycy w ciąży? Jak zniosła to matka i dzidzia? Gdzie była operacja, kto ją przeprowadzał?
Będę wdzięczna za wszelkie informacje.
Ludziki, ja też nie mam tarczycy, tyle że nie miałam podobnego dylematu, więc operacja itd.... Leczenie J-131 nie zawsze musi być wykonywane natychmiast po operacji, wszystko zależy od wyników.
Ja miałam skorupiaka brodawkowato-pęcherzykowego GIII z ogniskami angioinwazji, a leczniczy jod dostałam przeszło rok po operacji i już 15 lat jest ok. Natomiast jeśli guz jest ograniczony tylko do tarczycy, to usuwana jest cała tarczyca, a nie sam guz, wiec duża szansa, że nie będzie cięcia przy guzie (ja miałam usuwany najpierw sam guz, w trakcie operacji robione badanie hispat i wycinaną całą tarczycę).
Żeby z dzieckiem było wszystko dobrze musisz bardzo pilnować się z hormonami po usunięciu tarczycy, to jest podstawa. Spotkałam kilka kobiet, które rodziły nie mając tarczycy i nie było problemów z dziećmi.
Trudna decyzja, ale bezpieczniej nie czekać ze skorupiakiem, bo właśnie teraz ma się co rozsiewać.
Pozdrawiam Cię / Was serdecznie, trzymam kciuki za dobrą decyzję.
w mojej tarczycy zagnieździł się rak brodawkowaty.
Rokowania jak mówią lekarze - niezłe. Najpierw operacja całkowitego usunięcia tarczycy, potem terapia radiojodem.
Zacznijmy więc od ustalenia istotnych spraw. Jest to rak brodawkowaty, a więc zróżnicowany (rozpoznanie potwierdzone biopsją?). Czy wykonano dotąd (i jakie) badania obrazowe, które pozwoliły wstępnie ustalić jaki jest stopień zaawansowania choroby? Jakiej wielkości jest guz/ek? Czy guz ograniczony jest do gruczołu tarczowego czy też nacieka jego torebkę? Czy stwierdzono powiększenie regionalnych węzłów chłonnych i podejrzewa się istnienie przerzutów?
ludziki napisał/a:
Problemem jest, że mam jeszcze jednego cudownego towarzysza - małego ludzika, w 13. tygodniu ciąży. Lekarze chcą operować za kilka tygodni
Standardem jest najpierw ocena stopnia zaawansowania choroby.
Co do etapu ciąży: w I trymestrze zabieg może być powikłany poronieniem. W II trymestrze operuje się. Zabieg w III trymestrze może wiązać się z przedwczesnym wywołaniem porodu - zazwyczaj więc czeka się do rozwiązania (i często ciążę zakańcza wcześniej cesarskim cięciem).
Można rozważyć leczenie operacyjne dopiero po ukończeniu ciąży w przypadku: wysokozróżnicowanego raka tarczycy gdy choroba jest w początkowym stadium.
(tu problemem ponadto jest fakt, że ciąża jest stosunkowo wczesna, a więc do jej ukończenia zostało sporo czasu).
ludziki napisał/a:
chirurg wprost powiedział, że z powodu wahań hormonów dziecko może mieć rozmaite uszkodzenia.
O tym powinnaś porozmawiać z onkologiem-endokrynologiem i/lub ginekologiem-endokrynologiem. Z tego co mi wiadomo, u kobiet w ciąży przeprowadza się tyreoidektomię oraz leczenie L-tyroksyną dbając o właściwe stężenie FT4 i nie jest to postępowanie, które skazuje płód na uszkodzenia.
Owszem, pewnie ryzyko istnieje (jak i u innych ciężarnych z niedoczynnością), ale nic tu nie jest na tyle oczywiste by w/w postępowanie było przeciwwskazane.
Onkolog-endokrynolog i/lub ginekolog-endokrynolog powinni wyczerpująco odpowiedzieć na Twoje pytania, określając stopień ryzyka.
Jednocześnie powinnaś mieć świadomość ryzyka jakie niesie za sobą nie poddanie się operacji.
ludziki napisał/a:
Matka zawsze będzie chronić dziecko, nie da się ukryć.
Pamiętaj również o tym dziecku, które już jest.. Lecząc się - chronisz je. Przed przedwczesną utratą matki i wielkim cierpieniem.
ludziki napisał/a:
Ale jak sobie pomyślę, że mnie i tak zabraknie wkrótce, czy się będę leczyć czy nie
Tego nie rozumiem? Czy się będziesz leczyć, czy nie?..
