Witam,
piszę żeby poinformować, że mama odeszła pierwszego sierpnia. Umarła u mnie w domu po kilku dniach agonii. W ostatnich dniach nie była świadoma, trwała w śpiączce. Kilka razy wybudziła się, wiedziała, że umiera, dziękowała za opiekę nad nią mnie i mojej siostrze. Trwałyśmy z nią do samego końca…
Do samego końca nie wiedzieliśmy też na co umierała – był to rak ale nie ustalono źródła pierwotnego. Wątek był założony w dziale nowotworów układu pokarmowego, gdyż po odkryciu przerzutów w mózgu znaleziono guza na trzustce, którego podejrzewano o bycie nowotworem pierwotnym.
Według mnie, jak i lekarki z HD, guz trzustki nie był złośliwy, niestety badanie histopatologiczne nie potwierdziło tego ale lekarz, który pobierał materiał do badania, widząc zmianę określił ja mianem torbieli. Mama do końca nie miała żadnych dolegliwości wskazujących na raka trzustki, jama otrzewna była czysta (mimo przerzutów w mózgu), nie miała żadnych dolegliwości ze strony układu pokarmowego. W międzyczasie pojawiła się sugestia, że guz w głowie jest glejakiem.
Na tydzień przed śmiercią pojawił się bardzo silny ból pleców i całego lewego ramienia, ból był potwornie mocny i ukojenie przyniosła jedynie morfina (gdyby nie opieka HD mama umierałaby w męczarniach). Podejrzewam, że doszło do przerzutów do kości. W tym czasie zaobserwowałam znamię na nosie mamy. Było czarno - granatowe, wystające, podbite krwią. Coś mnie tknęło. To mógł być czerniak ! Mama zawsze nosiła okulary i tego znamienia nie było widać. Pamiętam, ze kiedyś jak nie miała założonych okularów widziałam w miejscu na nosie gdzie opierają się noski, taką malutką kropeczkę – wydawało mi się, że była to kropeczka atramentu, taka jaką się robi długopisem. Czas mijał a nikt tą kropeczką się nie przejmował. Nie było jej widać spod okularów. Mama też nigdy nic nie mówiła na temat tego znamienia. Do tych ostatnich chwil nie skojarzyłam, że to coś na nosie może być czerniakiem. Oczywiście nie mam pewności, że moje podejrzenia są słuszne ale patrząc na rozwój choroby i umiejscowienie przerzutów, skłaniam się do wniosku, że moją mamę zabił czerniak.
Przepraszam, że tak się rozpisałam ale może komuś ten opis pomoże. Teraz wiem, że szczegóły mają znaczenie i każdy podejrzany „twór” wymaga obserwacji a w razie niepokoju konsultacji lekarskiej.
Pozdrawiam
ale wiem co przechodzą, przeszłam przez chorobę nowotworową z moimi bliskimi już parokrotnie i to zbyt dużo razy.
Tzrymaj się dziewczyno, jak trzeba płacz, jak wolisz przezyć sama żałobę to też mozna, kazdy musi swój własny sposoób odnaleźć żeby jakoś dojść do równowagi psychicznej.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum