Witam! Dawno nie zaglądałam na to forum , bo było to ponad moje siły. Mój mąż zmarł na niedrobnokomórkowego raka lewego płuca. Na początku były przerzuty do głowy, które spowodowały lewostronny niedowład. Żadna operacja nie wchodziła w grę i zostawała tylko chemia paliatywna. Rokowania- 2- 6 tygodni życia. Przeżył 2, 5 roku życia. Najpierw były naświetlania na głowę , które spowodowały zmniejszenie się guzów i przywróciły sprawność ruchową do tego stopnia, że można było podać chemię, bo taki był warunek. Pierwsza chemia 5 cykli i po dużym guzie został tylko mały skrawek. 7 miesięcy prawie normalnego życia, a potem już z górki. Druga chemia 5 cykli i żadnej poprawy. Trzecia chemia już tylko 3 cykle, bo męża powaliło. Wymagał całodziennej opieki, ale nie to było najgorsze, tylko ta niemoc, że już nic nie mogę dla niego zrobić. To codzienne patrzenie jak powoli gaśnie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum