Witaj!
Odpowiedź na Twoje pytanie zawsze będzie trudna. Pamiętam, jak moja zachorowała. Poszła do szpitala z myślą, że zostanie usunięty płat płuca, przed operacja lekarz powiedział jej, że usunie całe jedno płuco. A już w trakcie operacji okazało się, że guz jest nieoperacyjny. Nie wiedziałam jak to mamie powiedzieć, lekarz wziął to na siebie, ale w końcu doszedł do wniosku, że on o tym nie powie. Mama przeleżała w szpitalu po niedoszłej operacji 2 tygodnie z myślą, że wycięli, co mieli wyciąć i jest po kłopocie. O swoim stanie dowiadywała się stopniowo. Długo przed nią ukrywaliśmy stan faktyczny. Całą prawdę usłyszała dopiero po prawie 2 miesiącach w centrum onkologii w Bydgoszczy. Lekarz przekazał informację w sposób tak profesjonalny i racjonalny, że mama skupiła się na walce z chorobą, a nie na rozpaczaniu. Jestem mu za to bardzo wdzięczna. Do dzisiaj uważam, że podjęliśmy z braćmi i tatą słuszną decyzję, że nie powiedzieliśmy mamie o jej stanie zdrowia, a raczej zaawansowaniu choroby tuż po tym nieudanym (z przyczyn obiektywnych) zabiegu - moja mama leżała w szpitalu 100 km od domu i nie zamartwiała się, nie wyobrażam sobie jakby się czuła wiedząc, że jest nieuleczalnie chora - tak sama, bez nas, w zimnej sali...
Dodam tylko, że mama zachorowała w listopadzie 2009 roku, rokowania były bardzo złe, a popatrz: jest 2013 rok, minęły już prawie 4 lata od diagnozy, mama przeszła kilka chemioterapii, radioterapii, bywają ciężkie dni, są przerzuty do kości i to w całym szkielecie, ale ŻYJE! I nie męczy się, sama funkcjonuje, gotuje obiady, potrafi zrobić pranie, przygotować słoiki z przetworami, czasami pojedzie ze mną na zakupy. Mieszkamy razem i to mnie najbardziej cieszy, że mam ją zawsze obok siebie.
Nie namawiam Cie do zatajania prawdy, ale do "ogarnięcia sytuacji", sama najlepiej znasz swoją mamę i ufam, że podejmiesz właściwą decyzję.
Pozdrawiam serdecznie |