Witam, jestem 56-letnią kobietą, mam raka piersi.
Oto moje wyniki:
- 19.12.2012 biopsja gruboigłowa: rak przewodowy inwazyjny, G3, Ki-67 powyżej 50%, Er 100%, Pgr 30%, Her-2 ujemny
- 04.02.2012 - operacja oszczędzająca z oznaczeniem węzła wartowniczego i badaniem śródoperacyjnym.
Pobrany węzeł ( największy z czterech ) w ocenie patologa był czysty.
- 21.02.2012 - odebranie wyników hist-pat: guz 2,8 cm wycięty z marginesami powyżej 2cm czystymi.
4 węzły w rozmiarze 0,8 do 1,4 cm, w dwóch z nich pod torebką przerzuty raka.
Natychmiast zapisałam się na wycięcie pachy - zaoferowano mi termin dopiero 13 marca i nie dało się go przyśpieszyć.
Rzecz w tym, że w tym terminie chirurg, do którego mam zaufanie jest nieobecny, musiałabym poczekać kolejne 10 dni.
Wiem, że limfadenektomia bardzo często daje powikłania wczesne i późne, gdzie wielką rolę odgrywa rehabilitacja i dbanie o rękę przez pacjentkę.
Nigdzie jednak nie mogę nic znaleźć nic na temat tego na ile doświadczenie i zręczność operatora wpływa na ewentualne powikłania.
Muszę podjąć decyzję - czy poddać się zabiegowi w terminie oferowanym mi przez CO zakładając, że jest to zabieg na tyle prosty, że nie da się go spartolić,
czy też czekać jeszcze 10 dłużej na "swojego" chirurga.
Nie wiem też na ile tak długie oczekiwanie jest dla mnie ryzykowne.
Bardzo proszę o poradę.
Chciałam jeszcze napisać, że regularnie czytam ten portal od 3 lat i żywię ogromny szacunek dla pracy i zaangażowania DSS i administratorów, a także chorych i ich rodzin.
troska44, witaj na forum jako zarejestrowana użytkowniczka.
Czytasz nas od dawna, więc z pewnością informacje dotyczące Twojego raka typu luminalnego B, HER2 (-)
oraz jego zaawansowania (wczesne miejscowo-regionalne) są Ci dobrze znane.
troska44 napisał/a:
Muszę podjąć decyzję - czy poddać się zabiegowi w terminie oferowanym mi przez CO zakładając, że jest to zabieg na tyle prosty, że nie da się go spartolić, czy też czekać jeszcze 10 dłużej na "swojego" chirurga. Nie wiem też na ile tak długie oczekiwanie jest dla mnie ryzykowne. Bardzo proszę o poradę.
W tej kwestii sam nie potrafię Ci pomóc, sądzę, że jest to dobre pytanie na konsultację u niezależnego innego lekarza,
takiego którego darzysz zaufaniem i na którego opinii w tej sprawie mogłabyś się oprzeć przy podjęciu decyzji.
troska44 napisał/a:
Chciałam jeszcze napisać, że regularnie czytam ten portal od 3 lat i żywię ogromny szacunek dla pracy i zaangażowania DSS i administratorów, a także chorych i ich rodzin.
Bardzo dziękuję w imieniu Załogi Forum i wszystkich tych, którzy tutaj służą swoją pomocą,
jest nam niezwykle miło słyszeć, że praca i czas poświęcony tutaj są pomocne naszym Forumowiczom.
A nieocenionej DSS należą się odrębne słowa uznania i podziękowania, chociaż nie byłoby to łatwe,
biorąc pod uwagę zakres Jej pracy i wielkość udzielanej przez Nią pomocy
(a wielu z tych rzeczy na forum po prostu nie widać, o czym nierzadko wiedzą tylko ci którzy tę pomoc otrzymują).
