Kasiu moja Mama przez całe leczenie czuła się naprawdę dobrze. Chemię znosiła świetnie. Jedynie kilka dni (ok tygodnia) po chemi spadały jej białe krwinki (objawiało się to dużym osłabieniem, i spadkiem odporności). Już po drugiej chemi Mama dostawała Neupogen (czynniki wzrostu w zastrzykach podskurnych) na te właśnie spadki. Przez ten brak odporności Mama "zaliczyła" też zapalenie płuc, z którym wylądowała niestety w szpitalu. Tak naprawdę okres chemi wspominam dobrze.
Poza utratą włosów (po I chemi), spadkami odporności, i zwiększającym się osłabieniem z każdą chemią to moja Mama naprawdę trzymała się świetnie.
kasia123m napisał/a: |
a po chemiach wogole mama nieczula sie lepeij |
żeby poczuć się lepiej musiałaby najpier czuć się źle, a Ona zaczynała leczenie w świetnej formie. Bez żadnych objawów.
kasia123m napisał/a: |
byly jakies znaki ze chemia moze niedzialac? |
u Mamy nie było gwatłownego pogorszenia się stanu. Choroba po prostu nie zwolniła i szła swoim torem.
kasia123m napisał/a: |
nie probowali dac innej? |
do tego rodzaju raka (DRP ED) schemat PE jest najlepszy. Moja Mama miała niestety wysoko złośliwego raka (anaplastyczny, niskozróżnicowany częściowo drobnokomórkowy i niedrobnokomórkowy rak płuc). Do tego w stanie rozsiewu. Tak naprawdę każdy nowotwór z czasem nabiera chemiooporności. Niestety u mojej Mamy nabrał już prawdopodobnie po drugiej chemi. Pytaliśmy lekarza (dr. Czyżewicza) o możliwość podania Topotekanu (podawanym przy drugmi rzucie chemioterapii). Odpowiedział, że skoro pierwsza chemnia nie zadziałała to są małe szanse, że druga zadziała. Konsultowałyśmy to jeszcze u dr. Krzakowskiego z CO im. M. Curie Skłodowskiej w Warszawie - potwierdził, że już nic więcej nie da się zrobić. To był dla nas i dla Mamy pierwszy moment załamania. Słowa, że już nic nie możemy dla Pani zrobić są straszne.
Moja Mama miała "szczęście" (jak śmiesznie by to nie brzmiało). We czwartek byłyśmy na działce (skoczyłyśmy na kawkę do ciotki), w piątek miałyśmy z Mamą robić pierogi ruskie a w niedzielę już nie żyła. Nie cierpiała.
Kasiu tak jak pisałam szpital sobie chwalę. Mały oddział, taki "domowy".
Przez trzy dni w szpitali (podczas wlewów) któraś z nas (mam 2 siostry) zawsze była z Mamą. Jechałyśmy do niej na 8-9 rano (wściekała się jak byłyśmy za wcześnie ) i wychodziłyśmy od niej ok 19-20 wieczorem (wyganiała nas ). Wyskakiwałyśmy w ciągu dnia tylko po to żeby Jej przwieźć obiad z domu. Pielęgniarki NIGDY złego słowa nie powiedziały. Zawsze miłe i naprawdę uczynne.
Ps. Mama zawsze prosiła pielęgniarki żeby leżeć w sali nr przy oknie ( o ile było miejsce wolne). Byleby jak najdalej od kuchni. Niestety coś tam nawala w zlewie i czuć trochę z odpływu. Dla mnie trochę ale dla mojej Mamy po chemi s t r a s z n i e .
Kasiu mam nadzieję, że u Was bedzie lepiej. Że chemia da wam troszkę więcej czasu.
Pozdrawiam,
Ewelina