To nieporozumienie.
ludziki napisał/a:
guz ruszony przy operacji może dać przerzuty
Znów nie pojmuję - guz w czasie operacji ma zostać ruszony (i co to oznacza?) czy wycięty?
Na pewno w każdym razie może dać przerzuty guz, który nie zostanie zoperowany.
ludziki napisał/a:
węzłów chłonnych już nie będzie do obrony
Węzły chłonne nie chronią przed rakiem. Za to są ulubionym miejscem przerzutów brodawkowatego raka tarczycy.
ludziki, zmień swój tok myślenia! Przynajmniej w kwestii samego raka.
Twoja choroba jest chorobą całkowicie wyleczalną. Niestety do czasu.
Napisz proszę jakie jest zaawansowanie choroby. To bowiem powinno mieć spore znaczenie dla podjęcia przez Ciebie jakiejkolwiek decyzji - o ile taką opcję rozważamy.
DumSpiro-Spero - rozpoznanie potwierdzono biopsją, w wyniku nic nie ma ani o naciekach, ani o węzłach chłonnych. Nie wiadomo, jak szybko rozwija się nowotwór, od znalezienia guza minęło niecałe 2 tygodnie. Ale jego wielkość - 20x14x9 mm sugeruje, że to zmiana od co najmniej 5 lat, wg dostępnych danych rośnie on wolno. Sama operacja nie stanowi problemu, istotą sprawy jest - co potem, co z dzieckiem - to jest dla mnie najważniejsze. A na to pytanie lekarze milczą robiąc głupie miny, niestety... Przy pytaniu o konkrety - szansa na zdrowe dziecko jest nikła, jeśli się teraz zoperuję.
Świadomość ryzyka mam - w mojej rodzinie nie umiera się na nic innego niż rak. Niezależnie od tego czy chory niszczył się operacjami, naświetlaniami i chemiami w nadziei na dłuższe przeżycie, czy wybrał naturalny bieg choroby, nie dawało to więcej niż 2 lata i 9 miesięcy. Stąd i ja sobie tyle daję w maksymalnym wymiarze, dlatego też rozważam czy w ogóle się leczyć, a może przeżyć te lata z rodziną, ciesząc się dziećmi i mężem.
Rozpisałam się, ale poczułam się maksymalnie atakowana, stąd i moja nadmierna reakcja. Pomogło mi to jednak zrozumieć, co jest dla mnie ważne w podejmowaniu tej decyzji i za to bardzo dziękuję, nikt dotąd mi tego tak dosadnie nie uświadomił, że myślałam tylko o sobie. Ani lekarze, ani rodzina.
kierujesz się emocjami - jednak w tej sytuacji to zrozumiałe.
Myślę jednak, że skoro szukasz porady na medycznym forum onkologicznym - zależy Ci również na argumentach racjonalnych. Decyzję i tak podejmiesz sama.
Nikt Cię nie atakuje - trzeba by było być złym człowiekiem by mieć to na celu. Ja najchętniej przytuliłabym Ciebie, Twojego maluszka i Twój brzuszek. Sama mam 3 malutkich dzieci (wszyscy to chłopcy.. ) i jestem przewlekle chora. Nie jest to rak, niemniej jednak jakieś 3,5 roku temu oświadczono mi, że dane statystyczne dotyczące mojego rzadkiego schorzenia autoimmunologicznego wróżą mi jakieś 6 lat życia.
Myślę, że operowano wtedy danymi nieco 'przeterminowanymi' , niemniej jednak nie wiem jak będzie i również - jak i Ty - przeszłam chwile, w których płakałam z żalu, że nie zobaczę jak moje dzieci dorastają..
Jeśli zapis "Pamiętaj również o tym dziecku, które już jest.. Lecząc się - chronisz je. Przed przedwczesną utratą matki i wielkim cierpieniem." potraktowałaś jako radę by nie myśleć o sobie - to nie zrozumiałyśmy się. Wiem, że o sobie nie myślisz. Wiem, że uwaga Twoja jest skupiona na dzieciach - na tym, które jest i na tym jeszcze nie narodzonym. Okrutny los sprawia, że decyzja, którą podejmiesz może być bardziej 'na korzyść' jednego lub drugiego dziecka. Nie podejmując leczenia - chronisz dziecko nie narodzone przed powikłaniami leczenia. Podejmując leczenie - chronisz dziecko, które już z Tobą jest, przed utratą mamy.
mam nadzieję, że teraz mnie rozumiesz..
Brodawkowaty rak tarczycy, jeśli nie doszło do rozsiewu do narządów odległych, rokuje bardzo, bardzo dobrze. Ogółem 85% chorych leczonych żyje przez 10 lat (i dłużej - po prostu monitorowano ich dla celów statystycznych przez ten właśnie okres).
Jeśli rak ograniczony jest do gruczołu tarczowego - wyleczenia sięgają 90-95%.
Kilkadziesiąt % chorych z przerzutami do narządów odległych osiąga przeżycie 5-letnie (i dłużej).
Dla porównania: przeżycia (ogółem!) 5-letnie w raku trzustki sięgają 3-5%. W glejaku wielopostaciowym mózgu przeżyć 5-letnich nie obserwuje się.
Nie można więc porównywać porównywać 'raka' do 'raka'. Każdy z nich wywodzi się z innego narządu i cechują go zupełnie inne cechy biologiczne. Różnice w rokowaniu i szansie na wyleczenie są ogromne!
Kochana Aniu, uwierz - że nie dotyczy Cię prognoza 3-letniego przeżycia. Masz szansę na dłuuugie i normalne życie, jak i inni ludzie nie obciążeni piętnem śmiertelnej choroby.
Niezależnie od tego co postanowisz - bardzo bym chciała byś przyjęła powyższy sposób myślenia. Nie jesteś skazana na to, by żegnać się ze swoimi dziećmi, zanim one dorosną.
Jeśli zbierzesz siły i będziesz chciała dalej rozmawiać - daj znać. Ja ze swojej strony mogę zaoferować uzyskanie opinii na poruszony przez Ciebie temat od odpowiednich autorytetów medycznych. Opinii oraz statystyk - dotyczących wad rozwojowych u płodu na skutek leczenia onkologicznego matki (konkretnie w przypadku tyreoidektomii).
Przytulam mocno i proszę - nie gniewaj się już .. i główka do góry!
ludziki - słuchaj (a raczej czytaj) co mówi DumSpiro-Spero, bo "dobrze gada". Podpisuję się dwoma rękami.
Też mam raka tarczycy (RRT ) i kochanego dzieciaczaka - ale trzeba walczyć.
Oczywiście nie porównuje naszych sytuacji, bo nie da sie tego uczynić, ale chcę Cię przekonać byś spróbowała spojrzeć, na to wszystko co Cię spotkało, bardziej optymistycznie.
I pamietaj co mówił Simonton: "Negatywizm jest łatwy, natomiast utrzymanie nadzieji wymaga kreatywności i siły".
Wierzę, że tej kreatywności i siły Ci nie zabraknie!
Trzymaj się dzielnie.
Pozdrawiam cieplutko.
Trochę mnie tu nie było, miałam dużo spraw do przemyślenia...
Dziękuję za wypowiedzi, ile osób, tyle zdań. Potrzebuję wszystkich możliwych opinii, wiedza mnie uspokaja, czy to medyczna, czy po prostu z doświadczeń innych, którzy to przeszli.
Mnie to wszystko przybliża do niepopularnej medycznie decyzji, żeby zaczekać i badać się regularnie, żeby wiedzieć, co i jak dla siebie, urodzić normalnie, a potem zrobić pełną diagnostykę, której teraz zrobić nie można i najwyżej się leczyć, jeśli jeszcze rokowanie będzie w miarę pomyślne.
Usg bez zmian, guz mniejszy, myślę, że raczej nierówno zmierzony za pierwszym razem, w opisie określony jako "stabilny". Zresztą w ciąży potrafi się zmniejszyć, jak się dowiedziałam.
Węzły chłonne powiększone, ale ponieważ stale choruję, jak to w ciąży, to nie ma się co dziwić, organizm próbuje się bronić.
Bardzo dziękuję za wszystko, potrzebowałam i słów otuchy, i medycznych faktów.
Jesteście kochani będę walczyć , jak potrafię, na pewno jeszcze nie raz tu zajrzę i dam znaki, co się dzieje! I mam nadzieję, że wszystkich zaskoczę, o takim, uśmiechem
Mnie uśmiechem nie zaskoczysz, ja po prostu jestem przekonany, że się uśmiechniesz - inaczej być nie może.
A co do informacji medycznych to na zjeździe w Zakopanem ma być też poruszany problem terapii w trakcie ciąży; tu znajdziesz streszczenia wszystkich konferencji: http://www.raktarczycy.ed...zczenia_www.pdf
Pozdrawiam Was cieplutko!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum