Kochani, nie pisalam troche. Tatus odszedl dzsiaj popoludniu. Dluga i ciezka droge przeszlismy do tego momentu. Po szpitalu tatus dostal sie do hospicjum stacjonarnego, cudowne miejsce z cudownym lekarzem i opieka. Bal sie sam na poczatku, nie chcial tam byc ale po czasie zobaczyl, ze ma dobra opieke, jedzenie przepyszne i wygode. Zbieral sily, przybral na wadze, jadl za dwoch. W sierpniu czul sie bardzo dobrze. Nawet myslelismy czy moglby wrocic do domu ale nie chcial, Twierdzil, ze jest mu dobrze i ma opieke. CHodzil na rehabilitacje. Odzyskal humor, duzo czytal, mowil, chodzil na spacery. Jedyny problem to dziura od stomii, wycieli mu taka wielka, ze musielismy zamawiac specjalne worki. Tatus przez ten czas nie leczyl sie wogole. Prosilismy, zeby skontaktowal sie ze swoja onkolog ale mowil ze nic na sile, ze jeszcze nie jest na tyle silny. W pazdzierniku zaczal sie zle czuc, jelito mu wychodzilo i zapelnialo mu worek. Bal sie jesc wiec nie jadl lub jadl bardzo malo. DOstal termin na operacje na 31 pazdz. Byl slaby przed operacja balam sie, ze nie wytrzyma tej operacji. Po operacji byl slaby i nie jadl. Wczoraj jeszcze cos z bratem rozmawial ale caly czas zasypial. Dzisiaj praktycznie spal caly czas. Odszedl we snie. Nie meczyl sie. Ciezko jest, mimo ze bylismy na to przygotowani
Jestem absolutnie zdegustowana szpitalem w ktorym tato przebywal, lekarze i pielegniarki sa tam chyba za kare. Nawet szkoda o tym pisac. Za to cudowni ludzie w hospicjum dali mojemu tatusiowi cudowne ostatnie miesiace jego zycia.