-Naprawdę wróciłaś do pracy? Moja koleżanka, której nie widziałam od początku choroby, jest życzliwie żdziwiona.
-Wróciłam, ale nie naprawdę, to tylko jedna klasa. 3 godziny tygodniowo. Mam nadzieję, że w głosie nie słychać żalu. Bo żalu trochę mam . Wolałabym pracować kilka godzin więcej. Ale moje "wolałabym" nie ma tu nic do rzeczy.
-I dajesz radę. Nie męczysz się za bardzo?
Na razie jest tak, że nie . Na razie męczy mnie bezczynność. Poczucie niepotrzebności. Bo jestem niepotrzebna. Nikt mnie nie zatrudni na więcej niż 3 godziny, bo przecież mam raka. Gdybym wyzdrowiała, wycięła co trzeba, dobiła chemią, to byłoby inaczej. Ale noszę swoje guzy ze świadomością, ze nikt ich nie wytnie. Że są jak wulkan, którego erupcja może nastąpić w każdej chwili, zmiatając ze sobą cały mój świat. Z tymi guzami i z tą chorobą jestem jakimś odmieńcem. Pomimo że nie czuję się najgorzej i mogłabym być potrzebna, nikt mnie nie chce.
Nie proszę, nie potrzebuję rad jak zapełnić wolny czas. Opanowałam to do perfekcji. Robię porządki, zakupy, gotuję, zajmuję się mamą, czytam, spotykam się z koleżankami. Nawet sweter na drutach zaczęłam robić. Ale... No jest właśnie ale... Matką chrzestną moich wątpliwości jest Kuna. To ona zacytowała ostatnio słowa jednego z bohaterów "Skazanych na Shawshank" : "Zacznij żyć albo zacznij umierać". Mądre bez dwóch zdań. Tylko u mnie nie do zrobienia. Stoję tak sobie okrakiem między życiem i śmiercią. Garnę się do normalności z marnym skutkiem. Przyglądają mi się podejrzliwie. Da radę. Pewno nie. Niech nie zawraca głowy. Na leżenie i snucie się po domu w dresie sama nie daję zgody.
Patowa sytuacja.
Kuno kochana, nie miej wyrzutów. Mądre słowa skłoniły mnie do refleksji. I taka poczułam się zawieszona między życiem i śmiercią. Ale to takie subiektywne. Poza tym jestem szczęśliwa. Moim największym szczęściem jest to, że żyję.
I Twój dobry wynik też.
Małgosiu, czytam Twój wątek i mam dla Ciebie ogromny szacunek
Ja też
małgośka napisał/a:
Poczucie niepotrzebności. Bo jestem niepotrzebna.
To Twoje subiektywne odczucie. Obiektywnie jest odwrotnie. Jesteś potrzebna.
I będę to powtarzała, aż się poczujesz potrzebna. Aż odczucie subiektywne spotka się obiektywnym.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
A co to kogo obchodzi co się nosi w środku? Guzy? Przecież to nie jest choroba zakaźna.
Mnie się bardziej wydaje, że ludzie boją się obcowania z kimś chorym śmiertelnie i chcieliby go do domu wysłać, bo to im przypomina o własnej śmiertelności. A niech się boją! Kij im w oko. Jestem ostatnio wkurzona. Właśnie na ludzi, którzy myślą, że są nieśmiertelni.
Małgosiu, ucz przez te 3 godziny w tyg. najlepiej jak potrafisz
_________________ Don't worry. Don't be afraid, ever...
Because this is just a ride.
MALGOSIU jaka ...niepotrzebna.... Nam jesteś wiem ,że to nie to co oczekujesz ,ale zawsze coś.Popatrz ile nas tu jest.Mnie mozna powójnie liczyć i na długosć i na szerokość . Wierze głęboko, że wszystko się poukłada.
_________________ ...Przyjaciele są jak Anioły,które podnoszą Nas,kiedy nasze skrzydła mają kłopoty z przypomnieniem jak sie lata....
Historia lubi się powtarzać. Dziś udowodnię, że ja też. Napiszę jeszcze raz post, który przepadł w czeluściach cyberprzestrzeni.
Olu, specjalnie dla Ciebie.
Proszę o wyrozumiałość, bo nigdy nie mam żadnych notatek i jak mawiał klasyk, piszę z niczego czyli z głowy.
-Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Babcia Bronia mówi to z jakąś szczególną pewnością w głosie. Ja mam 6 a może 7 lat i traktuję to dosłownie. Wieczorem wygładzam prześcieradło i układam poduszkę. Na zrozumienie przyjdzie czas później. Kiedy dorosnę.
Dorosła przez wiele lat ufam, że człowiek jest kowalem swojego losu. Uczę się, bo wiem, że w ten sposób zdobędę wyksztalcenie. Wykształcenie zagwarantuje dobrą pracę. Praca życie na przyzwoitym poziomie, wygodne ale i sensowne. Jeśli będę się zdrowo odżywiać, robić badania profilaktyczne, pić dużo wody mineralnej i ćwiczyć, to nie zachoruję Takie to wówczas dla mnie proste. Dziś, kiedy o tym myślę, to moja wiara, ze można być małym bogiem własnego świata, wydaje mi się i naiwna, i blużniercza.
Kiedy los wskazał na mnie palcem, przeraziło mnie to, ze nie decyduję o niczym . Poczułam się marionetką w rękach nieobliczalnego, zmiennego i przewrotnego losu. Pionkiem na szachownicy przeznaczenia.
Po prawie 2 latach oswajania choroby poczucie obezwładnienia wobec życia minęło. Przestałam tylko wierzyć w jego pozorną gładkość. Stąpam uważnie jak po kruchym lodzie. Wiem, że wystarczy chwila, aby runąć w przepaść. Dostrzegam efemeryczność szczęścia. Szukam go w sobie. Wtedy jest bardziej trwałe.
I jeśli nawet jest tak, ze jestem tylko aktorem na scenie życia, to ode mnie tylko zależy jak zagram swoją rolę. Mogę chałturzyć albo walczyć o Oskara.
Próbuje tego drugiego.
[ Dodano: 2013-10-01, 21:29 ]
Bardzo dziękuję za to, ze jesteście, że piszecie , czytacie , wspieracie. Pomagacie powstać, kiedy padam.
-Cóż chcesz jesień- powiedziałaby Edyś.
I miałaby rację.
Ale jesień minie. Jak wszystko.
Buziaki drogie wirtualne koleżanki. Dobrze się z Wami spotkać choćby tylko wirtualnie.
[ Dodano: 2013-10-01, 21:32 ]
Errata.
Oczywiście miało być "prawdziwe koleżanki". Bo jesteście prawdziwe, chociaż naprawdę spotkałam tylko Olę.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum