Witaj!
Po raz pierwszy mam odwagę podzielić się swoimi doświadczeniami na tym Forum.
Równo miesiąc temu, w Niedzielę Wielkanocną odeszła moja Mamusia.
Walka z nowotworem dróg żółciowych trwała 21 miesięcy.
Po wystąpieniu żółtaczki zaporowej i pierwszej tomografii zapadł wyrok.
Guz Klatskina, IV stopień w skali Bizmutha.
W zasadzie Mama nie była leczona.
Zaprotezowano tylko przewody żółciowe i faszerowano Mamę antybiotykami z powodu napadowych ataków wysokiej temperatury powodowanej przez stan zapalny.
Po 16 miesiącach zdecydowano o usunięciu pęcherzyka żółciowego i gorączka więcej się nie pojawiła.
Trzy miesiące po zabiegu na wątrobie pojawiły się ogniska zapalne.
Biopsja cienkoigłowa i badanie histo- nie stwierdziło w nich komórek nowotworowych.
Ale to był już koniec.
Pojawiło się wodobrzusze i ...
To był już koniec.
Przykro mi bardzo, że los postawił Cię na starcie do tego biegu.
Niestety, zrezygnować z niego już nie można.
Najważniejsze teraz jest próbować naprawić wszystko co tylko się da w relacjach z Tatusiem i postarać się o jak najlepszą jakość wszystkich pozostałych Dni.
Nadzieja umiera zawsze ostatnia.
Najbardziej boli rozczarowanie niesprawiedliwością życia i bezsilność w szukaniu ratunku.
Życzę Ci dużo sił i zdrowia.
Życie toczy się dalej.
[ Komentarz dodany przez Moderatora: absenteeism: 2013-05-01, 10:28 ]
Post wydzielony stąd.