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
Richelieu
rzeczywiście nie oczekuję informacji i wyjaśnień. Mój dylemat dzisiaj się pomyślnie rozwiązał dzięki szczęściu i mojej desperacji. Otóż namówiłam "mojego" chirurga, żeby zoperował mnie w przyszłym tygodniu i bardzo się z tego cieszę.
Uważny czytelnik znajdzie wiele śladów pozaforumowej, ogromnej pracy DSS, a jej posty to mądrość, mądrość i uszanowanie chorych.
Proszę potraktować to jak największy komplement: Jeślibym kiedykolwiek miała usłyszeć złe wieści - chciałabym je usłyszeć od DSS
DSS jest mi bardzo bardzo miło, zawsze zapraszam.
Jestem jeszcze na początku leczenia: w najbliższą środę idę ponownie na chirurgię na wycięcie węzłów pachowych, a 25 marca pierwsza wizyta u onkologa w celu ustalenia dalszego leczenia. Przed radioterapią zapewne będzie chemia.
Leczę się w CO Gdynia i mam pozytywne odczucia mimo rzucającej się w oczy mizerii finansowej oddziału chirurgii onkologicznej.
Zdam relację po powrocie
zgodnie z obietnicą informuję, jak przebiega dalsze leczenie:
14 marca limfadenektomia pachowa, przebieg bez powikłań. Pozostałam 6 dni w szpitalu z powodu dużej ilości schodzącej chłonki - mam trochę kg, niestety, a to też wpływa na przebieg leczenia. Jeszcze nie mam wyniku hist-pat wyciętych węzłów ( były powiększone ) ale już mam leczenie systemowe, z czego się bardzo cieszę. Wczoraj przyjęłam pierwszy kurs AC ( doxorubicyna+endoksan ). W planie na razie 4 kursy, chyba, że będzie więcej węzłów zajętych. Na razie żadnych dolegliwości, może tak zostanie?
Witanko Trosko wsród ''Chemiożerców'' mam nadzieję że nie będzie Cie mocno targać Ja w dalszym ciagu brak odp. na chemię no nic 4 ide do szpitala zobczymy .Wesołych Świat
_________________ ...Przyjaciele są jak Anioły,które podnoszą Nas,kiedy nasze skrzydła mają kłopoty z przypomnieniem jak sie lata....
Dziękuję Wam za dobre słowo i raportuję przebieg leczenia:
wynik badania wyciętych węzłów chłonnnych ( 14.03.2013) - "W badanych węzłach chłonnych przerzutów nie stwierdzono 0/10".
Jestem 2 tygodnie po pierwszym podaniu AC. Nie odczuwam żadnych typowych dolegliwości pochemicznych, podejrzewam jednak, że wyniki krwi nie są dobre bo zdążyłam złapać:
1. infekcję krtani ( leczenie Taromentin )
2. naciek na rogówce oka ( leczenie Dicloabak, Dexafree, Erytromycyna )
3. zakażenie grzybicze pochwy ( leczenie Gyno-Femidazol, Flucofast )
Poza tym wszystko dobrze
Piszesz, ze pracujesz, a czy nikt Cie nie informował, ze nie powinnaś pracowac tą reką, w ktorej masz wyciete wezły chłonne ???, powinnaś ją jeszcze b. oszczedzac !, bo może Cię się zrobić tzw "słoniowa ", po wyjściu ze szpitala napewno otrzymałaś broszury co powinnaś robić po wycietych węzłach chłonnych ?, jesli ta "słoniowa reka " się zrobi to est to proces nie odwracalny, powinnaś iść na zwolnienie lek i otrzymać grupę inwalidzką, pozdrawiam anna
Aniu, dziękuję za ostrzeżenie, wiem o tych zagrożeniach a pracuję przy komputerze, mam połączenie zdalne i pracuję z domu więc sama decyduję w jakim tempie ona przebiega. Praca jest bardzo ważna w moim życiu i cieszę się , że mogę ją wykonywać, nie każdy może i chce iść na zwolnienie. Obrzęk na razie niewielki, niestety, już mnie dotyczy - mam skierowanie na rehabilitację, ale cóż, w Wojewódzkim Centrum Onkologii w Gdańsku jeszcze nie ma zapisów na drugie półrocze. Z czego również wynika, że trzeba pracować, żeby zarobić na rehabilitację (prywatnie). Pozdrawiam
12 dni po drugiej chemii - myślałabym, że mi je wcale nie podano, gdybym akurat przy tym nie była:) Samopoczucie rewelacyjne. Piszę ku pokrzepieniu osób, które rozpoczynają przygodę z chemią i boją się skutków ubocznych - bywa i tak jak u mnie i wszystkim Wam tego życzę , kochani! Bądźcie dobrej myśli.
