Witam!
Moja mama ma raka płuca nieoperowalnego i duży przerzut do kręgosłupa.Przerzut grozi przerwaniem rdzenia kręgowego.Jest taka słaba.Nic nie je, a jak już zje to zwraca.Boję się, że to nie koniec przerzutów.Ja zaś widząc, że tracę ją z dnia na dzień nie radzę sobie z emocjami.Jak tylko do niej wchodzę, to zaraz płaczę.A ona razem ze mną.Nie potrafię jej pomóc.Serce mi się rozdziera jak widzę jej cierpienie i okrutne ataki bólu.Tak bardzo bym chciała, żeby brakło mi łez.Tym bardziej mi żle, że mam tylko ją.I jest jedyną babcią mojego synka.Tyle razy w życiu nam pomogła, a ja czuję się bezradna i nie umię jej pomóc w żaden sposób.To takie niesprawiedliwe.Nie wyobrażam sobie, że może jej zabraknąć.Wtedy już nic nie będzie takie samo.
Co mam zrobić, żeby przy niej nie płakać, żeby nie obciążać jej moim cierpieniem?Co pomaga w takich sytuacjach?jak zapanować nad tym wszystkim?
wydaje mi się że najlepiej poradził by ci psycholog. gdzieś tu na forum przeczytałam MUSISZ BYĆ SILNA SIŁA KTÓRA JEJ UBYWA" wiem co czujesz moja mama również ma raka a 2 miesiące temu pochowałam ojca. nie jest to łatwe ale przed mamą udaje silna. nie widzi moich łez i nie zobaczy ich do końca. musi wiedzieć że ma silną córkę nie może czuć się winna za Twoje cierpienie....trzymaj się przy niej a płacz jak wyjdziesz. uwierz mi że wiem co czujesz i że wiem że to nie jest proste!!! ja również patrze jak cierpi a moja bezsilność jest bardzo frustrująca.....
u mojej babci stwierdzono przerzuty mięsaka do płuc,jakieś zmiany w wątrobie.I też nie wiem jak się zachowac,cierpi cała rodzina,po operacji w styczniu wszyscy byli zachwyceni,babcia wyleczona! I ... Dwa razy poważnie rozmawiałyśmy - po pierwszej diagnozie - co będzie dalej,że trzeba miec siłę i walczyc,potem po wyniku rtg płuc - że to nic nie znaczy,że lekarz będzie miał pomysł jak to leczyc,popłakałyśmy sobie razem z bezsilności,i ten wczorajszy TK zabił wszystko,wyję,wszyscy wyją,wyję przed telefonem,po telefonie,dla babci jestem twarda - jest młoda(72 l) silna,pełna energii,w miejscu nie usiedzi i taki cios:( I zastanawiam się co mówic,jak mówic,żeby jej nie zranic,nie wiem. Ona mówi,że wie co ja czuję,bo jeździła do swojego ojca który miał raka płuc i też nie wiedziała jak się zachowac.
_________________ Babcia - Leiomyosarcoma, przerzuty na płucach, wątrobie, mostku i śledzionie
Moja najdzielniejsza na świecie(*)kiedyś wyjdzie mi na spotkanie
martita44,
Wiem, że trudno jest komuś radzić w sytuacji, gdy ta osoba traci kogos bliskiego. Może to Ci pomoże. Ja sama jestem chora i najbardziej mnie bolały i nadal bolą łzy moich córek. Boję się o nie i mam odczucie, że robię im straszna krzywdę chorując. Mogę tylko Ci powiedzieć, że Twoja mama widząc Twoje łzy, jeszcze bardziej cierpi, dlatego dla jej spokoju postaraj się opanować, choćby tylko na czas, który spędzasz z mamą.
_________________ KlaWik
Nie możesz zatrzymać żadnego dnia, ale możesz go nie stracić
Dziękuję wszystkim za dobre rady!!!Pomoc tego forum określam jako bezcenną.Postaram się, choć wiem, że nie będzie łatwo.Najbardziej mnie bierze, kiedy widzę łzy w oczach mojej mamy.Dziś po południu było jużz o niebo lepiej ale boję się każdego następnego dnia.Pozdrawiam Was Kochani!!!
Kochani! nie wiem co mam zrobic:):nie wiem nawet ,jak to wszystko sformuowac!bylam na tym forum,bo moj Tato choruje na raka jelita grubego,ale w tej cheili lezy w szpitalu na oddziale wewnetrznym,zrozpoznaniem,moimi slowami,ze jelita Mu nie pracuja! wciaz wymiotuje,lekarze mowia ze stan nieoperacyjny,daja tylko kroplowki,co mam robic!!!! pomozcie mi,bardzo prosze:) Tatus mowi ze ni Go nie boli!!czy tak moze byc?????
Martita44 wiem jak Tobie jest ciężko! Widzisz cierpienie i ból swojej Mamy i praktycznie nic nie możesz zrobić. Nie płacz przy Mamie, pokaż Mamie, że jesteś silna i niech Mama myśli, że taka będziesz zawsze. Wiem, że to trudne ale zrób to dla Mamy.
Nie chcę się powtarzać ale gdy moja Mama była w bardzo ciężkim stanie, a potem w momencie śmierci schowałam twarz aby nie widziała moich łez.
Pamiętaj nadzieję trzeba mieć do końca, bo nadzieja daje siłę aby udzwignąć ten cały ciężar choroby.
Strasznie ciężko jest ukryć w takich sytuacjach łzy i naszą bezsilność wiem bo borykałam się z tym we wrześniu tamtego roku będąc na onkologii dziecięcej z córką .Ale trzeba się trzymać a płakać wtedy gdy nie widzą. Super że znalazłam to forum bo można tu poużalać się i wylać łzy zawsze ktoś tu cię podtrzyma na duchu.
_________________ Aga Potykając się, można zajść daleko. Nie wolno tylko upaść i nie podnieść się.
Ja też walczyłam z chorobą Mamusi, niestety tylko 3m-ce
W maju usłyszałam wyrok: "Mamie zostały maxymalnie 3 m-ce życia"
Świat mi się zawalił...
Wpadłam w histerię i w wielką panikę! Co robić? Gdzie szukać ratunku? Mimo tego,że wszyscy mówią,że nie ma szans....
Jednak pomimo tego wielkiego bólu,wewnętrznej rozpaczy i niesamowitej bezradności nie pokazałam Mamusi,że jest tak źle,że opuści mnie niedługo,że jej nie będzie...
Musiałam być silna bo wiem żeby Mama się załamała! Pomimo nie przespanych,zaryczanych nocy,pomimo wielkiego załamania nabierałam sił i z Mamusią żartowałam a czasami udawałam nawet że się złoszczę jak nakrzyczała na mnie...
Mamusia odeszła ode mnie w poniedziałek 25czerwca ...
Serce pękło,żyć się nie chce bo w sumie nie wiadomo jak dalej żyć.Już nic nie będzie takie samo...
Byłam silna przy Mamusi,teraz niestety już nie jestem- zgasłam,jest ogromna pustka i setki pytań,na które nie otrzymam już odpowiedzi
Zyczę Wam wszystkim siły i wytrwałości w opiece nad Bliskimi.Dajcie z siebie wszystko i pokazujcie im,że jest ok. chociaż wiecie,że nie jest...
AsiA! Tak bardzo mi przykro!Współczuję Ci.Mogę się domyślać co czujesz w tym momencie i bardzo boję się że wkrótce i mnie ogarnie smutek i przerażająca pustka.Nie zrozumie zapewne tego ten, kto tego nie przeżył.Przytulam Cie mocno i łączę się z Tobą w bólu!!!
Witaj Marto
Czytam Twoje wynurzenia i nie wiem co powinienem powiedzieć każdej z Was, a właściwie co powiedzieć swojej żonie i córce, bo znajdują się w identycznej sytuacji co Wy...
Myślę, że umiejętność pogodzenia się z tym co nieuniknione jest dla każdego z nas niezwykle ciężkie zarówno Wy, nasi najbliżsi potrzebujecie pomocy jak i my chorzy...
Nie wiem tylko kto bardziej...ale zapewniam że czytając, to co piszecie twierdzę że mi będzie łatwiej odejść...To Wy musicie borykać się nie tylko z własnymi emocjami, z własnym życiem, bo przecie oprócz dramatu choroby istnieją wszystkie problemy życia codziennego o których zapominamy, ale one dzięki temu nie przestają istnieć...
Nie wiem co myśli i czuje Mamusia Marty...nie będę domyślać się i spekulował...powiem to co czuję ja...
Nie chcę aby moje problemy spowodowały poczucie winy, lub świadomość że wszystko co tylko było możliwe zostało zrobione mało dokładnie lub nieprecyzyjnie...
Chcę aby moi najbliżsi wiedzieli że są dla mnie największą wartością i dumą, że moją największą troską jest ich szczęście, reszta jest naprawdę mało ważna...Nie chcę stać się przyczyną bólu, nie chcę tym bólem obciążać ich.
Mam momenty kiedy jest mi potwornie żal, że to być może już wkrótce, że nie mogę liczyć na zbyt wiele...
Ale jestem w stanie pogodzić się i wspólnie z najbliższymi zapłakać powiększając tylko wzajemne poczucie bezsilności, wiem że taki akt spowoduje tylko, że będę słabszy... że będzie mi być może trudniej... ale wiem też, że łzy niosą ulgę, oczyszczają i dodają sił
Nie sądzę aby Wasi najbliżsi byli inni niżeli ja, może nie wszyscy są w stanie unieść ciężar świadomości, ale może warto okazać odrobinę zaufania swoim bliskim i przygotować ich na nieuniknione, spróbować przygotować ich na pogodzenie się ze samymi sobą i z Wami...
Nie wiem czy udało się przedstawić mój punkt widzenia, ale wierzcie mi bardzo się staram...
ja kiedyś chciałam dożyć tylko tyle żeby moje dzieci o mnie pamiętały - tak trochę egoistyczie
teraz jak czytam jak cierpicie wolałabym żeby nie pamiętały. wiem jak przeżywają moje pobyty w szpitalu, dopiero nie dawno nie boją się jak mama idzie na kontrole do lekarza i puszczają bez płaczu . nie chcę żeby moja śmierć była im ciężarem dodatkowym bólem.
kiedyś chciałam umrzeć w szpitalu sama . a teraz chcę w domu przy rodzinie ale teraz jak czytam to wolę żeby nikogo przy mnie nioe było żeby ikt nie widział mojej agonii , a to że umrę sama to nic to tylko chwila
chcę aby moi najbliżsi wiedzieli że są dla mnie największą wartością i dumą, że moją największą troską jest ich szczęście, reszta jest naprawdę mało ważna...Nie chcę stać się przyczyną bólu, nie chcę tym bólem obciążać ich.
Mam momenty kiedy jest mi potwornie żal, że to być może już wkrótce, że nie mogę liczyć na zbyt wiele...
Ale jestem w stanie pogodzić się i wspólnie z najbliższymi zapłakać powiększając tylko wzajemne poczucie bezsilności, wiem że taki akt spowoduje tylko, że będę słabszy... że będzie mi być może trudniej... ale wiem też, że łzy niosą ulgę, oczyszczają i dodają sił
Romku jasniej juz nie mozna tego wytłumaczyć
To co napisałes jest bardzo cenne
dla nas czyli tych ktorych bliski jest chory
sam punkt widzenia człowieka chorego jest tu bezcenny
jednak kiedy chory jest w złym stanie to bliscy musza sobie radzic sami
bo chory juz wtedy nie zdaje sobie sprawy z tego co się wokół niego i z nim dzieje
najwazniejsze zeby byc razem do konca, dzielić się sobą poki się jest i ma na to czas,
Romku zyczę ci jeszcze bardzo duzo takich cudownych chwil z rodziną
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum