Witam wszystkich bardzo serdecznie. Jestem tu nowa. Tak się złożyło, że mój tato (78l) w kwietniu miał zdiagnozowanego chłoniaka, po szczegółowych badaniach diagnoza: chłoniak rozlany z dużych komórek B. Tato miał zajęte 3/4 żołądka, 80% szpiku kostnego i nie wiem dokładnie co jeszcze, niestety nie znam szczegółowych wyników.
Pierwszą chemię tato zniósł dobrze, bez większych komplikacji, po drugim wlewie jest tragicznie.
Pojawiła się gorączka, obawiałam się neutropenii, ale po zastrzykach na podniesienie białek gorączki na jakiś czas ustąpiły, jednak tato przestał chodzić, dosłownie jest przykłuty do łóżka z koniecznością używania pampersów włącznie. Obecnie przebywa na oddziale wewnętrznym miejskiego szpitala, do tego wszystkiego wykryto u niego bakterię E coli we krwi. Tato nadal nie funkcjonuje samodzielnie, dzisiaj jak mama była u niego patrzył tępym wzrokiem w jeden punkt na suficie i nie potrafił wydobyć z siebie słowa.
Ten stan trwa już dwa tygodnie i w związku z tym wystąpiła konieczność odsunięcia w czasie kolejnej dawki chemii (wczoraj miał termin 3-go wlewu).
Czy taki stan po chemioterapii jest normalny, czy też takie objawy mogą być spowodowane czymś innym.
Proszę o pomoc.
Mieszkam za granicą, póki co nie wybierałam się do taty bo po przewertowaniu internetu i zebraniu wszelkich informacji o chłoniakach jestem dobrej myśli i jestem pewna, że on z tego wyjdzie.
A może jednak nie powinnam być taką bezmyślną optymistką i szybko wsiadać w samolot i lecieć, bo jego stan nie należy do normalnych..?
Najbardziej irytuje mnie brak skojarzonego leczenia, to znaczy uważam, że w takim przypadku tato powinien być na oddziale onkologii, a nie na wewnętrznym innego szpitala, bo jak tu zapytać internistę czy te objawy mogą być spowodowane przez brak odpowiedzi chłoniaka na leczenie..ehh...
Pojawiła się gorączka, obawiałam się neutropenii, ale po zastrzykach na podniesienie białek gorączki na jakiś czas ustąpiły,
Millena Moon napisał/a:
Obecnie przebywa na oddziale wewnętrznym miejskiego szpitala, do tego wszystkiego wykryto u niego bakterię E coli we krwi.
Gorączka nie jest wynikiem obniżenia parametrów białokrwinkowych krwi lecz zakażenia organizmu do którego doszło w następstwie neutropenii. Pojawienie się gorączki to wskazanie do konsultacji z lekarzem prowadzącym - podawanie czynników wzrostu granulocytów w dalszej kolejności - przede wszystkim po konsultacji antybiotykoterapia, posiewy itd.
Millena Moon napisał/a:
A może jednak nie powinnam być taką bezmyślną optymistką i szybko wsiadać w samolot i lecieć, bo jego stan nie należy do normalnych..?
Przede wszystkim Twój tata nie jest już najmłodszy - z tego powodu, pomimo, że chłoniaki to nowotwory chemowyleczalne, tak trzeba mieć świadomość, że chory nie jest w stanie otrzymywać chemioterapii w takich dawkach i takim rytmie co na przykład 30 latek. Dodatkowe obciążenia pojawiające się wraz z wiekiem także nie są korzystne w momencie podawania chemioterapii. Na pewno rokowanie u Twojego taty nie jest takie same jak u pacjenta młodszego - trzeba mieć to na uwadze.
Millena Moon napisał/a:
Najbardziej irytuje mnie brak skojarzonego leczenia, to znaczy uważam, że w takim przypadku tato powinien być na oddziale onkologii, a nie na wewnętrznym innego szpitala, bo jak tu zapytać internistę czy te objawy mogą być spowodowane przez brak odpowiedzi chłoniaka na leczenie..ehh...
W tej chwili to (paradoksalnie) nie nowotwór stanowi największe zagrożenie dla Twojego taty a ogólnoustrojowe zakażenie organizmu, które musi zostać wyleczone przed kontynuacją chemioterapii. To właściwe, że chory leczony jest na oddziale wewnętrznym a nie na oddziale onkologii. Obecnie nie ma szans na kontynuację chemioterapii - dlaczego więc miałby być leczony na oddziale onkologicznym?
Pozdrawiam
_________________ www.rjforum.pl - Nowotwór jądra to nie wyrok! Masz wątpliwości? Dowiedz się więcej!
Ślicznie dziękuję za tę informację.
Czyli rozumiem, że to nie chemia przybiła tatę do łóżka, ale infekcja nią spowodowana.
Co do wieku mojego taty to zdaję sobie sprawę, że tato ma swoje lata, jednak wielu pacjentów nawet po 80-ce da się wyleczyć.
Ogólnie choroba u taty rozwinęła się piorunująco.
Jesienią gościł u mnie wraz z mamą przez kilka miesięcy, był całkowicie zdrowy, pełen sił witalnych. Wyjechali w listopadzie. W grudniu tato zachorował na infekcję z objawami grypopodobnymi, a więc gorączka i długo utrzymujący się kaszel. W lutym zaczął narzekać na bóle w nadbrzuszu i inne objawy ze strony przewodu pokarmowego, bóle się nasilały na USG wykryty został pojedynczy guz, kilka tygodni później tomografia wykryła rozsianego chłoniaka. Podczas pobierania materiału na biopsję okazało się, że 3/4 żołądka jest zajęte. Guzy żołądka były już na tyle duże, że dosłownie były wyczuwalne przez powłoki brzuszne.
