Od 8 stycznia 2012 roku to 20 wrzesnia 2012 roku trwała nieustanna walka z bardzo rzadkim nowotworem złośliwym (adenocarcinoma T3) jelita cienkiego z rozsiewem do otrzewnej mojego taty. Za dwa dni minie kolejny miesiąc, a ja czuje jakby choroba trwała 10 lat. Jestem strasznie wyniszczony tym cały stresem, trybem życia ubogim w sen i regularne odżywianie. Każdego dnia liczyłem, że zdarzy sie cud , że to nie może być tak źle. Każdego dnia patrzyłem tacie w oczy i widziałem jak zielone oczy stają się szare, bez wyrazu . Każdego dnia zagryzałem przy nim zęby i mówiłem mu, że wszystko sie jeszcze ułoży i że karta się odwróci. I kiedy w okresie marzec - maj tata był poddawany chemioterapii, byłem wniebowzięty, bo wiedząć jaki jest stopień choroby, widziałem czesciej uśmiech na jego twarzy, i to że mimo wszystko nabiera sił, wyniki były "dobre", każdy liczył że uda sie pokonać chorobe. Liczylismy na to, jednak zarówno ja, jak i siostra jesteśmy w trakcie studiów medycznym, i zdawalismy sobie sprawe z tego, że tata nie wyzdrowieje. W czerwcu zaczeły się nawracać ostre ból brzucha, tomograf wykonany 27 lipca rozwiał wszelakie wątpliwości. PRzerzuty umiejscowily się w jelicie grubym. 10 dni pozniej tata trafił na oddział z rozpoznaniem ileus, z powodu ktorego wykonano drugą operację, ryzykowną, bo lekarze nie chcieli jej podejmować. KAzdy znowu liczył na cud a pierwsze co usłyszelismy to "tu nie ma żadnej tajemnicy, tam jest tragedia w tym brzuchu". Z dnia na dzien tata tracił siłę, nie mógł juz sam chodzić , od połowy sierpnia aż do chwili śmierci był odzywiany drogą dożylną , umierał w oczach, tracąc siły, odpływając gdzieś, tracilismy z nim kontakt. Umierał cztery dni na naszych oczach, a my bylismy przy nim od 6 rano do 22, a mama jeszcze na noc. Kazdy przy nim był, i uważam że było to najpiekniejsze co mógł od nas dostać, nie umierał sam, i wiedział, że jestesmy obok, trzymalismy go mocno za reke, bo jak sam mówił ledwo otwierając usta, że boi sie umierać.
Mam trudny charakter, nie umiem mowic o takich rzeczach ludziom, zatrzymuje wiele w sobie, może po napisaniu tego troche mi ulży. Przepraszam za ubogą składnie, ale jestem bardzo zmeczony i nie silę się na ładnie złozone zdania.
Ehhhhh jesteś wyjątkowym człowiekiem wiesz ? Wzruszające ile przeszliście z Tatą. Hmm nie masz co się wstydzić. Wielu ludzi, którzy tutaj piszą, stracili najważniejsze osoby-przez nowotwór. Ja również. Mam nadzieję że pomogło Ci to "opisanie" takie oczyszczanie duszy trochę o jednym /cię mogę zapewnić. Ból po stracie Taty będzie towarzyszyć Tobie już zawsze, do końca życia. Ale ten ból będzie się zmieniał. Jak jest teraz? Pewnie ten pierwszy smutek, żal minął. Ale ból dalej silny co ???? Hmmm jestem z Tobą
_________________ Będę pamiętać, dopóki bić będzie moje serce
Witaj Medicus
Dobrze,że napisałeś ,że starasz się wyrzucić z siebie ten ból,stres przez który przeszedłeś Ty i Twoja rodzina. Widocznie miałeś taką potrzebę podzielenia się swoim przykrym przeżyciem.
Tu na pewno znajdziesz wsparcie.
Ja tego nie zrobiłam nie uzewnętrzniłam się przed nikim n tak do końca przez co przeszliśmy oboje z mężem jak odchodziło nasze dziecko. Wprawdzie napisałam o Jej śmierci,ale ogólnikowo.Ciągle to jest we mnie,siedzi,gryzie doskwiera do bólu .Nie umiem się otworzyć i żyję w tym ciągłym poczuciu ,że może coś zaniedbaliśmy,przeoczyliśmy.
Nasze choroby nałożyły się na siebie i mam poczucie ,że w tym czasie coś mi umknęło.
O tym już nigdy się nie dowiem.
Życzę Ci by powrócił do Ciebie spokój. Pierwszy krok zrobiłeś,napisałeś o tym a to bardzo dużo.
Pozdrawiam .
Popłakałam się czytając co napisałeś. Bardzo wzruszajaco napisałeś o swoich uczuciach. Drugim powodem płaczu było to, że dokładnie to samo odczuwałam podczas walki z chorobą mojego Taty. To patrzenie w oczy, ktore się zmieniają. Znowu wszystko stanęło mi jak żywe przed oczami.
Chyba juz nigdy nie bedziemy tacy jak kiedyś - przed chorobą .....
Walczyliśmy trochę dłuzej ale też miałam wrażenie że ten czas wydłużył się niemiłosiernie ...by na samym koncu przyspieszyć do tego stopnia, ze nie potrafiłam sobie z tym poradzić.
Każdy dobry dzień , każdy pozytywny wynik cieszył, a każdy zły dobijał podwójnie.
Wydawało mi się, że można się po takim czasie przygotować na odejscie kochanej osoby, ale się myliłam.
Trzymaj się. Musisz. Nie mamy innego wyjscia ...
_________________ Izabela
Tato 9.02.1947 - 13.10.2012 ( 15 miesięcy walki z potworem )
Tato jestem z Ciebie dumna, że tak dzielnie znosiłeś chorobę.
teraz to ja zbuczałam się jak głupia.....jakbym czytała siebie.....wszyscy tak podobnie przeżywamy... moja mama bardzo się też bała...głaskałam ją po główce i szeptałam jaka jest dzielna.....straszne było patrzeć na to wszystko i modliłam się żeby Bóg już odpuścił i dał jej wieczny spokój....z biegiem czasu jestem wdzięczna, że byłam wtedy w domu a nie w oddalonym o kilkadziesiąt km mieście....że trzymałam ją za rękę i usłyszałam ostatni raz z konających ust "kocham cię córuś" ;(((((((((( ufffffff nie moge.........;(((((((((((
Medicus, jesteś bardzo dzielny. Mów, pisz, pozwalaj sobie na odczuwanie trudnych emocji. Masz do tego prawo, tak wiele przeszedłeś. Czasem mówienie, nawet bolesnych rzeczy, może samo w sobie pomóc.
Ściskam mocno!
_________________ "To jednak idzie o miłość, o życie, o dobro, o światłość, o pokój i tak dalej i tak dalej, i niedobrze, niedobrze jest z tym na planecie, słabo z tym jest, ale o to idzie, o to się trzeba bić."
Dziękuje wszystkim za okazane wsparcie. Mam straszny studencko-domowy zapieprz i nawet nie ma kiedy zajrzec do internetu.Wspomnienia często wracają , najczęściej w nocy , bo to wtedy jest czas na refleksje , tymbardziej ze aktualna praktyka w szpitalu min. onkologicznym przypomina o tym wszystkim.Czas nieubłaganie mija , kolejne dni gdzieś znikają , czuje taki wewnętrzny spokój.Rozumiem wiele,rozumiałem już wczesniej,wiem ze nie pogodze się z tym nigdy.Z jednej strony wiedza , którą mam pozwalała mi przez to przejśc racjonalnie , a z drugiej strony napewno wszyscy wiemy gdzie trafia racjonalne myślenie i nauka , kiedy choruje najbliższa osoba.Mam wsparcie w dziewczynie, siotrze , mamie , i myśle ze ja im tez tego wsparcia udzielam i to mi bardzo pomaga, bardzo się zbliżyliśmy dzięki tej tragedi.
Dzisiaj o 5:20 mija równy rok od śmierci . Dzisiaj wszystko wraca , dzisiaj na złość umysł nie pozwala myśleć o niczym innym , i nie pamiętam kiedy ostatni raz płakałem , to łzy same cisną się do oczu. Jakie to jest niezrozumiałe ,że mózg potrafi zapomniec o tych przyjemnych doznaniach , a nie pozwala zapomnieć o tym co najgorsze.
Myślę, że pamiętamy to co najgłębiej wryło nam się w serce, co nas najbardziej bolało, wzruszało. W Twoim przypadku to były te trudne chwile.
Wiadomo że wolelibyśmy pamiętać dobre rzeczy, ale nie zawsze się tak da. choiaż sprawdza się czasem to powiedzenie że czas lezy rany. Moj tata zmarł 7 lat temu i moje wspomnienia są teraz inne niż np rok po jego śmieri...
Może u ciebie będzie podobnie?
Życzę ci tego z całego serca.
Magda
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum