1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Czy chory powinien znać całą gorzką prawdę o chorobie? |
postangeti
Odpowiedzi: 81
Wyświetleń: 32194
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2011-07-20, 08:35 Temat: Czy chory powinien znać całą gorzką prawdę o chorobie? |
Gazda, dziękuję...
Masz rację, my zdrowi wiemy o Was tylko tyle ile sami nam mówicie, bo nasze domysły zawsze będą tylko przypuszczeniami. Teraz kiedy to czytam, zaczynam rozumieć niektóre sytuacje i słowa mojej mamy... Pocieszała nas choć sama w to nie wierzyła. Była chwilami już zmęczona walką, a ja nie umiałam tego zrozumieć, bo przecież miała dla kogo żyć... Teraz wiem, że istnieje taki ból, którego człowiek nie jest w stanie znieść i wolałby umrzeć byleby tylko przestało boleć... |
Temat: Czy chory powinien znać całą gorzką prawdę o chorobie? |
postangeti
Odpowiedzi: 81
Wyświetleń: 32194
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2011-07-19, 08:41 Temat: Czy chory powinien znać całą gorzką prawdę o chorobie? |
Męczy mnie to pytanie, ponieważ uważam, że chorzy na nowotwór złośliwy nie powinni znać całej prawdy...
Kiedy zachorował mój tato cała nasza rodzina pocieszała go, że rak płuc to wcale nie oznacza wyroku śmierci, że w tych czasach są już leki, większa wiedza na ten temat, przecież mamy XXI wiek, latamy na księżyc... Tato trzymał się, walczył, tak bardzo chciał żyć, chwytał się każdej brzytwy...chodził nawet do znachorów i bioenergoterapeutów...Mimo, że był coraz słabszy i po chemii nie chcieli go już wypuszczać do domu wciąż miał nadzieję...dopóki nie trafił na szczerego do bólu lekarza, który poinformował go, że w jego przypadku to już tylko kwestia czasu, że on z tego nie wyjdzie... Nie muszę chyba dodawać, że od tego czasu przestał walczyć, jeść i wietrzyć... Krótko po tym odszedł...
Kiedy zachorowała mama lekarz rozmawiała tylko ze mną, wiedziałam, że to nowotwór jajnika, że sytuacja jest bardzo poważna... Mamie powiedzieliśmy tylko, że to guz, wcale nie musi być rak... Dopóki leżała w szpitalu w naszym rodzinnym mieście udawało się trzymać mamę z dala od tematu, dzięki czemu miała apetyt, żartowała, planowała remont...Ale niestety TK potwierdziło najgorsze i kiedy dostała skierowanie na onkologię ginekologiczną zaczęła domyślać się tego i owego, ale my wciąż mówiliśmy jej, że skoro guz jest operacyjny to jest szansa (taty nie chcieli już operować), potem chemia na zasuszenie i będzie dobrze...uwierzyła, była coraz słabsza ale wciąż wierzyła, że z tego wyjdzie... Kiedy zobaczyłam jak ją zszyli po operacji i kiedy ona też to zobaczyła złudzenia zaczęły znikać. Jej brzuch wyglądał jak u frankensteina, byle jak chwycona skóra zszyta na okrętkę, na końcach sterczące rogi ze skóry...zupełnie jakby nie opłacało się na większy wysiłek... Pielęgniarki też nie lepsze...teksty typu, że nie ma co się skarżyć, tylko powinna się cieszyć, że w ogóle chcieli ją operować... Jak można tak mówić do człowieka?! Czary goryczy dopełniła wyczerpująca informacja,że w 4 stadium raka, w którym się znajduje mama, wyleczalność sięga 10-15 % pod warunkiem, że chemia podziała i że silny organizm dobrze ją zniesie...Silny organizm! U człowieka który z trudem mówił taka informacja była bardzo pokrzepiająca! Umarła w dniu pierwszej chemii... Przecież wiedziała, że nie da rady, lekarz jej powiedział! |
|
|