Od października ubiegłego roku (2013) moja mama (63 l.) zaczęła uskarżać się na dolegliwości trawienne przewodu pokarmowego, tzn. naprzemienne biegunki i zaparcia, stolce ze śluzem, bóle w obrębie brzucha, wzdęcia, zgagę, w kale pojawiła się krew.
28.01.2014 wykonała została kolonoskopia (załączam kartę informacyjną badania), a pobrane wycinki zostały wysłane do badania histopatologicznego (również załączam).
Obecnie jesteśmy po wizycie u chirurga onkologa, który stwierdził, iż jest to nowotwór złośliwy. Mama ma zostać przyjęta na oddział szpitalny z początkiem marca, gdzie będzie wykonana tomografia komputerowa jamy brzusznej oraz markery nowotworowe.
Przed zabiegiem operacyjnym planowana jest radioterapia, o której długości ma zdecydować lekarz po obejrzeniu wyników TK i markerów.
Może to pytanie zabrzmi naiwnie, ale chciałabym wiedzieć (o ile w ogóle jest możliwe udzielenie takiej odpowiedzi - może na podstawie jakiegoś podobnego przypadku) czy w takich okolicznościach jest szansa, że nie wystąpiły przerzuty do wątroby?
I czy można w tym przypadku mówić o wyleczeniu (mam tu na myśli również przeżycie kolejnych kilku lat) bez nawrotu raka, czy raczej jest to już tzw. "równia pochyła"?
Może to pytanie zabrzmi naiwnie, ale chciałabym wiedzieć (o ile w ogóle jest możliwe udzielenie takiej odpowiedzi - może na podstawie jakiegoś podobnego przypadku) czy w takich okolicznościach jest szansa, że nie wystąpiły przerzuty do wątroby?
Oczywiście, a skąd pomysł, że przerzuty i to akurat do wątroby już są?
Ania2000 napisał/a:
I czy można w tym przypadku mówić o wyleczeniu (mam tu na myśli również przeżycie kolejnych kilku lat) bez nawrotu raka, czy raczej jest to już tzw. "równia pochyła"?
Konieczne jest badanie TK jamy brzusznej, dobrze byłoby też zrobić RTG/TK klatki piersiowej by móc coś na ten temat powiedzieć.
Dość to wszystko rozciągnięte w czasie, nie ma możliwości przyspieszenia TK?
Czytałam, że nowotwór odbytnicy prawie zawsze daje przerzuty do wątroby i płuc.
Rozciągnięte w czasie, gdyż badania, o których pisałam będą przeprowadzone w ramach nfz po przyjęciu mamy na oddział szpitalny. Nie ma możliwości przyjęcia jej wcześniej niż z początkiem marca. Ja mieszkam 60 km od mamy i nie mam fizycznej możliwości aby jej pomóc załatwić TK wcześniej (bo finansowe nawet byłyby).
Co do wcześniejszych kroków, to mama bardzo obawiała się kolonoskopii i długo musiałam ją namawiać żeby poszła. A jak się już zdecydowała to okazało się że nigdzie w okolicy nie można zrobić badania bo skończyły się środki z nfz.
No i nawet nie myśleliśmy o najgorszym.
Mama jest już po badaniach.
03.03.14 r. wykonano TK (załączam wynik) i badanie poziomu markerów nowotworowych (wynik będzie za ok. 2 tygodnie).
W międzyczasie odebraliśmy również ponownie wynik badania histopatologicznego wycinków z jelita, gdyż jak się okazało poprzedni był niekompletny (również załączam).
Proszę o odpowiedź jaki w tym przypadku mógłby być schemat leczenia (lekarz proponuje radioterapię, a następnie operację)?
Czy "hypodensyjna zmiana" na wątrobie, o której mowa w opisie TK, w trakcie operacji może okazać się przerzutem?
Jeżeli tak to czy można ją będzie usunąć w trakcie operacji?
Czym są "drobnoguzkowe zmiany ze zwapnieniami" w płucach, o których mowa w opisie TK?
Nie, zmiana w wątrobie wg tego, co opisuje radiolog jest torbielą, a więc skoro jest to torbiel, nie jest to zamiana o charakterze meta (nie jest to przerzut adenocarcinoma z jelita grubego). Zmiany w płucach są drobnoguzkowe, a więc najprawdopodobniej są to jakieś zmiany pozapalne (jest wyraźnie napisane, że są zwapnione - a obecność zwapnień zwykle dotyczy zmian łagodnych).
11.03 jedziemy do radiologa, który ma wdrożyć stosowne leczenie - planowane jest 6 tygodni naświetlań i potem operacja. Spodziewam się, że na początku mama będzie musiała przejść jakieś "testy" czy badania, a potem zostanie dobrana dawka promieniowania i miejsce (miejsca) naświetlań.
Optymistyczna wersja jest taka, że właściwa radioterapia rozpocznie się około 17 marca. Być może uda się rozpocząć ją wcześniej. Ale to oczywiście tylko moje pobożne życzenia.
Czy ktoś wie jak przebiega radioterapia? Trzeba dojeżdżać samemu do szpitala czy leży się na oddziale? Zupełnie nie wiemy czego się spodziewać?
Jeżli pacjent ma blisko do szpitala to może dojeżdżac (takie naświetlanie trwa kilka minut i do domu). Jeżeli ma daleko to może byc hospitalizowany w szpitalu (jeżeli jest miejsce).
Jeżeli nie ma to trzeba sobie znaleśc hotel.
Jak już pisałam wcześniej wczoraj byliśmy u radiologa. Zamieszczę teraz krótki opis tego spotkania, które mnie osobiście wydało się nieco dziwne.
Pani doktor na początku zapoznała się z całą dokumentacją medyczną po czym stwierdziła coś mniej więcej w stylu: "ale co my mamy tutaj zrobić, tu są dwa ogniska zapalne na jelicie i co ja mam naświetlać?, a poza tym są zmiany w płucach, w tym przypadku trzeba by raczej najpierw operować a potem naświetlać".
Mama nie wiedziała co na to odpowiedzieć, więc odezwałam się ja (bazując na mojej "fachowej" wiedzy z internetu - żart) i coś tam wydukałam, że radioterapia przedoperacyjna zmniejsza ryzyko wznowy i założenia stomii, a nasz chirurg właśnie po wstępnej radioterapii zamierza operować oba ogniska, a następnie zrobić zespolenie jelita.
Na to pani doktor odpowiedziała mniej więcej: "ale ja nie kwestionuję tego co mówi pan doktor, w piątek będzie konsylium to przedstawię pani problem i będziemy decydować czy będzie radioterapia".
Potem była część nieoficjalna - badanie - więc musiałam wyjść.
A później pani doktor przeprowadziła wywiad (już beze mnie) i tę część wizyty znam z opowieści mamy.
Lekarka pytała ją między innymi o takie sprawy jak: na co się leczy, jakie leki przyjmuje, czy ją coś boli, kiedy zaczął się problem z jelitem, na co zmarli jej rodzice, itd. I te pytania akurat wydają mi się zasadne. Ale zadawała również inne, np. gdzie mama pracowała ostatnio, a na odpowiedź że w ogrodnictwie, zapytała czy mama miała do czynienia ze środkami ochrony roślin - jak się domyślam szukała przyczyny tych zmian w płucach (a wg mamy ciągle wracała do tych zmian w płucach).
Na koniec zapytała czy mama ma daleko do szpitala i czy będzie dojeżdżać na radioterapię, czy leżeć na oddziale, a mama chce leżeć do tego szpitala ma daleko, mama jest słaba, a i finanse nie pozwalają.
Na koniec dodam, że obie z mamą odniosłyśmy wrażenie, że przez cały czas pani doktor szukała argumentów żeby do radioterapii nie zakwalifikować - ale może to tylko nasza teoria spiskowa.
Mile widziane będą komentarze odnośnie naszej wizyty, może ktoś też to przerabiał?
I w końcu pytania:
Kogo mamy słuchać , kto w tym przypadku jest "lekarzem prowadzącym"? Skoro chirurg mówi, że najpierw ma być radioterapia, a potem operacja, a radiolog proponuje odwrotnie, to co mamy zrobić?
Czy szpital może nie zakwalifikować do radioterapii z tak przyziemnego powodu jak ten, że pacjenta trzeba położyć na oddziale (koszty)?
Czy jeżeli mama się nie zakwalifikuje na radioterapię to dostaniemy tą decyzję na piśmie?
Czy mam szukać innego radiologa w innym szpitalu mimo wszystko?
Co mówić / czego nie mówić u następnego radiologa żeby zakwalifikować się na radioterapię? Może to głupie pytanie ale po naszej wizycie mam wrażenie, że o kwalifikacji na leczenie decydują różne dziwne kwestie - niekoniecznie zdrowotne.
Bardzo proszę o jakieś rady bo już nie wiem co mam robić. Od momentu wykrycia raka wszyscy lekarze mówili żeby "pilnie i szybko" załatwiać leczenie - tymczasem wszystko się przeciąga i zaczynamy chodzić od drzwi do drzwi.
Trochę się rozpisałam - wybaczcie, ale właściwie jesteście jedyni, z którymi mogę porozmawiać na ten temat.
Ale zadawała również inne, np. gdzie mama pracowała ostatnio, a na odpowiedź że w ogrodnictwie, zapytała czy mama miała do czynienia ze środkami ochrony roślin -
Pytanie uzasadnione- herbicydy i inne środki ochrony roślin są uważane za jedną z przyczyn powstawania nowotworów (to może taki spóżniony wywiad środowiskowy)
Myślę, że zakwalifikowanie/lub nie do radioterapii będzie podjęte tylko w trosce o pacjenta i będą tu brane tylko względy medyczne
Ania2000 napisał/a:
w piątek będzie konsylium to przedstawię pani problem i będziemy decydować czy będzie radioterapia".
Czyli w piątek spotkają się lekarze i wybiorą co najlepsze dla pacjentki
Dorotko (jeżeli mogę tak się zwrócić ), dziękuję za odpowiedź.
Też mam nadzieję, że mama się zakwalifikuje i na razie skupiam się tylko na pozytywnym myśleniu.
W przypadku gdyby mama jednak się nie zakwalifikowała mam "zaklepane" jeszcze 2 konsultacje w innych ośrodkach, ale na nie trzeba będzie trochę poczekać.
Zastanawiam się tylko co zrobić w momencie gdy już będziemy po konsultacjach i każdy lekarz będzie proponował co innego (inne leczenie / zabiegi, itd).
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum