- Zakład Radioterapii-
Mojego tatę (drobnokomórkowy rak płuca) prowadziła dr Matecka-Nowak. Wszystko przebiegało sprawnie tj. zarówno naświetlania płuca jak i głowy.Pani doktor (bardzo miła i kompetentna) co tydzien badała swoich pacjentów w piątki.
Jedyny problem polegał na umieszczaniu pacjentów nawet z samego Poznania i okolic, w oddalonym o ok. 30 km Ludwikowie. Z hoteliku-szpitala pacjenci byli wożeni do CO karetkami. Problem polegał na tym, ze szpital byl bardzo zaniedbany, umieszczony niemal w puszczy - z dala od wioski, sklepow itp. Tata przebywajac tam, miał w wyniku naświetleń problemy z przełykiem i mógł przyjmowac pokarmy w zasadzie tylko półpłynne. W szpitaliku serwowali natomiast na śniadanie np. kiełbasę z chlebem, a na obiad ...hm kotleta w panierce. Dobrze, że mama go tam z zupkami tartymi odwiedzała, bo nie wiem jak by to się skończyło. Za bardzo się w tym Ludwikowie nikt pacjentami nie przejmuje. Okropne miejsce- szczerze odradzam!!! Ale niestety nie zawsze mozna tego uniknąc.
Bardzo mi przykro, że tak źle wspominasz Ludwikowo. Albo mieliście wyjątkowego pecha, albo stres , związany z chorobą, nie pozwolił Wam obiektywnie spojrzeć na pobyt w Ludwikowie.
Moja mama, osoba BARDZO schorowana, odzyskala tam sily i radość życia !
To prawda, że budynki są stare - to bardzo stary szpital, ale położony w puszczy ( to ZALETA, nie wada) - idealny mikroklimat dla osób z chorymi płucami. Z dala od zanieczyszczeń i smogu. Jeśli chodzi o opiekę, to mama zostala tam zawieziona jako osoba niechodząca, zdana całkowicie na opiekę personelu.Odwiedzaliśmy ją codziennie, ale nie potrzebowaliśmy nic robić - była zadbana, nakarmiona i zadowolona. I rehabilitowana . Skutek - po miesiącu zaczęła chodzić, o laskach, ale jednak!!!
NIe mieliśmy tam nikogo znajomego i nic nikomu nie placiliśmy, a jednak wszyscy życzliwie i z sercem zajmowali się mamą. I chyba nie tylko jej tam było tak dobrze. Pacjenci zabiegają o możliwość leczenia w Ludwikowie. To sanatorium ma świetną opinię wśród chorych i trudno się tam dostać.
Pacjenci zabiegają o możliwość leczenia w Ludwikowie. To sanatorium ma świetną opinię wśród chorych i trudno się tam dostać.[/quote]
Tak, tyle ze moj tata nie byl w senatorium (ktore tez tam jest) a w tzw. hoteliku szpitalnym. Pewnie przesada bylo by stwierdzenie, ze byl tam wbrew wlasnej woli, ale nie mial innej mozliwosci by otrzymac radioterapie. A ojciec wolalby sam z domu jezdzic na lampy.
Do dzisiaj wszyscy mamy w domu "zakaz" uzywania slowa "Ludwikowo", tak bardzo zle tata je wspomina.
No, cóż my pacjenci wymagania mamy bardzo różne. Jeśli jedyny problem jaki wystąpił w Ludwikowie to niedostosowana dieta , to wg moich kryteriów problemu nie było. Zresztą jak sama cherrie piszesz Twoja mama szybko go rozwiązała.
W sytuacji w jakiej na dzisiaj znajduje się nasza służba zdrowia, niejednokrotnie sprawy organizacyjne musimy wziąć w swoje ręce.
Sama dojeżdżam na radioterapię codziennie pokonując odległość ok. 200 km – to mój wybór i mój koszt. Kierowałam się przede wszystkim możliwościami terminowymi , w wariancie leczenia ambulatoryjnego czas oczekiwania był krótszy. Ponadto chciałam w miarę normalnie funkcjonować tj. poza szpitalem. Z powodu pewnych niedyspozycji , w trakcie radioterapii zatrzymałam się w hotelu na 4 doby, tyle tylko że koszty z tym związane musiałam również sama pokryć. Owszem, warunki komfortowe bo ***ale to zbędny komfort, bo w gruncie rzeczy chodzi o godne warunki pobytu tj. niezbędne minimum (czysto, ciepło,itp.). To była sytuacja wymuszona - w skromniejszych hotelach nie było miejsc.
Uważam, że hotele przyszpitalne/ przykliniczne o sensownym standardzie, to bardzo dobre rozwiązanie i powinno być rozpowszechnione w naszym kraju. Taki model sprawdził się w wielu krajach europejskich. Koszty pokrywa ubezpieczyciel -odpowiednik naszego NFZ. Korzyści jest tu wiele: ekonomiczne dla NFZ, dla pacjenta - zwiększenie dostępności do usług (łóżka szpitalne to wąskie gardło), prawie normalne życie.
Czas trwania seansu napromieniania (z czynnościami towarzyszącymi) trwa do 15 min. , większość pacjentów radioterapię znosi dobrze, ich 24 godzinnego pobytu w szpitalu nic nie uzasadnia. Spotykam tych pacjentów na co dzień w poczekalni. Licznym puszczają nerwy, w śród nich są tacy którzy nie wytrzymują i rezygnują z łóżka szpitalnego przechodząc na tryb ambulatoryjny.
PS.
Bardzo chętnie spędziłabym te tygodnie w hotelu w lesie.
Zgadzam się z opinią poprzednika na temat Ludwikowa.Mój tata przebywał tam również i mam same negatywne spostrzeżenia.Pomijam złe warunki sanitarne i opłakany wygląd sal.Mam wiele zastrzezeń do białego personelu.Pielegniarki sa aroganckie i nie czułe na ludzkie cierpienie.Najwazniejsze sa dla nich uzupełnianie procedur ,bo fundusz zapłaci i o to tylko chodzi.Lekarze zbywaja chorych a nawet osmieszają.Pacjenci sa traktowani jak zło konieczne i nikomu oprócz rodziny nie zalezy na Nich.Wszystkie dolegliwości leczone sa Apapem.Nikt tym biednym ,smutnym chorym nie okazywał ludzkiej zyczliwości wrecz odwrotnie –obojetnośc i znieczulica.Cały personel (z małymi wyjatkami)nie posiada elementarnych podstaw kultury osobistej.Do chorych zwracaja się bezosobowo.Chyba powinna tam zawitac niezapowiedziana kontrola i nauczyć biały personel , że przebywajacy tam chorzy na raka oczekuja miłego słowa,otuchy i szacunku! To sa ludzie ,których za chwile może już nie być .Mam nadzieje ,że jak będą po drugiej stronie to zrozumieja co czuje pacjent chory na raka.Ostrzegam nie dajcie się tam połozyć!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
W Wielkopolskim Centrum Onkologii byłam dwa razy u 2 różnych lekarzy. Pacjentów ogrom więc trzeba być dużo przed szóstą by mieć szansę dostać sie tego samego dnia do lekarza. można sie jednak zapisać na wizytę w innym dniu. W zasadzie obowiązuja numerki wydawane w chwili rejestracjii w dniu wizyty. Lekarze kórych ja miałam [rzyjemność poznać byli bardzo życzliwi i wydaje mi sie że barsziej kompetentni od tych z mojego regionalnego ośrodka. pani doktor Wegner - laryngolog osobiście pamiętała żeby do mnie zadzwonić i powiadomić o terminie do szpitala, a nie jetem jej pacjentką z polecenia.
Na tablicy przed rejestracją wiszą różne informacje dla pacjentów. Zrobiłam fotkę takiej tablicy i pokarzę ją na forum w najbliższych dniach.
_________________ Antoine de Saint-Exupéry
Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać
Witam!
Byłem z tata w WCO 12 października, dotarliśmy tam ok 4.30 rano. Automat wydrukował nam 1 numer do rejestracji a po zarejestrowaniu się był 79, czyli przedostatni. Ale udało się wejść wcześniej bo pacjentów nie było. Tak, że udało się w ten sam dzień.
Witam!
Hmm, moje uczucia co do Ludwikowa sa bardzo, ale to bardzo mieszane...
Przebywał w nim mój tata na rehablitacji po wycięciu płata płuca i powiem szczerze, na haslo 'Ludwikowo" robi się blady...
Sanatorium- szpital ma swoje plusy: wspaniałe powietrze, specyficzny mikroklimat... cześć personelu porządna, sympatyczna i uczynna...
Niestety minusów jest chyba więcej: mimo, że widać, że powolutku remontuje się po kawałku, to zdecydowana wiekszość pomieszczeń jest tak w fatalnym stanie i tak obskurna, ze odechciewa się... pokoiki male, stare i zatęchłe...toalety w fatalnym stanie sanitarnym...Tata mial sie tam uczyć "nowego oddychania"... jak wygladała nauka? przychodzi rehabilitant i mówi - umie Pan oddychać - głęboko prosze... koniec nauki oddychania... w zasadzie jeżeli tk miała wygladać rehablitacja to bez sensu tam siedzieć 3 tygodnie, bo wicej ćwiczeć Tata w ciągu godziny wykonywał wdomu niz tam w ciagu całego dnia... zajęcia kończyły sę koło 11.00 i raktycznie cały dzień tam totalnie nie było co robić...
