Czytam forum amerykańskie i tam aż się roi od chemii przy guzach 5-9 mm, ale lekarze onkolodzy mają tendencję do "podawania więcej", bo pacjenci mają więcej pretensji o niezastosowanie jakiegoś leczenia, niż o skutki uboczne. Standardów leczenia u nas nie ma, tylko wytyczne i lekarz zawsze może je przekroczyć. Ja osobiście mam zamiar wybrać się do endokrynologa, żeby mi przedstawił różne możliwości obniżenia poziomu estrogenów i skutki uboczne, dopiero uzbrojona w tą wiedzę będę rozmawiać z onkologiem. A jak się czujesz po tym zastrzyku, masz jakieś sensacje?
Zastrzyk dostałam 1,5 tygodnia temu. Podobno na początku powoduje wzrost wydzielania estradiolu, a następnie w ciągu 2-4 tygodni leczenia dochodzi do jego spadku. Tak więc jeszcze wszystko przede mną.
Za dużo wizyt kontrolnych i kontaktów z lekarzami z różnymi opiniami. Onkolog, Radioterapeuta, Chemioterapeuta. A jeszcze poradnia rehabilitacyjna, ale tam nie pytają się jakie leczenie stosuję.
A było tak spokojnie. Mój onkolog w sprawie hormonoterapii odesłał mnie do chemioterapeuty, który zadecydował o leczeniu tylko Tamoksyfenem. Onkolog twierdzi, że specjalistą od leczenia jest chemioterapeuta i nie podważa jego decyzji.
Na radioterapię dojeżdżałam z domu (100km). Podczas kontroli co 5 dni u radioterapeuty pytano mnie się o leczenie uzupełniające i polecano konsultację.
Dałam sobie spokój. Dopiero podczas wizyty po 6 tygodniach od zakończenia radioterapii, tak posiano we mnie wątpliwości, ze poszłam po konsultację na oddział chemioterapii, skąd (bez rozmowy) odesłano mnie do poradni z poleceniem dorejestrowania. Oczekiwałam rozmowy, a podano mi przez drzwi gabinetu receptę i zlecenie na zastrzyk.
A ja zdezorientowana zrobiłam go sobie.
Nikt nie wziął ode mnie zgody na leczenie Lucrin Depot (na tamoksyfen podpisywałam), nie dostałam zlecenia na żadne badania kontrolne, przed wizytą po kolejny zastrzyk. Byłam w 25 dniu cyklu, nie wiem, czy ma znaczenie kiedy podaje się ten lek.
To moje zapytanie spowodowało, że szukałam różnych publikacji, wytycznych i to co znalazłam potwierdza słuszność decyzji chemioterapeuty, który zadecydował o samodzielnym leczeniu tamoksyfenem.
Nie wiem jak będę tolerować tamoksyfen. 6 lat temu brałam przez 1,5 roku tabletki antykoncepcyjne, ale bolały mnie nogi (żylaki) i zmieniłam metodę.
Robiłam teraz badania kontrolne przed przyszłą wizytą u chemioterapeuty (będę musiała mu powiedzieć o zastrzyku), po trzech miesiącach stosowania TAM: D-dimery 0,25; AspAT 17; AlAT 13,5; CA 15-3 10,87. Wszystko ok.
Porobiłam badania ginekologiczne, USG i wszystko jest w porządku. Znany jest stan wyjściowy i będzie do czego porównać w przyszłości
Chcesz powiedzieć, że zapisano Ci supresję jajników bez zbadania Ciebie i bez wywiadu? Według mnie ktoś tu dał plamę. I to w CO Bydgoszcz tak pozytywnie opisywanym na tym forum! Przyznaj się temu chemikowi i przedyskutuj. Ale ja na Twoim miejscu poszłabym prywatnie do specjalisty endokrynologa od HZT, żeby Ci wyjaśnił wszystkie możliwe skutki, sprawdził czy u Ciebie nie ma twardych przeciwwskazań i ewentualnie podpowiedział najlepszy sposób obniżenia estrogenów. Przecież o to w sumie chodzi o pozbawienie guza estrogenów, jest kilka możliwych sposobów zrobienia tego i trzeba wybrać ten optymalny dla Ciebie. To decyzja na całe lata, warto przekonsultować na różne strony. Odebranie recepty przez drzwi to jednak nie najlepszy sposób.
Ja mimo tego nadal mam dobrą opinię o CO w Bydgoszczy, zwłaszcza jeśli chodzi o chirurgów onkologów. Mój chemioterapeuta też jest z tego ośrodka, tylko przyjmuje w moim mieście. Praktyka jest taka, że każda wizyta jest odnotowana i opisana w systemie komputerowym.
Gdy zalecił mi tylko Tamoksyfen powołał się na biuletyn wewnętrzny CO jako podstawę takiej decyzji. Domyślam się, że tam są zalecenia CO odnośnie leczenia.
Radioterapeuci cały czas mieli wątpliwości, może nie są na bieżąco z zaleceniami dotyczącymi leczenia uzupełniającego. To jak doszło do zrobienia zastrzyku to naprawdę niespotykana historia.
Za to w filii CO czuję się jak w domu. Lekarz onkolog jest super, można pożartować, taki normalny człowiek. Rozsądnie mówi, że to nie jego działka leczenie hormonalne, ale uważa, że tamoksyfen powinien wystarczyć w moim przypadku. Z chemioterapeutą spotkałam się tylko raz. Ale po tej historii z zastrzykiem, to chyba bardziej odpowiada mi Jego podejście. Był wywiad, badanie, zlecenia na kontrolne badania krwi. Zalecenia co do ginekologa. I chyba tak powinno być.
Te biuletyny wewnętrzne (pewnie nie do wglądu dla pacjentów) to swego rodzaju ewenement, w COI W-wa nie przyznają że coś takiego istnieje. Ale jak zapytałam wg czego podejmują decyzje to jeden lekarz powiedział, że nie życzy sobie rozmawiać na ten temat, a drugi wzruszył ramionami i stwierdził że mam "dziwne poglądy na leczenie". Ceń tego swojego chemika, robi wszechstronne badania przed podjęciem decyzji - zanikający gatunek. Ja w COI W-wa pierwszą morfologię miałam zrobioną po tygodniu radioterapii. Przed wycięciem guza tylko mnie zważono i zmierzono wzrost, nikt nawet nie osłuchał, nie zmierzył ciśnienia, ani temperatury, co gorsza chirurg nawet nie obejrzał dokładnie tej piersi przed cięciem, mammografii też się nie pofatygował obejrzeć, no i nie wyszło mu.
Zlecenia na badania kontrolne krwi dostałam od chemioterapeuty aby je zrobić przed drugą wizytą po trzech miesiącach, reszta się zgadza.
Po rozmowie z anestezjologiem ustala się termin operacji, dostaje się skierowania na morfologię ogólną, grupę krwi, prześwietlenie płuc i EKG. Dzień przed operacją przyjęcie na oddział, wywiad z pielęgniarką i lekarzem opiekunem sali. Rozmowa z lekarzem operującym. Ja zadawałam szczegółowe pytania i na wszystkie otrzymałam odpowiedzi. Na salę operacyjną zabiera się wszystkie badania obrazowe. Blizna to tylko 7cm cienka kreska. Będę chwaliła chirurga który mnie operował, przypadkiem był to ten sam, który zdyskwalifikował mnie z mamotomii.
Przed operacją węzła wartownika już morfologii nie robiono. Lekarz operujący (inny) przeprowadził rozmowę i odpowiedział na wszystkie moje pytania (w wcześniejszych postach martwiłam się jak po operacji kwadrantektomii znaleźć węzeł wartowniczy). Na zakończenie rozmowy lekarz powiedział, ze jeśli jeszcze będę miała jakieś pytania to na nie odpowie.
Przed radioterapią robiłam morfologię, potem po 10 naświetlaniach i po 17 na zakończenie naświetlania całej piersi. Po przerwie miałam 6 naświetlań na lożę po guzie, ale badań już nie było.
W czasie naświetlań chodziłam na ćwiczenia rehabilitacyjne. To podobno jest standardem. I powiem, że mi bardzo pomogły. Niby tylko kilka węzłów ale obwód ręki zmniejszył mi się po zabiegach o 1,5 cm.
Tak więc opieka w trakcie leczenia była super.
Powiem jeszcze jedno, nie spotkałam wcześniej tak miłych, uśmiechniętych i uczynnych pielęgniarek jak na oddziale nowotworów piersi CO w Bydgoszczy. Ich podejście do pacjentek często w wielkiej depresji było wspaniałe. Dlatego nadal uważam ten ośrodek za bardzo dobry.
A co do leczenia uzupełniającego. Gdy dochodzi do rozbieżności między opiniami lekarzy (to tylko ludzie), należy trochę poszperać, popytać, opanować emocje, podjąć decyzję wyboru lekarza i więcej nie pozwolić innym zasiewać wątpliwości. Łatwo powiedzieć, zobaczymy co życie pokaże.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum