Hej. Mam pomysł na oddzielny temat. Zabawy z Waszego dzieciństwa. Moje dzieciństwo to lata 80- od połowy do lat 90- prawie całe. Najfajniejsze były te zabawy w które można było się bawić na dworze. Wyliczę parę tych moich ulubionych.
- numer jeden to oczywiście GRA W GUMĘ.
- skakanie przez skakankę
- skoki przez skakankę lub inny sznur / dwie osoby trzymały i kręciły skakanką. trzecia osoba skakała /
- skoki w dal z huśtawki / już wtedy byliśmy lepsi od Małysza /
- gra w pikuty /brało się nóż z domu, na ziemi rysowało się koło i dzieliło na trzy lub cztery części, później się rzucało tym nożem, więcej nie pamiętam /
- gra w chowanego / moje podwórko jest bardzo duże, można było się naprawdę dobrze schować /
- podchody
- gra w piłkę / koło mojego podwórka jest staw. często ta piłka wpadała nam do tego stawu, później ją wyławialiśmy /
- ta zabawa była bardziej dziewczyńska, wyliczanki..... było ich mnóstwo.
- to też należało do zabaw dziewczyńskich tzn. wychodzenie na spacer ze swoim dzieckiem w wózku. TEGO BYŁO BARDZO DUŻO.
Zabawy w domu
- gra w kapsle
- resoraki
- oczywiście lalki barbie / miałam tylko dwie /
- gra w pchełki
WIELE INNYCH
_________________ Czy to nie smutne, że większość ludzi musi zachorować, by zdać sobie sprawę z cudowności życia?
Jostein Gaarder
Zimą jak już staw porządnie zamarzł mieliśmy darmowe lodowisko.
[ Dodano: 2013-03-19, 14:13 ]
To były czasy. Błogie nie zakłócone niczym dzieciństwo. Bez komórek, komputerów, internetu.
[ Dodano: 2013-03-19, 14:30 ]
Jeszcze była taka gra elektroniczna produkcji rosyjskiej. Wilk musiał złapać wszystkie jajka które spadały z grządek. Coś takiego. Jeszcze była taka kolejka chyba z ZSRR.
[ Dodano: 2013-03-19, 14:52 ]
Co do smaków z dzieciństwa. Była taka oranżada w proszku. W moim wykonaniu nigdy nie doczekała się rozpuszczenia w wodzie. Była zjadana zaraz po zakupie.
_________________ Czy to nie smutne, że większość ludzi musi zachorować, by zdać sobie sprawę z cudowności życia?
Jostein Gaarder
Jeszcze były gumy do żucia:
- TURBO
- DONALD
- HUBBA BUBBA
- jeszcze był lizak grający / teraz też jest /
Ps. Mam taką serdeczną prośbę do administratora. Chodzi o małą zmianę tytułu. Nowy tytuł
ZABAWY I SMAKI Z DZIECIŃSTWA.
[ Dodano: 2013-03-19, 22:42 ]
Pójdźmy dalej. Programy i bajki z dzieciństwa. Moje ulubione to:
- DOMOWE PRZEDSZKOLE / hit tamtych czasów /
- ZIARNO
Bajki:
- MYSZKA MIKI
- KACZOR DONALD itd.
- GUMISIE / całą piosenkę znałam, dzisiaj mogę jeszcze zaśpiewać /
- MUMINKI
- SMERFY / całą piosenkę znałam, potrafiłam na jednym wydechu wymienić wszystkie imiona Smerfów /
Na pewno były jakieś jeszcze ale już nie pamiętam.
Teraz prawie 24 h są bajki.
[ Dodano: 2013-03-20, 13:01 ]
Przypomniały mi się jeszcze jedna bajka i jeden program dla dzieci.
BAJKA:
- BOLEK I LOLEK
PROGRAM:
- KULFON I MONIKA / pamiętam jeszcze tę piosenkę /
Jeszcze był film dla dzieci:
- PAN KLEKS / wszystkie części, na każde święta puszczali /
Później nastała era " Kevin sam w domu " i " Kevin sam w Nowym Jorku", trwa do teraz niestety.
_________________ Czy to nie smutne, że większość ludzi musi zachorować, by zdać sobie sprawę z cudowności życia?
Jostein Gaarder
przekopiowane od kilka lat starszej kumpeli ale jak prawdziwe
Jakim cudem ludziom urodzonym przed 1980 rokiem udało się przeżyć?
Dorastałem w latach siedemdziesiątych i tak dzisiaj zastanawiam się jak udało mi się wtedy przeżyć ? Samochody nie miały pasów bezpieczeństwa, ani zagłówków, no i żadnych airbagów. Na tylnym siedzeniu było wesoło, a nie niebezpiecznie. Łóżeczka i zabawki były kolorowe i z pewnością polakierowane lakierami ołowiowymi, lub inną śmiertelnie groźną farbą. Niebezpieczne były puszki, drzwi samochodów a butelki od lekarstw i środków czyszczących nie były zabezpieczone. Można było jeździć na motorowerze bez kasku, a ci, którzy mieszkali w pobliżu szosy, na wzgórzu ustanawiali na rowerach rekordy prędkości, stwierdzając w połowie drogi, że rower z hamulcem był dla starych chyba za drogi, ale po nabraniu pewnej wprawy i kilku wypadkach panowaliśmy i nad tym. Szkoła trwała do południa, a obiad jadło się w domu. Niektórzy nie byli dobrzy w budzie i czasami musieli powtarzać rok. Nikogo nie wysyłano do psychologa. Nikt nie był hiperaktywny ani dysklektykiem, poprostu powtarzał rok i to była jego szansa. Wodę piło się z węża ogrodowego, lub innych "źródeł" a nie za sterylnych butelek PET. Wcinaliśmy słodycze i pączki, piliśmy oranżadę z prawdziwym cukrem i nie mieliśmy problemów z nadwagą, bo ciągle byliśmy na dworze i byliśmy aktywni. Piliśmy całą paczką oranżadę z jednej butli i nikt z tego powodu nie umarł. Nie mieliśmy Playstations, Nintendo 64, X-Boxes, gier wideo, 99 kanałów w TV, DVD i wideo, dolby Surround, komórek, komputerów ani chatroom'ów w Internecie lecz przyjaciół. Mogliśmy wpadać do kolegów pieszo lub na rowerze, zapukać i zabrać ich na podwórko, lub bawić się u nich, nie zastanawiając się, czy to wypada. Można się było bawić do upojenia, pod warunkiem powrotu do domu przed nocą. Nie było komórek i nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i co robimy. Nieprawdopodobne!!! Tam na zewnątrz, w tym okrutnym świecie całkiem bez opieki! Jak to było możliwe? Graliśmy w piłkę na jedną bramkę, a jeśli kogoś nie wybrano do drużyny, to się wypłakał i już. Nie był to koniec świata ani trauma. Mieliśmy poobcierane kolana i łokcie, złamane kości, czasem wybite zęby, ale nigdy, nigdy, nie podawano nikogo z tego powodu do sądu! NIKT nie był winien, tylko my sami. Nie baliśmy się deszczu, śniegu ani mrozu. Nikt nie miał alergii na kurz, trawę ani na krowie mleko. Mieliśmy wolność i wolny czas, klęski, sukcesy i zadania i uczyliśmy się dawać sobie radę! Pewnie, można powiedzieć, że żyliśmy w nudzie, ale... BYLIŚMY SZCZĘŚLIWI !!!
Pisałam też o stawie obok mojego podwórka. To jakiś cud, że nikt tam się nie utopił. Wszyscy wiedzieli, że trzeba uważać. Pamiętam jeździliśmy na wrotkach. Później były rolki. Oczywiście jazda na deskorolce też była.Na moim podwórku były trzepaki. Co się na tych trzepakach wyrabiało. Zjazd ze zjeżdżalni. Robienie korka. Jazda na rowerze. Jak jeszcze jeździłam na czterech kółkach wpadłam na pomysł, że wjadę pod górkę. To był bardzo zły pomysł. Z całym rowerem poleciałam do tyłu. Bolało. W pierwszej klasie podstawówki wpadłam na genialny pomysł i zrobiłam fikołka w przód. Dodam, że miałam plecak na plecach. Nie skończyło się to dla mnie szczęśliwie. Niestety przez miesiąc chodziłam w kołnierzu ortopedycznym. Zima też się dużo działo. Blisko mojego domu jest wielka góra. Co tam się wyprawiało. Zjeżdżanie na sankach. Były rożne techniki. Moje ulubione to: zjeżdżanie na śledzia, zjazd w kilka osób na sankach itd. Największa radocha była z upadków. Wtedy bolało. Co do samochodów. Siostra mi przypomniała, że raz jechaliśmy w 6 maluchem. Szok, wszyscy przeżyliśmy.
[ Dodano: 2013-03-20, 18:37 ]
Programy i bajki dla dzieci:
- 5- 10- 15
- Dyskoteka Pana Jacka
- Przybysze z Matplanety
- Pan Tik - Tak
- Tęczowy Music Box
- Zwierzyniec
- Przygody Baltazara Gąbki... itd.
[ Dodano: 2013-03-20, 18:54 ]
Jeszcze mi się przypomniało.
- wata cukrowa / kiedyś przysmak, teraz ohyda, sam cukier /
- wielkie lizaki
- balony na druciku
_________________ Czy to nie smutne, że większość ludzi musi zachorować, by zdać sobie sprawę z cudowności życia?
Jostein Gaarder
Heh błogie dzieciństwo
Ja pamiętam gwiazdki, miały różne minki
Z zabaw to oczywiście była guma, skakanie na skakankach, gra w klasy, kapsle, podchody, pikuty (choć my mówiliśmy po prostu gra w noże) rysowało się koło, dzieliło na części i rzucało nożem, jak nóż upadł na cudzą część, to się "teren" do wbitego noża zagarniało, skakanie z huśtawki, łażenie po drzewach, drabinki i trzepak obowiązkowo. Robienie tam na kałużach U mnie w okolicy był jeszcze Ogródek Jordanowski, gdzie urządzano Lato w Mieście i się na basen łaziło na Skrę i nurkowało po kawałki odpryśniętych kafelków z basenu, albo płyt chodnikowych Jesienią się łaziło na kasztany i żołędzie i całe zawody były by znaleźć ich jak najwięcej i największe. Śmigus Dyngus z butelek po płynie do mycia szyb.
Smaki z dzieciństwa? Na pewno frytki i ryba kupione nad morzem, kompletnie inne niż te które można zakupić obecnie.
Oranżada w proszku, woda z sokiem z saturatora A kto pamięta oranżadę w torebce, którą się słomką przebijało?
Woda z kranu w szkole też inaczej smakowała niż woda obecnie Ech wspomnienia, wspomnienia.
A pamięta ktoś te białe druciane krzesełka przy barach i kawiarniach, gdzie taką wodę z saturatora można było nabyć? Zwłaszcza latem jak przysmażały zadki na podobieństwo grilla
Może jestem głupia, może naiwna, może źle pamiętam tamte czasy, ale nie pogniewałabym się tak naprawdę za powrót lat 80. Że nie było wszystkiego? I co z tego? Teraz wszystko jest do urzygu, tylko jakiej jakości? Magnetofon z lat 80 działa mi do tej pory, to samo opiekacz. Szynka była prawdziwą szynką, a nie wyrobem szynkopodobnym z barwnikami idiotycznymi z naturalnymi. Z mleka w domu można było zrobić zsiadłe, albo twaróg, czy śmietanę, bo mleko było mlekiem, a nie białą cieczą w kartoniku.
Brakuje mi cholernie Syrenek, Polonezów, małych i dużych Fiatków na ulicy. Brakuje mi Ład, Starów. Brakuje mi zapachu "niebieskiej" benzyny, naftaliny i pasty do podłogi. Brakuje mi festynów z balonikami na druciku, glinianymi kogutkami, drewnianymi ptaszkami na kółkach, które pchane na kijku klekotały skrzydłami. Brak mi nawet tych pochodów 1-Majowych, tak teraz wyszydzanych. Brak mi odkrytych basenów na Skrze i Wery Kostrzewy (Bitwy Warszawskiej 1920), które zarastają teraz chwastami jak nie przymierzając świat po zagładzie, a które za tej "paskudnej" komuny były miejscem zabaw dla wielu pokoleń. Brak mi PGRowskiej wsi, które wiadomo przędły jak przędły, ale ile frajdy było z takiego wyjazdu na wieś, do gospodarzy. Ile cudnych chwil spędzonych na rowerze, las, łąki, pola i wracało się do domu od stóp do głów w kurzu. Kąpanie się w rzece i nie potrzeba było do szczęścia galerii handlowych, telewizora z kablówką, czy wyjazdów za granicę. Bo dla dzieciaka z miasta fajniejsze było zbieranie truskawek, jabłek, albo gruszek. Zbieranie grzybów. Wylegiwanie się na sianie, ganianie kur.
Brak mi dzieciaków z tamtych czasów. Beztroskich, szczęśliwych, potrafiących się cieszyć bez mała byle czym. Nie wybielam mojego pokolenia smarkaterni, różni byliśmy, w klasie zdarzały się ancymony i łobuziaki, mając naście lat próbowało się pierwszych papierosów i całowania z chłopakami po krzakach, ale był szacunek do rodziców i dorosłych w ogóle, jak i do siebie. Wiadomo udawaliśmy dorosłych, wiadomo czasem kozaczyliśmy, ale nie było tak jak jest obecnie gdy patrzę na tych 8-16 latków.
Programy w telewizji, to wiadomo Tik-Tak, Pankracy, 5-10-15, dawne Domowe Przedszkole, oraz wiele innych, a także niezapomniane seriale Urwisy z Doliny Młynów, czy Janka.
A kto pamięta oranżadę w torebce, którą się słomką przebijało?
Dziękuję, że mi o tym przypomniałaś. Jeszcze co do lanego poniedziałku. Powtórzę się. Na moim osiedlu jest staw. Chłopaki wiadrami czerpali wodę z tego właśnie stawu. Nie można było wyjść na dwór. Latem też chodziłam na basen na Skrę. Teraz ten teren basenów leży odłogiem. Nikt w niego nie zainwestuje.
_________________ Czy to nie smutne, że większość ludzi musi zachorować, by zdać sobie sprawę z cudowności życia?
Jostein Gaarder
Co do Skry to serce mnie boli jak na to co się tam dzieje patrzę. Stadion ruina, a jako szkolny smark często tam mieliśmy W-F, bo szkoła po drugiej stronie ulicy była. Basen był świetny (jedyny minus to może brak fajnych zjeżdżalni, ale to pikuś) i jak teraz to wszystko zarasta trawą i niszczeje, to się płakać chce. Na Glinkach (Szczęśliwicach) basen odremontowali i teraz działa od roku czy dwóch. Czemu nie można odremontować i tego? Co prawda jakieś tam plany są, ale chyba mgliste i bardzo odległe w czasie.
W każdym razie dla mnie Skra i Pola Mokotowskie, to kawał dzieciństwa jest i jedne z najprzyjemniejszych wspomnień mam właśnie związanych z tym miejscem. Drugim miejscem jest właśnie park na Szczęśliwicach i góra, z której się zimą na sankach zjeżdżało, a latem były tam festyny i można było na koniu pojeździć w kółeczko
Jeszcze z takich zabaw i gier, to pamiętam taką grę, z lat 90, na pierwszych kompach jak laptopach. Duk duk się nazywało czy jakoś tak i chodziło się takim ludzikiem, który zjadał jak kapustę czy inne zielsko i musiał uciekać przed różnymi stworkami i jeszcze były głazy, które jak się zjadło spod nich tą zieleninę i nie uciekło, to się ten głaz zwalał na głowę i z ich pomocą można było pozbywać się tych potworków
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum