Temat dotyczący oznak zapowiadających zbliżającą się śmierć chorego zainicjował AndrzejS w założonym przez siebie wątku o tytule-> opieka hospicyjna <- Ze względu na to, że to tematyka wyjątkowa i bardzo istotna - zakładam dla niej ten nowy, osobny wątek, a post Andrzeja tu kopiuję. Przenoszę tu też posty jusi, sylam oraz mój.
Wątek pozostaje otwarty dla wypowiedzi wszystkich, którzy chcieliby podzielić się swoją wiedzą w tym zakresie.
Witam
po dłuższym czasie milczenia.Brak czasu tak jak pewnie u większości
Ostatnie godziny życia chorego.
Najczęściej pierwsze objawy,które ukazują ,że chory nieuchronnie zbliża się do końca życia,możemy zaobserwować na około 48 do 72 godzin przed śmiercią.
Pierwszym objawem jest osłabienie i zmęczenie.
Bywało i tak ,że chory siadał ,mógł chodzić, z pomocą wychodził do ubikacji a czasem był agresywny.W pewnym momencie przestał wstawać ,wyciszył się i zasypiał. W tym czasie jest też utrudniona komunikacja z chorym.Może to być również spowodowane utratą świadomości.W tym czasie należy zwiększyć opiekę nad chorym - jest zwiększona możliwość wystąpienia odleżyn.Należy obracać chorego z boku na bok.
Drugim objawem zbliżającego się końca jest brak apetytu i pragnienia.
W tym okresie nie ma już procesu trawienia i nie należy chorego zmuszać ani do jedzenia ani do picia.Ustaje także praca jelit.Zanika również odruch połykania.
Jest to pierwszy szok dla najbliższej rodziny,chory przestał jeść i pić coś się dzieje nie tak.
Bo to że spał no to spał.
Należy pamiętać również o tym ,że odwodnienie nie powoduje żadnych dolegliwości.
Należy wiedzieć i pamiętać o tym,ze karmienie poprzez kroplówki może spowodować obrzęk płuc i chory zaczyna się dusić.
W tym okresie jest wskazane zwilżanie ust albo warg chorego i to bardzo często bo co 10 do 15 minut.
Dodatkowo w tym okresie chory zaczyna oddychać tylko przez usta.Oddech jest przyśpieszony co dodatkowo powoduje wysychanie warg.
Jako trzeci objaw nieuchronnie zbliżającego się końca jest zmniejszenie perfuzji krwi.
W tym okresie na skutek spadku ciśnienia tętniczego następuje ochłodzenie ciała a szczególnie ochłodzenie dłoni i stóp.
W tym samym czasie następuje sinienie tych części ciała.
Równolegle następuje zapadanie się gałek ocznych a widocznym objawem tego procesu
są otwarte czy.Jeżeli chory życzył sobie wizyty księdza z ostatnim namaszczeniem to jest to właśnie ostatnia chwila żeby to zrobić.
Następnym objawem jest tzw siność siatkowa a spowodowana jest tym ,że w niektórych częściach układu krwiotwórczego jest jeszcze krew a w innych już jej nie ma.
Jak postępować z chorym w tym okresie.
Jako że komunikacja jest albo utrudniona albo wręcz niemożliwa musimy założyć ,że chory wszystko słyszy.Dlatego dobrze jest zrobić spotkanie najbliższej rodziny przy chorym i rozmowa np miłe wspomnienia.Należy również pamiętać żeby chorego w tym okresie nie głaskać.Może to wywoływać ból.Można i należy chorego trzymać za rękę.
Jest to na pewno bardzo skrócony opis ostatnich godzin życia chorego.
Na każdy z opisanych tutaj objawów można napisać książkę ale nie o to chodzi
Jeżeli macie jakieś pytania to proszę pytać.Jeżeli nie będę mógł odpowiedzieć, z powodu braku wiedzy to na pewno się dopytam i napiszę o tym.
- zanik odczuwania smaku,
- splątane myśli,
- omamy,
- chory może być pobudzony - raz chce siadać raz się kłaść,
- chce się ubierać,golić, tak jakby szykował się gdzieś do wyjścia,
- problemy z wysłowieniem się - bełkotliwa mowa,
- wiotkość mięśni,
- mogą wystąpić drżenia rąk,
- ogromne zmęczenie,
- osłabienie,
- brak apetytu,
- brak pragnienia,
- zanik połykania,
- brak pracy jelit,
- spadek ciśnienia,
- ochłodzenie,
- sinienie,
- słaba koordynacja wszystkich kończyn - chory nie potrafi niczego utrzymać, nie może już wcale
chodzić, sam nie jest w stanie usiedzieć,
- mogą przestać nerki pracować (czasem wtedy czuć amoniakiem, bo mocznik przedostaje się do krwi i tkanek i dlatego czuć go przez skórę) i chory nie oddaje moczu - wtedy to już tylko maksymalnie niestety 3 dni zostają.
- w ostatnich godzinach oddech czasem staje się głośniejszy, a jednocześnie jest bardzo wyrównany, słychać zalegający płyn, takie jakby bulgotanie przy każdym oddechu.
- w ostatnich minutach chory może zacząć inaczej oddychać - płyciej, inaczej klatka piersiowa się unosi i oddech zaczyna powoli zwalniać, aż do całkowitego zatrzymania.
Wszystko się zgadza... Dodam tylko: gorączka mózgowa w przypadku przerzutów do OUN.Moja Mama miała przerzuty do mózgu...Ostatnie godziny przed śmiercią temperatura podniosła się do ponad 40 stopni i nie można jej było w żaden sposób obniżyć...
_________________ Cisza przyjacielu, rozdziela bardziej niż przestrzeń. Cisza przyjacielu nie przynosi słów, cisza zabija nawet myśli.
Dziekuje Andrzeju za ten opis zachowan chorego przed smiercia. Mialam wrazenie jakbys pisal o moim tacie az te zachowania wystepuja u niego. Brak apetytu i pragnienia. Staje sie agresywny jak prosza by cos zjadl. Bardzo schudl - 42 kg- skura i kosci. Znaczne oslabienie. Tata stal sie bardzo agresywny, pielegniarki nie umieja dac sobie rady z nim. Utrata swiadomosci- momentami niewie gdzie jest i niepoznaje ludzi, mowi od rzeczy. W oczach jakby obled. Bardzo nerwowe ruchy - rece mu sie czesa i zagryza wargi. Czy choremu moze byc cieplo. Bo moj tata ciagle sie rozbiera?!
Dzieki twemu opisowi wiem ze czas rezerwowac samolot (mieszkam za granica). 2 tygodnie temu bylam w Polsce i widzialam tate, jeszcze czul sie dobrze. Stan pogorszyl sie bardzo szybko.
Andrzeju czy uwazasz ze pomimo utraty swiadmosci tata mnie pozna?
Jak moja siostra doklada telefon do niego, by mogl uslyszec moj glos, to on nie reaguje. Jak wspomina mu ze dzwonilam i go pozdrawiam - zero reakcji. Czy on bedzie widzial kim jestem?
Dziekuje za odpowidz na moje poprzednie pytanie i pozdrawiam.
Od siebie dodam - niekontrolowane, nadmierne pobudzenie (zwykle związane z hiperkalcemią). Ciągłe podnoszenie i kładzenia się chorego, niemożność pozostania w jednej pozycji - jesli taki stan utrzymuje się dlużej jest wyczerpujący nie tylko dla chorego, ale przede wszystkim dla opiekujących się nimi. Wazne by nie próbowac na siłę przekonywać chorego by się położył itd , bo on i tak nie ma nad tą czynnością kontroli
W przypadku mojego Taty takie pobudzenie trwało ok 20 h przed śmiercią. Mimo, iż jego organizm był wyczerpany nieustannie kładł się i siadał na łóżku, dodatkowo występowało drżenie rąk itd. Pobudzenie ustąpiło dopiero w ostatniej fazie agonii jakies 2 godziny przed śmiercią. Na jakieś 12 h przed zgonem nie mógł już przełykać i mówić (chciało Mu się pić więc zwilżałam Tacie usta mokrym wacikiem). 2 doby przed śmiercią nastąpiło zatrzymanie wydalania moczu, natomiast na kilka godzin przed zgonem wielomocz.
Tata pozostał świadomy przez cały ten czas aż do ostatniego oddechu. Na kilka minut przed śmiercią, Tata uwolnił swoje dłonie z naszego uścisku tak aby nic niepotrzebonie go nie zatrzymywało. Może komuś przyda się ten krótki opis...
Tara czy twoj ojciec byl agresywny? Moj bardzo. Wyrywa venflony, rzuca rzeczami, robi dziwne rzeczy a potem niepamieta tego. Odcial sie od rzeczywistosci, jak sie do niego mowi to jak do sciany, zero reakcji. Ma bardzo nerwowe ruchy, jak pisalas u twojego taty, moj tez nieumie usiedziec w miejscu. Rece mu sie czesa i zagryza wargi. Ciagle mu cieplo i sie rozbiera.
Niewiem co o tym wszystkim myslec, serce mi peka. Z moja mama bylo inaczej. W momencie kazala sie przeniesc na jej lozko i potem oddychajac wolniej i wolniej...odeszla. Wiem ze tata niezdaje sobie sprawy z tego co robi. Serce boli patrzac na to....
Czy on slyszy i wie pomimo wszystko co sie do niego mowi. Jak mam sie pozegnac jak nawet niweim czy on mnie pozna?
Jagoda- nie, Tata nie był agresywny i tak jak pisałam ten stan pobudzenia trwał stosunkowo krótko, poza tym było to pobudzenie czysto fizyczne spowodowane miernym poziomem wapnia. Co do zaburzeń ciepłoty ciała (czy tez zaburzeń ich odczuwania) to też tak było u Taty- było mu albo bardzo gorąco, ale zimno - sądzę, że jest to związnane z pogłębiającą się niewydolnością oddechową.
Twój Tata z pewnością nie ma kontroli nad swoim zachowaniem, ale to nie znaczy, że stracił świadomość siebie i rozpoznawania tego co się dookoła dzieje - być może jego chory organizm nie pozwala mu przebić się poprzez bariery ograniczeń jakie narzuciła mu choroba. Bądź z tatą całą sobą i zrób wszystko by czuł się możliwie bezpiecznie, by czuł Twoją miłość i miał świadomość, że nie zwątpisz w niego "mimo wszystko".
Ściskam i zyczę dużo sił :*
Witam moi drodzy wpadłem na chwilę, za godzinę wychodzę na dyżur do hospicjum, pozdrawiam wszystkich i przepraszam za nieobecność, ale mam czas tylko wieczorem na internet, a po powrocie z dyżuru albo z wizyty u pacjenta padam i często zasypiam w fotelu. Może na urlopie a mam zamiar spędzić go w Dźwirzynie w drugiej połowie sierpnia, znajdę czas na internet.Temat "oznak zapowiadających zbliżającą się śmierć chorego" jest, no jest ważny, ale mam taki pomysł, zostawmy "oznak zapowiadających zbliżającą się śmierć chorego" medykom, a sami bądźmy z naszymi bliskimi, przy nich, z nimi fizycznie duchowo, sercem, modlitwie. Dawajmy w każdej sekundzie minucie godzinie dniu tygodniu miesiącu roku im miłość i siebie samych, niech widzą i wiedzą że są dla was bardzo ważnymi osobami, mówmy im rozmawiajmy z nimi. Często patrzenie obserwowanie oznak śmierci "psuje" zaciera rozmywa godność odchodzenia i przeżywania odchodzenia. Kiedyś podłączałem pacjentom pulsometr i mierzyliśmy saturacje, ale to było i jest złe, rodziny obserwowały spadek saturacji i tętna, oglądali oznaki nadchodzącej śmierci. "Zawodowstwo " w najważniejszym trzecim dniu życia, (pierwszy to były narodziny, a drugi to kolejne dni jakie człowiek przeżywa) zabiera w pewnym stopniu, przywilej godnego umierania. Wierze że ludzie którzy odchodzą w towarzystwie bliskich są szczęśliwi , oni nie patrzą w monitor nie wsłuchują sie w tętno(spadające) A do odchodzenia naszych bliskich powinniśmy być przygotowani zawsze, a tym bardziej bliskich chorych na raka. Bo przecież to nie jest choroba ostatnich dni życia, ona nie odpuszcza ona wyniszcza organizm, komórki rakowe zabijają ("zjadają") zdrowe komórki. Jak spotkamy się, jak zetkniemy się z mądrym, personelem medycznym, to na pewno będziemy przygotowani do odejścia, bliskich osób chorych na raka. Dajmy czas czasowi. Ja zawsze w rozmowie z rodzinami moich pacjentów, którzy przeżywają chorobę , cierpienia bliskich, proszą o modlitwę do Pana Boga (jakkolwiek go pojmują) o zabranie cierpienia chorym. Ta modlitwa jest wspaniała i uniwersalna. Bóg zabiera cierpienia, zawsze zawsze gdy, zabiera do siebie, albo staje sie cud i uzdrawia.
uciekam do pracy miałem byc chwile a jestem ponad godziną pozdrawiam
Mój Tata zachowywał się odwrotnie-nie był wcale agresywny.Przeciwnie,był taki słodki,kochaniutki misiu,jak bezbronne dziecko.
Jedynie co,to faktycznie ciągle chciał na zmiane sie kłaść i siadać-a nie umiał już sam usiedzieć.
Z moim tatą było tak samo. Do końca( przynajmiej do chwili kiedy tam byłyśmy z siostrami) był świadomy. Mówił do nas po imieniu... mówił tak jak zawsze. Zmarł 4 godziny później...
_________________ Cisza przyjacielu, rozdziela bardziej niż przestrzeń. Cisza przyjacielu nie przynosi słów, cisza zabija nawet myśli.
u mojego taty i mojej cioci było bardzo podobnie.
Byli nieznośni, nie chcieli wizyt nawet bliskie osoby wyrzucali z pokoju. Oczy ciągle zamknięte, ciężko z nimi można było rozmawiać, raczej stronili od rozmów, na tydz przed śmiercią stwierdzili że już się dobrze czują i może wyjdą na dwór. Bredzili też czasem, jakieś głupoty mówili. Jeśli chodzi o ciało to ciocia miała nogi popuchnięte-była nawadniana kroplówkami, bo nie przyjmowała pokarmów tak jak tata. Tata miał ciemne wybroczyny na ciele-krążenie już nie wytrzymywało . Bez jedzenia, na kroplówkach z glukozą żyli 6-7 tygodni. Ciocia świadoma była że odchodzi sama powiedziała że zje banana i umrze tak jak jej brat zjadł kiwi u umarł. Tata przed odejściem chciał się napić piwa a nie pił nic bo zwracał ale wtedy chciał bardzo wypił jednym tchem pół szklanki i zaraz zwrócił. Potem się położył, kazał mamie też się położyć (spała w drugim pokoju). Po godz nagle mama coś usłyszała a to tata się zerwał z łóżka (nie wstawał w czasie choroby nie miał siły chodzić już) jakby chciał uciec śmierci, ale mama go złapała a wtedy padł na łóżko-dwa oddechy i koniec...
Niestety wiedzieliśmy że ta śmierć przyjdzie w przedziale 6-8tyg bo tyle można wytrzymać bez picia i jedzenia. Więc "czekaliśmy" kiedy to się stanie a jak się już stało to ... Przyzwyczailiśmy się do tego że leżał w pokoju i spał czasem otworzył oczy.Brakuje Nam go bardzo.
Dziś będzie tydzień, jak pochowałam moją najkochańszą Mamusię(60 lat, rak żołądka i meta w wątrobie). Wątek o oznakach umierania znałam prawie na pamięć i muszę szczerze przyznać, że bardzo mi pomógł - wiedziałam dokładnie czego się spodziewać, co jest fizjologią z czym nie można walczyć, a z czym trzeba pokornie się pogodzić.
Mamusia była pod opieką hospicjum domowego - krótko co prawda, bo rak pokazał nam się praktycznie na do widzenia w trzecim miesiącu od wykrycia Mama zmarła - ale pielęgniarka, mimo że bardzo miła i kontaktowa nie powiedziała mi zbyt wiele o oznakach umierania i jak sobie z tym radzić..
Podobnie jak u wielu z Was Mama już u kresu życia była bardzo apatyczna, senna, z ciągle opuszczonymi powiekami, potwornie opuchniętymi nogami ale na 48h przed śmiercią - wstała i stwierdziła, że pójdzie i pozmywa naczynia, bo przecież musi się zacząć ruszać, żeby wyzdrowieć! Właściwie nic nie pozmywała, jak doczłapała się od zlewu do krzesła zaraz chciała tlen, bo miała straszne duszności.. i potem już więcej nie wykazała właściwie żadnej aktywności.
Kochana i potulna była do samego końca, o 3 nad ranem przebudziła się i powiedziała, że umiera - modliłyśmy się razem, pożegnałam się z Nią, powiedziałam ,że bardzo Ją kocham i dziękuję za wszystko, co mogłyśmy razem przeżyć..
Siedziałam przy niej do 13.15 - zwilżając usta, bo już pić kochana nie umiała, poprawiałam co mogłam, żeby było wygodnie.. Trzymałam Mamę za rękę do końca, po prostu Jej oddech stawał się coraz słabszy, już o niego nie walczyła aż zgasła..
Muszę przyznać, że o taką śmierć się dla Niej modliłam - w domu, przy nas, którzy Ją kochamy, razem..
I dziękuję Bogu, że już nie cierpi...
„Hospicjum to miejsce, gdzie wszyscy są równi – odchodzenie dotyka tak samo biednych i bogatych, optymistów i melancholików, wierzących i ateistów. Tu zacierają się wszystkie różnice” śp 2010r ks. Kan. dr Zbigniew Pawlak były kapelan Hospicjów
Człowiek ma prawo godnie się rodzić, godnie żyć i godnie umierać. Nieważne czy w domu we własnym łóżku, czy np u na oddziale stacjonarnym w Hospicjum Palium. A sukcesem jest kiedy pacjent odchodząc jest maksymalnie pozbawiony cierpienia, oraz gdy nie jest sam, są z nim bliscy, a gdy nie ma bliskich to są wolontariusze i personel medyczny.
Umieranie w domu to jest tradycja polska, wielopokoleniowe rodziny,jest to "najpiękniejszy" sposób odchodzenia. W hospicjum też sa na to warunki(w naszym tak)
Ty potrafiłaś, miałaś warunki, wsparcie na to aby Twoja mama mogła odejść w swoim łóżku.
Nie każdy potrafi nie każdy ma warunki itd Często pacjenci czują się bezpieczniej u Hospicjum. Problem jest np w małżeństwach starszych(często są bezdzietni albo dzieciaki w świecie), małżonkowie z płaczem oddają bliską osobę gdyż są już bezsilni, nie dają rady fizycznie i psychicznie(bardzo często są krytykowani przez sąsiadów, rodzinę za to że oddali do "umieralni" ale krytykujący sa to ludzie zacofani rodem z zaścianka ). W naszym hospicjum opiekujemy sie i pacjentem i współmałżonkiem, są oni wdzięczni za opiekę i często mówią nam że bardzo dobrą podjęli decyzje, jesteśmy z nimi do końca.
Dziwie sie pielęgniarce która do mamy przychodziła , że nie potrafiła i może nie chciała przygotować was do procesu odchodzenia. A nie było psychologa z hospicjum, który by was przygotował?
W hospicjum wolontariusze i personel medyczny, psycholog jesteśmy przy pacjencie i delikatnie sygnalizujemy bliskim o nadchodzącym procesie odchodzenia, reagujemy na pewne zachowania, mówimy jaka reakcja może nastąpić, staramy sie angażować rodzinę do pomocy w zabiegach higienicznych podawania posiłków dopajaniu, a gdy przychodzą ostatnie chwile stwarzamy są godne warunki odchodzenia.
".... Nikt nie dostał na stałe na zawsze życia, zdrowia, pracy, pieniędzy, młodości, miłości itd ..." kiedyś przeczytałem taka mądrości nie pamiętam gdzie i kiedy
Choroba nowotworowa nie jest karą z coś, nie jest karą za zło, nie jest karą z nic. Dla mnie nie ważne kim był pacjent przed zachorowaniem na raka, ważne że jest dzisiaj człowiekiem chorym na straszna chorobę nowotworową, że cierpi. Kiedyś powiedział mi taki jeden d.....bil skromnie nazywając go , takie zdanie : "....ten (nazwisko) dobrze mu że choruje na raka bo był/jest komunistą..." dostał wiązankę bardzo męską i bardzo niecenzurowaną.
Jakiś czas temu przyjechał do nas pacjent z ośrodka dla bezdomnych, chory na raka oczywiście. Dwie godziny zajęło nam mycie. Po trzech dniach przy śniadania powiedział mi wspaniałe zdanie;"... Dwadzieścia lat nie spałem w czystym łóżku w czystej pościeli, nie pamiętam kiedy tak byłem czysty ostatnio, nie pamiętam od dłuższego czasu aby mnie nic nie bolało, jestem najedzony(wypił dwa łyki kaszki). Mogę umrzeć. Jestem szczęśliwy że nie umieram w krzakach w śmietniku i nie w samotności, spełniło się moje marzenie..." za trzy godziny odszedł. Byliśmy przy nim.
Umieranie , odchodzenie. Fakt każdy kto sie urodził musi umrzeć (odejść) Ale godne umieranie.
Z doświadczenia zawodowego wiem, że wolontariusze, personel medyczny, psycholodzy są przygotowani do pomagania rodzina w godnym przeżywaniu rozstania sie z osoba bliską (większości) Starajmy się prosić o pomoc. Często gdy staramy sie pomagać dostaje negatywne zwroty, ale po jakiś czasie te osoby potrzebują nas.
Pozdrawiam
Re: UMIERANIE - jak rozpoznać, że to już blisko?..
DumSpiro-Spero napisał/a:
..i w jaki sposób lekarz może nam pomóc?
Tu lekarz już może tylko pocieszać nas, członków rodziny. Ale powinien, w mojej opinii, też uprzedzić, że już niewiele czasu zostało na tym świecie bliskiej nam osobie - ja, usłyszawszy o nieuchronnie nadchodzącym rozstaniu z moją kochaną siostrą, postanowiłam, że będę z nią spała, noc w noc, żebyśmy cały czas były razem, trzymałyśmy się w nocy za ręce... Aż nadeszło to jutro, dzień dla mojej siostry nieprzytomny, i ostatni w życiu, dla mnie - czuwanie przy Jej łóżku, podawanie tlenu z koncentratora, okłady z herbarty na wysuszone oczy, zastrzyki Clexanu w brzuch i iniekcje z morfiny...
A potem, po południu kolejnego dnia - to charakterystyczne znieruchomienie ciała, znane mi z doświadczenia, bo śmierć moich bliskich to nie jest dla mnie nic nowego... Przeżyłam ten stan już kilkakrotnie... Ale za każdym razem znoszę to coraz gorzej.
Kochani. Mam apel!
Nie kryjcie swoich uczuć. Całujcie i przytulajcie osoby, na którym Wam zależy. Nie wstydźcie się okazywania swoich uczuć. Jeśli kochacie - koniecznie o tym mówcie. Żeby potem nie żałować, żeście, tak jak ja, nie zdążyli...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum