Minęły dwa lata od rozpoznania zaawansowanej choroby. W momencie rozpoznania pulmunolog stwierdził, że wszystko było tak wielkie, że raczej niekoniecznie zdążymy ze ślubem za trzy miesiące.
Okazało się, że zdążyliśmy nie tylko z tym a i z wnukiem
Piszę to, bo wiem jak tragiczna jest ta choroba dla wszystkich z nas i jak bardzo potrzebujemy tych drobnych sukcesów u innych, żeby liczyć, że możemy walczyć z tak poważną chorobą przez stosunkowo dłuższy czas.
Aktualnie tata jest po 5 różnych chemiach, w sumie naliczyłem 26 cykli i miesięcznej radioterapii. Bardzo liczyłem na Nivomulab - udało mi się nawet skontaktować z ośrodkiem w chinach który "specjalizuje" się w tak rzadkiej odmianie nowotworu jaki dopadł mojego ojca. Niestety okazało się, że wyniki na razie nie są zbyt obiecujące, bo przy małej chemoodporności tego raczyska dwóch z trzech pacjentów leczonych Nivomulabem zmarło po niecałych dwóch miesiącach, trzeci jest w trzecim miesiącu stabilizacji.
Ostatnia chemia, została przerwana po piątym cyklu ze względu na bardzo duże osłabienie w trakcie jej trwania (wynikające chyba w dużej mierze z infekcji jakiej się nabawił od współlokatora w sali szpitalnej, wydaje mi się, że takie osoby powinny być po prostu izolowane o ile to jest możliwe). Tomografia pokazała stabilizację, jednak choroba zawsze po zaprzestaniu chemii po osiągnięciu maksymalnej ilości cykli możliwych dla danego typu wlewów ruszała na tomografii po trzech miesiącach. Lekarz, pewnie słusznie daje mi do zrozumienia, że ojciec jest już przeleczony.
Czy jeżeli nowotwór odpowiedział na większość przyjmowanej chemii (progresja była tylko w trakcie trwania pierwszej - Cisplatyny + 5FU) i progresja następowała po zaprzestaniu jej podawania - to czy mamy szansę na kolejną linię chemii? Z tego co wiem, to w tym nowotworze bardzo rzadko występują mutacje genetyczne umożliwiające branie np. Tarcevy. Wiem, że to trudne pytanie, jednak nawet szukając w internecie ciężko jest znaleźć konkretne przypadki stosowania szóstej linii chemii przy nowotworze płuc.