Drodzy,
wczoraj rano troska44 - leczona radykalnie chirurgicznie i będąca właśnie w trakcie chemioterapii uzupełniającej - odeszła.
Zmarła na skutek powikłań po chemioterapii (gorączka neutropeniczna, sepsa) w szpitalu, gdzie na tę chwilę wydaje się, że walczono o Jej życie do końca, jednak przyznam, że mam wiele wątpliwości jakiej jakości była to walka. Być może, we współpracy z Jej Rodziną, uda się to ustalić.
Nie zmieni to jednak faktu, że Jej już nie ma.
Był on/jest nagrodą za wszystkie lata starań. Dowodem na to, że wszystko co chcieliśmy przekazać - zostało przekazane. Udało się nam. Ktoś nam to udowodnił.
troska44 opisała w tym poście, pewnie nie do końca świadomie, wiele naczelnych zasad w onkologii. Jak by to pisał lekarz
i to niejednej specjalizacji. A jednak był to pacjent, który uważnie czytał nasze forum...
Odnośnik do tego posta powędrował do najznamienitszych polskich onkologów. Nie tylko przeczytali, ale i komentowali. Długo, łącznie z przesłaniem go innym swoim kolegom...
Odkryłam, że troska44 jest z Trójmiasta. Ja też jestem. Miałam w planie spotkanie, miałam w planie rozmowę o podjęciu Jej leczenia w innym ośrodku. Spodziewałam się nawiązania przyjaźni, bo przecież każda z nas czuła wobec drugiej tyle serdeczności.
Nie zdążyłam.
Wiem, czuję to, że życzyłaby sobie bym Wam napisała to co Ona sama chciała Wam przekazać, choćby post wyżej: bądźcie dobrej myśli i nie poddawajcie się.
To co się stało to absolutny wyjątek, wielka rzadkość, duże nieszczęście. Medycyna to nie matematyka - więc i tak się zdarza.
Pamiętajcie o tym, że większość chorych na raka piersi, które nie poddadzą się wskazanej u nich chemioterapii uzupełniającej - umrze na raka, zaś zdecydowana mniejszość wśród tych, które się tej chemioterapii poddadzą - na powikłania po leczeniu. To nie teoria tylko fakt.
Nasza Chora była wzorem świadomego pacjenta. Wiedziała, że powinna, wiedziała, że to jest postępowanie optymalne.
Los z Niej zadrwił i o to mam do niego żal. Ale tylko dlatego, że w tym wypadku czuję emocje. Prawda jest taka - że to się zdarza. Jednak bardzo, bardzo rzadko. Na co dzień jednak to rak zabija chore.
Wiele z nich przeżyje i zachowa zdrowie i życie dzięki... uzupełniającej chemioterapii.
troska44 napisała:
troska44 napisał/a:
Proszę potraktować to jak największy komplement: Jeślibym kiedykolwiek miała usłyszeć złe wieści - chciałabym je usłyszeć od DSS
... a ja dziś muszę tu napisać złe wieści. Że Jej już z nami nie ma.
Tak bardzo mi przykro i żal. Tak bardzo...
Żegnaj.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum