Witam wszystkich.
Mam, nawet nie wiem jak to nazwać, może - wątpliwości - co do procesu diagnostyki i konsylium onkologicznego mojej mamy.
Tak w skrócie: mama miała w 2003 wyciętą nerkę razem z rakiem.
Do 2013 była pod opieką poradni onkol, potem zaniechała kontroli
Od ok 2014 roku kaszle, w lipcu 2016 był incydent kaszlu z krwią. Potem szybko RTG, sierpień - wrzesień to dwa pobyty na pulmonologii w celu diagnostyki. Dwukrotna bronchoskopia nic nie wykazała. No to w październiku badanie węzłów chłonnych z śródpiersia - ale też nie wykazało komórek nowotworowych. Te badania były zlecane przez oddział pulmonologii, a nie onkologii.
Dopiero w listopadzie pierwsza wizyta u onkologa - dopiero wtedy pulmonolog skierował mamę do onkologa. Tam na początku listopada miała jeden TK - klatka piersiowa, na początku grudnia drugie TK - brzuch, miednica. Po każdym badaniu wizyta u onkologa.
Po drugim TK wyszło, że ma guzy w trzustce, potem konsultacja z chirurgiem onkologiem i decyzja o operacji w styczniu.
W styczniu miała dwie wizyty, ale kontrole - oglądanie stanu rany i ściągniecie szwów. I w końcu zapadła decyzja o konsylium...
Bardzo na nie liczyłam, bo naczytałam się o szybkiej terapii onkologicznej, że będzie lekarz prowadzący..
A konsylium to porażka. Dwóch (chyba) lekarzy i pielęgniarka przy komputerze. Większość czasu w ogóle szukali zaginionych wyników innego pacjenta.
W końcu spojrzeli na wyniki mamy: No to może zaproponujemy chemię.. Ale w sumie pani ma 69 lat, a chemia ma dużo skutków ubocznych, i choroba nie postępuje szybko to może zobaczymy.. (!?) Ok, rozumiem. tylko zabrzmiało to jak ładnie powiedziane, że pacjentka jest juz stara, nie ma co leczyc, poczekamy, może choroba sie rozwinie, a może nie..
Pytam się czy ta chemia to jeszcze na dobicie raka z trzustki czy na płuca już. To odpowiedź w stylu
"Noo tak w płucach coś jest." (!?)
Cudem wydusiłam informację, że będą dalej diagnozować płuca. Ale chemia to nie wiem na co w końcu miałaby być. Następna wizyta za 2 tygodnie w poradni chemioterapii.
Nic o tym czy jest jakiś lekarz koordynator. Nic kiedy ta diagnostyka. Mogłam bardziej ich pytać, ale już się zdenerwowałam tym jak ta wizyta wygląda i mnie zbili z tropu.. :(
Reasumując.
Czy konsylium to w praktyce jakieś ważne spotkanie podsumowujące/ określające przebieg leczenia? Czy to wizyta jak każda inna? A ja się naczytałam i w bajki wierzę..
W moim odczuciu proces diagnozowania już jakoś długo ciągnie się. Mama zaczęła diagnozować sprawę kaszlu w lipcu ( wtedy dostała też kartę onkologiczną), mamy luty i dalej nie wiadomo co to jest. Zapewne to przerzuty z nerki - tak mówią lekarze - no ale chyba powinni to sprawdzić?
Czy ta szybka terapia to tak ma wyglądać? Czy mam się nie czepiać? Boje się, że niby coś się dzieje, raz/ dwa razy w miesiącu jakaś wizyta, ale dalej sporo nie wiadomo, a choróbsko kwitnie.. A jak czepiać to kogo?
Może ktoś podzieli się własnymi doświadczeniami?
Pozdrawiam, dziękuję.