Cześć!
Przykro nam, że musimy Cię powitać na forum, ale z uśmiechem to czynimy
Przewlekła białaczka limfocytowa jest chorobą przewlekłą i często jest tak, że nawet mimo dużej liczy białek krwinek (nowotworowych limfocytów B, normalnie odpowiadających u człowieka za produkcję przeciwciał, czyli odporność humoralną
) nie ma w ogóle potrzeby włączania leczenia.
Na ten moment zapewne lekarz uznał, że nie jest to konieczne.
Czy Mąż ma powiększone węzły chłonne (rozumiem, że skoro było USG jamy brzusznej, to wątroba i śledziona są niepowiększone)?
Nie ma na ten moment ani anemii, ani małopłytkowości, co świadczy o tym, że choroba jest w początkowym okresie. Na razie pozostaje obserwacja.
Jeśli narasta leukocytoza (o 50% w ciągu 2 miesięcy/czas podwojenia krótszy niż pół roku), pacjent ma znacznie powiększoną śledzionę, znacznie powiększone węzły, anemię, małopłytkowość - dopiero wtedy włącza się leczenie chemioterapią.
Czy były oceniane B2-mikroglobulina, LDH?
Cytogenetyka - ocena mutacji 17 chromosomu, tak zwanej del 17p?
Oraz badanie tych limfocytów nowotworowych w cytometrii z oceną ZAP70 i CD38?
To są takie "wskaźniki", które nam pozwalają z dużym prawdopodobieństwem ocenić, czy pacjent będzie "wysokiego ryzyka", czy też po prostu będzie sobie szczęśliwie egzystował.
Na pewno na ten moment jedynie przeszczepienie szpiku daje pewną możliwość wyleczenia(?), w każdym wypadku jest to przewlekłe leczenie - obserwacja - leczenie - nawrót - obserwacja/leczenie, itd.
W razie pytań, wątpliwości, jeśli czegoś nie rozumiesz, to śmiało pytaj.
Gdzie mąż jest konsultowany?