Będąc tam 3 tygodnie można nabawić się w tym odosobnieniu depresji, bo jednak rodzina codziennie nie da rady przyjeżdżać - tym bardziej jak pacjenci sa z całej Wielkopolski...
A koszmarem jest pobyt 6 - tygodniowy, kiedy pacjenci stamtąd sa wożeni na naświetlania... naprawdę , codziennie dowożenia do Poznania ta "więzniarką" na lampy jest koszmarne... 1,5 godziny w korkach w jedną stronę....Ludwikowo rzypomina troche więzienie - miejsce odosobnienia - a że rodzinka ma daleko by odwiedzać, pacjenci są tam osamotnieni, zdołowanii i pozostawieni sami sobie - najgorzej maja Ci z choobami nowotworowymi... psychika tam wysiada a wsparcia żadnego....
Pół biedy kiedy ktos jest tam latem, Tata był wiosną - ogrzewanie juz bywlo wyłączączone a na dworze 10 stopni... w pokojach ok. 15 stopni - wszytscy spali w pidżamach, na t dresy a nierzadko jeszcze jakies swetry... kocy dodatkowych bło za mało... kiedy ludzie zaczęli kichać i przeziębiac się dopiero zareagowano i po kilk zimnych nocach podłaczono ciepło...
Tyle ode mnie...
Dla mojego Taty pobyt w Ludwikowie był koszmarem:(
Nigdy zadnego szpitala nie bede tak chwalic jak ten w Ludwikowie.Moja mama lezała tam pobad 2 miesiące i złego słowa na ten temat nie powie.Nic nie płacilismy(jak to niektórzy robią),a opieka perfekcyjna,miła,uczynne WSZYSTKIE pielegniarki.Co z tego ze jest położony w jakiesj dziczy(jak to okresliła jedna osoba na forum),ale o to przeciez chodzi!Ludzie tam chorzy mają czyste powietrze,bardzo duzo miejsca na spacery,sklep tez jest,malutka kapliczka,gdzie mozna isc na msze lub po prostu pomodlic sie.I nic wiecej nie potrzeba.A to ze trzeba jechac codziennie 30 km do Poznania to tez zaden problem i koszt bo wożą karetki!Cisza,spokój,miła atmosfera......mogę pisac godzinami o zaletach Ludwikowa i naprawde nie rozumiem ludzi ktorym sie to nie podoba!To ze nie ma luksusowych łazienek czy łóżek z baldachimem nie znaczy ze cos jest nie tak!Moja mama jest obecnie po chemioterapii i radioterapii,czekamy na wyniki rezonansu i wierze ze wszystko bedzie w porzadku,ale jakby nie daj Boze cos poszło nie tak to mam nadzieje ze trafi znow do Ludwikowa!!!!!
Gocha!
Każdy ma prawo do własnej opinii:)
Piszesz, że w Ludwikowie "...nic więcej nie potrzeba...".
MOjemu Tacie było potrzeba -kochającej rodziny u boku... tego mu brakowało, mimo, że bylismy u Niego co trzy dni a Tat przyjeżdżał na przepustki.
Cóż, może Twoja Mama ma silniejsza psychikę - nic tylko pogratulować - ale dla mojego Taty, bardzo zżytego z nami - czas w Ludwikowie byl czasem straconym:( Czyste powietrze ma u siebie, spacery też, rehabilitacja prawie żadna (Tata sam ćwiczył sobie bardzo czesto) no i w związku z tym, że rodzina daleko i nie miał się czym zając, to rozmyślał cały czas o chorobie i nowotworze:( prawie wpadł nam w depresję:(
Dlatego uważam, że to czas stracony, bo Tata mój nie wrócił stamtąd zregenerowany tylko wykończony nerwowo.. Twierdzi, że najlepsza regenaracją i wsparciem jest dla Niego rodzina...
PS. NIe potrzeba łóżek z baldachimem, ale podstawowe warunki sanitarne... w końcu mamy XXI wiek...hmm inna sprawa, ż emożna odnieśc wrażenie, ż eniektórzy pacjenci zachowują się...przepraszam za wyrażenie... jak bydło...siusiu obok sedesu, toalety wymazane kałem, flegma na korytarzach i w toaletach no i wszędzie popalający pacjenci, pety są wszedzie... warunki higieniczne uragające warunkom szpitalnym...
tyle ode mnie..
pozdrawiam
Katarzynko!
Tak jak napisałas,kazdy ma prawo do własnej opini:)Twój tato byc moze faktycznie ma słabsza psychike,ale ludzie nie chodza do szpitala po to zeby sobie odpocząć,ale po to zeby sie leczyc.Moja mam zachorowała miesiąc po smierci mojego taty,zostałam sama,odwiedzałam ja tylko w niedziele i tylko dzieki uprzejmosci pielegniarek i dr Tomeckiej jakos przetrwała te 3 miesiące które tam leżała.I jesli człowiek naprawde chce i wierzy ze wszystko bedzie dobrze to nie patrzy na luksusy!To co piszesz "flegma na korytarzu,toalety wymazane kałem...."nie mieści mi sie to w głowie!
Więc albo leżał na innym pietrze albo po prostu mówimy o innym szpitalu...w co wątpie.
Pozdrawiam i zdrowia dla Taty:)
Mój Tata 6 tygodni tam przebywał podczas gdy miał naświetlania.
Faktycznie luksusów tam nie ma i porządny remont by się przydał,ale da się wytrzymać.Nikogo na siłę tam nie trzymają.Jak mus to mus.Niestety najczęściej nie mamy wpływu w jakich warunkach będziemy się leczyć.
Tak to już jest z chorobą,że jak się leczymy to czasem mniej przebywamy z bliskimi,ale to nie znaczy,że mniej nas łączy.
Tatę zawoziłam w poniedziałki na Garbary,tam po radio jeździł z innymi chorymi karetką (nie więźniarką) do Ludwikowa i w piątek po radio odbierałam Go z Garbar na weekend do domku.
W tygodniu też jeździliśmy w odwiedziny,ale Tata mówił,że nie musimy ,bo jakoś zleci te parę dni.
Co do tego ,że 1,5 godziny w jedną stronę się jeździ na Garbary-też się z tym nie zgodzę.
Faktycznie czasem dośc długo trwa cały cykl tj.dojazd,naświetlania,przyjazd.Ale to tylko dlatego,że jest tam masa pacjentów i jak człowiek utknie w kolejce przed aparatem,no to już trudno.
To że szpital jest położony w lesie to moim zdaniem tylko zaleta.
Tereny są tam śliczne.
A że palacze byli,że mocz itp to niestety świadczy o 'wspaniałej' kulturze tych ludzi-brak słów.
Mój Tata nie miał łatwego charakteru i też krecił często nosem na rózne warunki i sytuacje,ale jestem pewna ,że z ogromną chęcią by tam spędził więcej czasu,byle tylko można by było dzięki temu chorobę poskromić...
Gocha!
Mój Tata leżał w Ludwikowie trzy tygodnie. Najpierw miał operację na Szamarzewskiego, po tygodniu wypis i miał jechać prosto do Ludwikowa na te 3 tygodnie. Torakochirugr przy wypisie zaproponowal jednak, że Tata ma najpierw ze szpitala pojechac na kilka dni do domu, by spedził psychicznie Tatę podreperowac, bo w Ludwikowie "nie wszyscy się dobrze czują"... i może tu tkwi problem. Niektórzy pacejnci wolą regenerowac swoje siły do walki na łonie rodziny, inni wolą w sanatorium, na łonie przyrody w pieknym otoczeniu, bo dla mieszkańców blokowiska to niewatpliwie atrakcyjne położenie. Inna sprawa, że inaczej się tam przebywa osobom z astma, ktorzy mają jednak lepsze rokowania, niz osobom z nowotworami, którzy moga tam generalnie liczyć tylko na siebie, bo rodzina jednak daleko. Dużo też zależy od stopnia zaawansowania choroby. Tata był po lobektomii mankietowej. Uważam - mimo wszytsko - że w domu doszedł by o wiele szybciej do siebie. Miałby lepsza opiekę, bo tam był jednym z wielu pacjentów, w domu był dla nas najważniejszym pacjentem:) Różne sa opinie a propos Ludwikowa. Są skrajnie różne. Osobiście ojciec mojej kolezanki też był w Ludwikowie i był zachwycony, że takie czyste powietrze, piekny krajobraz, mógł spacerować itp. czego na poznańskim osiedlu mu normalnie brakowało. Nasz Tata zadowolony nie był:( Naturę ma obok domu i miał tam bardzo duzo czasu - niestety - na rozmyślania o swoim nowotworze:( W rezultacie załapał tam lekki dołek:( Będąc w odwiedzinach rozmawialiśmy z Taty kolegami, którzy jeździli na lampy na Garbary - stali w korkach po 1,5 godziny.
J
Tata ma mieć jeszcze niebawem naświetlania radykalne - czyli 6 tygodni w Ludwikowie i już się o Niego boimy jak to zniesie... Mamy nadzieję, że jednak pani dr pozwoli by częściowo na Garbary Tata mógł dojeżdzać z domu...
pozdrawiam
[ Dodano: 2010-08-13, 21:32 ]
Gocha!
Mój tata leżał na parterze w budynku chyba głownym - zaraz tym obok portierni, w piwnicy była izba przyjęć.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum