Witam. Chciałabym opowiedzieć historie mojej mamy i usłyszeć wasze zdanie na ten temat.
Moja mama czuła się dobrze 10 maja 2010 miała robione badania (w tym prześwietlenie płuc) wszystko było w porządku.
Pół roku później objawiła się gorączka początkowo myślano o jakieś infekcji przez 4 tygodnie dostawała 4 różne antybiotyki ale nic nie działała więc trafiła do szpitala po kolejnym prześwietleniu
lekarz natychmiast wykonał tomografie okazała się że na lewym płucu jest guz 5 cm
.
Natychmiast przewieźliśmy mamę do Warszawy na dalsze diagnozowanie. Trafiła na Płocką do Instytutu gruźlicy i chorób płuc tam wykonano jej bronchoskopie z pobraniem cytologii, w której nic nie wyszło, następnym badaniem była bronchoskopia na rozszerzonym płucu z pobraniem biopsji.
Lekarz prowadzący stwierdził że to na pewno nowotwór i stadium zaawansowanym na czas oczekiwania na wynik puścił mamę do domu wyniki miały przyjść pocztą.
Jednak dodał że jeśli to jest nowotwór to już jest nie operacyjny bo leży koło serca stwierdzając przy tym że się rozpada a rozpad u gnieździł się na aorcie i stąd ta gorączka.
Gorączka nadal była i coraz bardziej się nasilała.
Lekarz po pytaniu co dalej stwierdził że chemio lub radio terapia bo na operacje nie ma szans.
Kazał czekać cierpliwie na wyniku jeśli nie wyjdzie nowotwór mama musi wrócić na oddział w celu dalszego diagnozowania.
Wyniki szły ponad tydzień a przez ten tydzień gorączka była coraz silniejsza w nocy było 40 stopni, w wynikach nie stwierdzono komórek nowotworowych co za tym szło mama powróciła na oddział lekarz prowadzący nie chciał sam podjąć decyzji co dalej wiec zadecydował ordynator prof Orłoski.
powiedział zdecydowanie usuwamy płuco nie ma na co czekać to rośnie w takim tempie...
Następnego dnia mama miała operacje dwuetapową początkowo zaglądali do węzłów jeżeli tam nic nie ma to usuwamy płuco jeśli jednak węzły są już zajęte nie możemy tego zrobić.
Na szczęście nie były mamie usunęli płuco 28 października operacja była bardzo długo i ciężka ale przebiegła bez komplikacji usunęli płuco całe i dodatkowo węzły mimo że nie wykryli tam komórek.
Ponad 3 tygodnie czekaliśmy na wyniki bo to od nich zależało dalsze leczenie.
Mama szybko doszła do siebie co prawda szybciej się meczy ale poza tym dobrze się czuje.
Nadeszły wyniki RAK WIELOKOMÓRKOWY 7cm stopień IIB brak przerzutów w miejsca oddalonych na węzłach chłonnych nic nie było jednak było już coś na torebce węzłów.
Byliśmy już u onkologa i on stwierdził chemioterapia standardowa.
Jednak by się upewnić byliśmy również u Prf Orłoskiego i on jasno powiedział chemioterapia na ten rodzaj raka jest tylko jedna i nie ma w czym tu wybierać...
co mamy o tym myśleć??
Całe leczenie przebiega w Warszawie a na chemie kierują nas do Siedlec czy mamy się na to zgodzić??