Po pierwszej dawce chemii, guzy żołądka znacznie się zmniejszyły, przestały być wyczuwalne i przestały dawać dolegliwości. Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze. Po drugiej chemii niestety - komplikacje.
Martwię się tym, że kolejna chemia musi zostać przesunięta w czasie, bo z tego co widzę, ten rodzaj chłoniaka rozprzestrzenia się u taty błyskawicznie...:(
Millena, niestety, ale oddziały onkolgiczne/hematologiczne rzadko się zajmują leczeniem powikłań po chemioterapii. Chyba że pacjent leży w szpitalu i coś nie tak się dzieje w trakcie wlewu. Z doświadczenia wiem, że jak są problemy między wlewami, to szuka się pomocy na sorze, a stamtąd oddział chorób wewnętrznych.
Ja bym na Twoim miejscu przyleciała odwiedzić tatę. Na pewno potrzebuje teraz wsparcia najbliższych osób. Jakby nie było, chłoniak - mimo że ma dobre statystyki - to bardzo poważna choroba. To nowotwór. I wtedy liczy się rodzina, wsparcie i bliskość. Ta choroba bardzo weryfikuje relacje międzyludzkie i zrób wszystko, żeby być przy ojcu. Jak ja zachorowałam, to mój brat w ciągu 8 godzin przyleciał do mnie z Londynu. Wariactwo, bez sensu, i niby niepotrzebnie, ale to się liczy, to było bardzo ważne - z tej perspektywy tak to odbieram.
Musisz wiedzieć też, że chłoniak nieleczony tak intensywnie jak powinien być leczony - szybko wykańcza ludzi. Trzymam z całej siły kciuki, żeby lekarze szybko uporali się z infekcja u Twojego taty i żeby szybko mógł kontynuować leczenie.
Pierwsza chemia spowodowała uzyskanie odpowiedzi ze strony nowotworu, guzy się znacznie zmniejszyły, i tato zaczął normalnie jeść i przestał gorączkować. Po drugiej chemii RCHOP zaczęły się schody, wylądował w szpitalu z szeregiem skutków ubocznych, na dodatek zakażony został e coli, na skutek antybiotykoterapii dostał grzybycy przewodu pokarmowego, na skutek innej bakterii przyplątało się zapalenie jelit. W sumie jego stan był bardzo ciężki z niewydolnością krążenia włącznie. Na szczęście na oddziale zakaźnym wyprowadzili go z tego, wzmocnili, rozpoczęli rehabilitacje, tak, że po powrocie do domu zaczął korzystać z kaczki, zaczął chodzić do toalety o chodziku, a nawet codziennie grywał z mamą w karty.
Byłam u niego przez tydzień w lipcu przed 3-cią chemią.
Trzecia chemia była podana 29 lipca, ale nie był to już schemat R CHOP tylko RCVP. PO kilku dniach od przyjazdu do domu, tatę znów powaliło do łóżka, znów zaczęły się pampersy, biegunki. Tato nie był w stanie nawet ruszyć ręką czy nogą, a chodzik odszedł w niepamięć.
Teraz tato leży, podsypia w ciągu dnia, ciśnienie 90/48 puls ok 120. Zaczynają się chwilowe utraty świadomości. Brak łaknienia, problemy z przełykaniem. Lekarz stwierdził na podstawie klinicznego obrazu objawów, że choroba nowotworowa jest w stanie progresji. Obecnie tato jest już na kroplówkach, plasterkach z morfiną i innych lekach narkotycznych.
Lekarz uświadomił mi, że to już jest proces umierania. ...
A ja się zastanawiam, czy jeśli polecę do Polski za tydzień, czy to już nie będzie za późno.
Czy lepiej jutro czy pojutrze wsiadać w samolot i pędzić ile sił..?
Nie wiem, w jakiej jesteś sytuacji, pracujesz, masz problemy z wzięciem wolnego, ale w takich chwilach takie rzeczy schodzą na drugi plan. Skoro u Twojego Taty pojawiają się zaniki świadomości, przyjmuje morfinę i inne leki narkotyczne, z kontaktem będzie raczej coraz gorzej. Myślę, że chciałabyś się pożegnać z Tatą, coś mu powiedzieć, więc leć, dopóki jest jeszcze taka szansa.
Tak, wiem, wiem, jutro wsiadam w samolot i lecę...szkoda, że nie jestem faszystką, bo wybiłabym wszystkie raki na tej ziemi, aby już więcej nikogo nie nękały...
Dzięki za tak ciepłe słowa wsparcie...
Milena, trzymaj się dzielnie i bądź przy tacie. Chętnie przyłączyłabym się do Twojego ugrupowania wybijającego wszystkie nowotwory na tej planecie. Życzę Ci dużo siły, a tacie - jeśli jest jakakolwiek szansa - niech pokona gada! A jeśli to jest "proces umierania", to tego, żeby te dni były dla niego jak najlepsze, wśród najbliższych, bez bólu, żeby czuł się bezpiecznie.
Mój tato niestety przegrał walkę, niestety to nie były jak w temacie skutki uboczne chemioterapii, tylko powolne przegrywanie, po trzeciej dawce chemii odszedł 26.08.2013 o godzinie 2.30.
Jednak Ci tym z Was, którzy to czytają życzę, abyście cały czas byli dobrej myśli, chłoniaka można wyleczyć, i trzeba cały czas ufać w wyleczenie. Pamiętajcie wiara może uczynić cuda, nie poddawajcie się.
Życzę wszystkim dużo zdrówka.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum