Jestem zła na ludzi na tym forum jak np. kobiety, które mają po 30-40 lat ciągają te 80 - letnie mamy po chemiach, lekarzach. Ja wszystko rozumiem, każdy ma prawo do leczenia, przeżywają chorobę i nie umieją tego zaakceptować, że w tym wieku można już na prawdę odpuścić. Oni mają to szczęście, że są na prawdę ustabilizowane życiowo, mają swoje rodziny, dzieci.. i w tym późnym wieku dopadła ich choroba rodziców. Zazdroszczę..
Ja, moja mama i rak to nierozłączny trójkąt od ponad dwóch lat. Nie radzę sobie. Przy niej jestem najsilniejsza na świecie, w sobie rozpadam się na kawałki.
Mam tylko mamę, nigdy nie poznałam ojca. Miałam 21 lat jak mama zachorowała, wrzesień przed 3. rokiem studiów. Wzięłam dziekankę, nie wiedziałam jak będziemy żyć. Skończyłam licencjat, teraz przez tą operację, która kosztowała nas 50 tys. zł znowu musiałam zrezygnować, tym razem z magisterki, nie dałybyśmy rady finansowo. Pomyślicie sobie - weź się dziewucho do pracy, nie wyobrażam sobie tego. Ja i mama zamieniłyśmy się rolami życiowymi. Teraz to ja jestem jej mamą, ona moim dzieckiem, którym się opiekuję. Z samopoczuciem jest przecież różnie, na chemię, po wyniki, na wizyty chodzę z nią bo wolę sama wszystko usłyszeć, mama po drodze zapomni połowy istotnych dla mnie rzeczy. Tu operacja, tu oczekiwanie na następną. Nie dam rady iść do pracy, nikt mi jej nie da jak będę potrzebowała tylu dni wolnego na zawołanie.
Od ponad dwóch lat nie miałam dnia żeby nie myśleć o tej chorobie, jestem zupełnie inną osobą, moje zachowanie zmieniło się diametralnie.
Nie mogę zacząć myśleć, co będzie jak stracę jedyną, najważniejszą dla mnie osobę, przecież sobie nie poradzę w życiu, nie ogarnę. Nie umiem zrozumieć dlaczego to nas właśnie spotkało, nie wierzę w to.
Problemy z jedzeniem a raczej z apetytem są kolejnym problemem. Ja już totalnie staję na głowie. Po głupią rzecz pojechałabym na drogi koniec miasta bo akurat ma na to ochotę, byle by zjadła COKOLWIEK. Doprowadza mnie to do białej gorączki, te jej zachcianki a za razem wybrzydzanie, mam ochotę nią potrząsnąć, ale przecież idę po tę rzecz no bo musi coś zjeść.
nie radzę sobie z całą tą chorobą, wierzę w to, że z tego wyjdziemy, ale niestety te czarne myśli też są. Chyba bym się rozpadła na milion kawałków, bez niej nie będzie mnie. Poświęciłam się jej TOTALNIE, praktycznie nie mam swojego życia. Z resztą nie chce go mieć bez niej.
AleksandraL, bardzo Ci współczuje choroby mamy ale jednocześnie zrobiło mi się przykro i trochę ogarnęła mnie złość.
Dlaczego? Sama piszesz, że bez mamy nie istniejesz, nie masz swojego życia, nie chcesz go mieć. Wyobraź sobie, że nasze mamy, ojcowie, mężowie, żony są dla nas dla nas najważniejsi tak jak dla Ciebie Twoja mama. I nie ważne ile mają lat czy 40, 50, czy 80, bo są to najważniejsze i najkochańsze NASZE osoby, które kochamy tak jak Ty, bez których świat staje się inny, bez których nie wyobrażamy sobie życia, choć to życie i tak dalej będzie trwać. Dla nas również opieka nad naszymi bliskimi, ulżenie im w bólu i każdy dzień z ich lepszym dniem, uśmiechem na twarzy jest naszym balsamem dla duszy. Nie ważne ile człowiek ma lat, każda śmierć jest za wcześnie, każdy ma prawo do życia, to są nasi najbliżsi, kochani, jedyni, niezastąpieni. Dobrze, można powiedzieć, że ktoś kto ma ponad 80 lat przeżył swoje, ale pamiętaj, że jest to czyjś rodzić, ktoś kto jest tak samo ważny dla kogoś i przykro się czyta, że tak oceniasz ludzi, tak jakby jedni mieli prawo żyć, bo są młodzi a Ci starsi niekoniecznie, Oni też mają prawo żyć, leczyć się.
Masz prawo do złości, do swojego zdania, ale pamiętaj, że wszyscy na tym forum walczymy i kochamy.
Pozdrawiam i życzę dużo siły do walki o zdrowie i życie Twojej mamy.
aleksandraL,
skąd wziął ci się pomysł, że starzy ludzie nie zasługują na leczenie, ulżenie w bólu? O swoją 80-letnią matkę byś nie walczyła?
całkowicie popieram:
""ktoś kto ma ponad 80 lat przeżył swoje, ale pamiętaj, że jest to czyjś rodzić, ktoś kto jest tak samo ważny dla kogoś i przykro się czyta, że tak oceniasz ludzi, tak jakby jedni mieli prawo żyć, bo są młodzi a Ci starsi niekoniecznie, Oni też mają prawo żyć, leczyć się. "-
Jestem po prostu w szoku, czytając tutaj taki wpis (wstęp). Widzę, że nie tylko mnie to poruszyło…Dlaczego tak uważasz? wyjaśnij szerzej proszę, co tak na prawde miałaś na myśli. Mam tylko jedną prośbę, zanim coś takiego napiszesz, przemyśl to. Narażasz się takim wpisem w tym miejscu na ‘atak’ ze strony wielu osób. Mój atak sobie daruję, bo nie tego ten wątek dotyczy
Wracając do Ciebie – udaj się do dobrego psychoterapeuty, takiego, który pracuje z osobami chorymi onkologicznie i ich rodzinami, czy nawet psychoonkologa. Sama sobie nie dasz rady, potrzebujesz wsparcia, może nawet dobrym wyjściem była by grupa wsparcia, gdzie bezpośrednio masz kontakt z ludźmi w podobnej sytuacji. Jest to pomocne.
Wiele osób, które poświęcają się całkowicie opiece nad chora osobą ma podobnie i wtedy pomoc specjalisty jest niezbędna. Dlatego rozważ to, bo inaczej takie myślenie, emocje będą się pogłębiać.
Pozdrawiam.
oczywiście nie sądzę, że takie osoby nie zasługują na walkę itd, ale to Wy zrozumcie to w mój sposób. Tu na forum jest zdecydowanie mniej młodych ludzi, którzy teraz najbardziej na świecie potrzebują wsparcia rodziców, są na początku drogi życiowej, powinni się bawić, uczyć, dokonywać ważnych wyborów oraz robić głupie błędy, cieszyć się życiem, nie płakać po nocach jakie będzie jutro.
Przepraszam za dobitność tego co napisałam, nie chciałam nikogo urazić. Pisząc to mam przed oczami moją mamę, której mama również zmarła na raka w wieku 62 lat, jednak moja mama miała wtedy 40. a nie 20. jak ja. Nie mówcie, że tu nie ma różnicy.. Dlatego mnie to tak denerwuje, jak mi koleżanki mówią: a moja babcia też miała raka. Ale do cholery jasnej, babcia to babcia a mama to mama. Wydaje mi się, że łatwiej mi by było się z tym pogodzić, z tą ewentualną stratą jakby to było później..
dziękuję za odpowiedzi - i tak, boję się cholernie.
Olu mi też się zawalił świat po diagnozie u taty, chociaż czekaliśmy na nią 3 miesiące - w sumie to tak człowiek zdążył się oswoić (choć nadzieja że jest to coś innego była). Gdybym mogła gwiazdkę z nieba bym zdjęła, żeby mój tato wyzdrowiał. Też przemeblowałam swoje życie - mniej pracy, mniej czasu dla dzieci ( a mam 4-latka), za to pełne zaangażowanie w pomoc mojemu tacie. Miałam wyrzuty sumienia, że wychodzę od rodziców i nie jestem przy tacie, że mu nie pomagam, a przecież on jest chory. Doszło do tego, że pojawiły się lęki nocne że nie podołam, że zawalam na całej linii - źle dbam o tatę, mamę (którą strasznie bolą plecy a nie chce iść do lekarza), zaniedbuję dzieci i męża. Często siedziałam w łóżku i płakałam, że nie kontroluję mojego życia, a co gorsza, tak niewiele mogę pomóc tacie. Taki czarny ponury świat. Pomogła mi "randka" z moim mężem - poszliśmy do kina - i świat się nie zawalił. Tato dał radę beze mnie ten jeden wieczór. Wiesz, wtedy uzmysłowiłam sobie, że mój tato nadal potrafi nalać sobie zupy do talerza, czy przygotować kolację, a ja uparłam się go we wszystkim wyręczać.
Teraz odpuściłam i wiesz co, widzę że mój tato się z tym lepiej czuje. Może nasza nadopiekuńczość nie do końca jest wskazana, poza tym ja mam trochę więcej czasu dla siebie, mojego brzdąca i męża.
Krew się we mnie zagotowała, nie należę do osób, które szybko oceniają innych i Ciebie również oceniać nie mam zamiaru. Dziewczyno, rozumiem, ze jesteś zmęczona, że masz dość, że patrzysz na zdrowych ludzi i zdrowy świat jak przez szybę, widzisz, a dotknąć nie możesz i nie możesz w pełni w tym zdrowym świecie uczestniczyć. To nie jest powód, aby oceniać innych, dla mojej osiemdziesięcioletniej mamy zrobię wszystko, aby ulżyć jej w bólu i cierpieniu i czy Tobie się to podoba czy nie, będę ją leczyła i wydeptywała wszystkie możliwe ścieżki. Co masz na myśli pisząc cyt. " można odpuścić"? Zostawić na pastwę losu, zbolałą i cierpiącą? Wiesz co? wstyd mi za Ciebie!!!! OGARNIJ SIĘ.
no widzisz Basiu2000, nie potrafię się ogarnąć. Nie wiem gdzie Wy widzicie, że zabraniam komuś ulżyć w bólu i cierpieniu. Nic z tych rzeczy. Jestem po fizjoterapii, miałam wiele praktyk w domach pomocy społecznej, również na oddziałach paliatywnych. To co napisałam jest wynikiem nie tylko moich frustracji ale również tych starszych osób. Każdy ma prawo do życia bez bólu i tego absolutnie nie beguję, ale wg. mnie nie koniecznie trzeba truć kogoś chemią na siłę, warto rozważyć za i przeciw, to co ta osoba ma do powiedzenia a z moich obserwacji chce już świętego spokoju.
Olu,
niejednemu człowiekowi albo choroba własna albo kogoś bliskiego pokrzyżowała plany życiowe. Każdy sobie radzi w taki sposób na jaki go stać. Na ile pozwalają własne siły. Nie znam Twojej sytuacji rodzinnej, ale jeśli masz rodzeństwo czy bliskich kuzynów - poproś ich o pomoc...
Skorzystaj z pomocy psychologa, porozmawiaj z zaprzyjaźnionymi ludźmi. Samej będzie Ci coraz trudniej. Postaraj się zaprosić życzliwych ludzi do Mamy. I Tobie i Mamusi będzie łatwiej, lżej...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum