To dla odmiany wypowiedź kolejnego członka tego samego zespołu (zarządzającego Forum) - tym razem osoby raczej niewierzącej i na pewno niepraktykującej
Jestem na tyle liberalną osobą, że gdy mój 9-letni syn oświadczył mi, że nie chce iść w tym roku szkolnym (i w ogóle) do I komunii poprosiłam o uzasadnienie i wysłuchawszy go uznałam, że jest dojrzałe i bez żadnej dyskusji wyraziłam zgodę. Gdyby chciał przyjąć komunię - też bym ją zresztą wyraziła. Szanuję jego wolę.
marek_max, mi osobiście blisko do Twoich poglądów. Jednak:
marek_max napisał/a:
Mozna krytykowac/rozmawiac/dyskutowac o pornografii, polityce
- to akurat pomyłka. Osobiście kiedyś usunęłam z Forum post nawiązujący do polityki.
Pornografia? Ze spamem poradziliśmy sobie już dawno.
Peti napisał/a:
to zdecydowanie nie to forum..
Ano właśnie.
Na koniec dodam: pojawiły się tu swego czasu posty wzywające do modlitw do jednego ze 'świętych' w imię wyzdrowienia chorych -
też je usunęłam.
Raka leczy onkolog, a za wyleczeniami żadne cuda nie stoją. Stoi za nimi medycyna.
I o tym na tym forum rozmawiamy.
Jeśli zaś ktoś wspomni o tym, że modlitwa przynosi mu ulgę czy poprawia samopoczucie -
to osobiście nie widzę nic w tym złego.
Raka leczy onkolog, a za wyleczeniami żadne cuda nie stoją. Stoi za nimi medycyna.
I o tym na tym forum rozmawiamy.
Zgadzam się z tym w 100 % .
Panie Marku musi Pan koniecznie zmienić forum
Pozdrawiam.
Niestety... powodem takiej reakcji jest religia i jej 'swietosc' i zakaz krytyki. Tak jest wszedzie. Nie uwazam, ze post jest w niewlasciwym miejscu, bowiem dzial nazywa sie 'emocje w chorobie nowotworowej, Jak radzić sobie ze stresem? Czy i jak rozmawiać o chorobie? - informacje, dyskusja i wymiana doświadczeń'
I jesli ktos z Was mowi mi, ze wiara jest tematem ktory tu nie pasuje, to po prostu mija sie z prawda. uwazam, ze pasuje, ale nie bede niczego ciagnal na sile.
Juz wole jak tak jak na poczatku tego watku ktos napisal 'wara on mojej religii' niz takie stwierdzenia, ze 'idz na inne forum'.
Wiara/religia jest ciagle tematem dyskusji w swietle choroby. ksieza nawoluja do modlitw za bliskich, lekarze mowia, ze to bajki i nie ma naukowych dowodow.
proponuje zamknac temat, bo widac, ze Polacy nie dorosli do rozmow o religii...
DSS dziekuje za rzeczowy post. Wszystkim zycze duzo zdrowia i sil w walce z choroba...
Poniżej wyznanie wiary katolika. Znam je na pięć. Bałam się że może coś zapomniałam,przeoczyłam ale...nigdzie nie ma w nim mowy o tym,że Bóg wyleczy nas lub kogoś z naszych bliskich z choroby nowotworowej...zachowujmy się jak ludzie myślący...
Pomylił Pan forum...
Wierzę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. I w jednego Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego Jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. Zrodzony a nie stworzony, współistotny Ojcu, a przez Niego wszystko się stało. On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba. I za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. Ukrzyżowany również za nas, pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany. I zmartwychwstał dnia trzeciego, jak oznajmia Pismo. I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. I powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a Królestwu Jego nie będzie końca. Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca i Syna pochodzi. Który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę; który mówił przez Proroków.
Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. Wyznaję jeden Chrzest na odpuszczenie grzechów. I oczekuję wskrzeszenia umarłych. I życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen.
Wierzę również mocno w to, co jest zawarte w słowie Bożym, spisanym lub przekazanym przez Tradycję, a co Kościół, jako objawione przez Boga, podaje do wierzenia, tak w Nauczaniu uroczystym, jak i w zwyczajnym Nauczaniu powszechnym.
Z przekonaniem przyjmuję i uznaję również wszystkie i poszczególne prawdy, które Kościół w sprawach wiary i moralności podaje w sposób ostateczny.
Przyjmuję nadto z religijnym posłuszeństwem woli i umysłu naukę głoszoną przez Papieża czy też przez Kolegium Biskupów sprawujących autentyczny Urząd Nauczycielski, także wtedy, gdy nie jest ona podawana z intencją definitywnego jej określenia
Edi... ty na poważnie, czy było już późno jak to pisałaś? Jedną z PODSTAWOWYCH rzeczy jaką robią ludzie wierzący i księża to modlenie się za zdrowie chorych i dusze zmarłych.
Pamiętam, bo sam miałem 'przyjemność' chodzenia do kościoła... I z tego co pamiętam, to w Biblii jest wyraźnie napisane o modlitwach i ich sile działania...
Co do tego 'wyznania wiary'. Nie ma tam też nic o zakazie zabijania, o pornografii, pedofilii, aborcji, kradzieżach, mszach - czyli jak nie ma to mogę sobie zabijać, nie chodzić na msze, kraść? Nie, bo religia, Twoja również, to zbiór zasad (Biblia), które są "tłumaczone" zwykłym ludzion według aktualnych potrzeb.
Napisz do tych milionów biednych ludzi, którzy zamiast walczyć z chorobą i/lub odpoczywać, wybieraja się setki/tysiące kilometrów na Jasną Górę lub w inne "święte" miejsca w nadziei uleczenia...
Chcesz dyskutowac a nie masz zielonego pojecia o tolerancji i respektowaniu uczuc drugiej osoby. Prawie w kazdym Twoim poscie zieje niechecia do ludzi, ktorzy szukaja w wierze swojego oparcia i je znajduja. Wspolczuje Ci, bo nienawisc zabija szybciej niz choroba nowotworowa.
A tak na marginesie to ukonczylam Teologie na KUL i od ponad 20 lat jestem w zakonie. Jestem szczesliwa. Moj Tata zmarl na raka i ja sama teraz choruje na raka. Wiara byla i jest dla mnie i mojej rodziny wielkim oparciem. Dla Ciebie to swiat bajek, dla mnie nie.
Dlatego jestem za zebym poszukal innego forum, bo tutaj nikt nie chce dyskutowac o niecheci i niezdrowych emocjach od ktorych az sie roi w Twoich postach.
Chcialam jeszcz tylko dodac, ze znam lekarzy, ktorzy codziennie chodza na msze sw. i modla sie za swoich pacjentow. Zreszta moj lekarz, jeden z najlepszych w na chirurgii w IPO w Lizbonie, po operacji powiedzial mi, ze moja sytuacja jest bardzo powazna i mam sie modlic, zeby wszystko dobrze sie skonczylo.
Pozdrawiam
A co Tobie to przeszkadza że Ci chorzy ludzie idą na Jasną Górę się modlić. Robią Ci tym jakąś krzywdę?
Dlaczego tak bardzo przeszkadza Ci to że Ci ludzie zawierzają swoje zdrowie i życie Bogu a nie lekarzom?
Człowiek ma rozum wolną wolę i to jego osobisty wybór.
Ja jestem osobą wierzącą.
Jestem chora,nie obwiniam Boga za moją chorobę ani nie prosiłam go o wyleczenie.Powierzyłam je lekarzom. Ale podziękowałam Bogu za to że operację przeżyłam bo chociaż nie prosiłam go o to ocalił mnie. Posłużył się lekarzem który mnie operował aby ocalić moje życie. Zrobił to rękami lekarza.
Myślę,że nie ma sensu dalej dyskutować na ten temat.
Dyskusje na temat wiary budzą wiele emocji-i tych dobrych i tych złych. Więc odpuśćmy sobie.
Życie i tak daje nam nieźle popalić-niezależnie od tego czy wierzymy/w kogo wierzymy/czy nie wierzymy.
Po co go sobie jeszcze bardziej zatruwać.
A wszystkim chorym-tym wierzącym i nie wierzącym życzę zdrowia i zdrowego podejścia do choroby oraz mądrych wyborów
I jeszcze jedno. Co do Twojego stwierdzenia że w napisanym przeze mnie wyznaniu wiary nie ma ani słowa o zabijaniu,pedofilii ect. To przeczytaj jeszcze raz to wyznanie wiary uważnie.Jest tam taki fragment
"Wierzę również mocno w to, co jest zawarte w słowie Bożym, spisanym lub przekazanym przez Tradycję, a co Kościół, jako objawione przez Boga, podaje do wierzenia, tak w Nauczaniu uroczystym, jak i w zwyczajnym Nauczaniu powszechnym.
Z przekonaniem przyjmuję i uznaję również wszystkie i poszczególne prawdy, które Kościół w sprawach wiary i moralności podaje w sposób ostateczny. "
Oprócz wyznania wiary jest coś takiego jak dekalog i grzechy główne. A tam i owszem jest mowa o wystrzeganiu się złych uczynków.
I tyle na ten temat
[ Komentarz dodany przez: Richelieu: 2010-12-23, 11:44 ] Wątek przenoszę do właściwego takim dyskusjom miejsca.
Chętnym do zabrania głosu w tym wątku przypominam o tym, że:
1. Na całym forum, nie wyłączając tego miejsca, obowiązuje każdego bez wyjątku użytkownika kultura wypowiedzi i odnoszenie się z szacunkiem do innych forumowiczów.
2. Jesteśmy forum onkologicznym, i podstawowym a zarazem nadrzędnym celem istnienia tego miejsca jest pomoc osobom zmagającym się z taką chorobą.
3. Dyskusje na inne tematy będą na forum tolerowane przy poszanowaniu powyższych zasad oraz uwzględnieniu - w kwestii tego akurat wątku - faktu, że wiedza i wiara choć się uzupełniają, to dotyczą zasadniczo różnych spraw, z których ta ostatnia ze swej istoty transcendentnych, zatem przez pierwszą nie w pełni poznawalnych.
Hm, pozwolę sobie się wypowiedzieć, pomimo wątpliwości czy warto ciągnąć tę dyskusję dalej oraz tego, że ton Twoich, Marku, wypowiedzi, nastręcza wątpliwości co do szczerości Twoich intencji - nie brzmisz jak ktoś, kto chce uzyskać od osób wierzących wyjaśnienie lub pogląd na sprawę, lecz raczej jak ktoś usiłujący w mało wyszukany sposób wsadzić kij w mrowisko pod pretekstem, że "forum jest do dyskutowania". Przedstawię Ci jednak swój pogląd jako osoby wierzącej.
Otóż tworzona przez Ciebie antynomia "Bóg czy lekarze" jest z gruntu fałszywa. Szukanie pomocy w medycynie nie jest sprzeczne z większością doktryn chrześcijańskich (z wyjątkiem wspomnianych wyżej przypadków ekstremalnych). Można tu zresztą uczynić głębszy wywód na temat problemów, jakie rodzi tzw. kwietyzm. Pytanie "po co chodzisz do lekarza, zamiast do kościoła, skoro jesteś wierzący" świadczy o niezrozumieniu istoty wiary. Jeśli chrześcijaństwo i większość innych religii nakłada obowiązek ochrony życia, to obowiązkiem wiernego jest podjąć wszelkie działania, jakie uważa za słuszne zmierzające do ochrony także własnego życia, co w wypadku zachorowania na raka sprowadza się do skorzystania z pomocy lekarskiej.
A co do modlitwy - cóż, czytałem kiedyś bardzo mądrą (moim zdaniem) hiszpańską legendę, jak Jezus przemierzał świat wraz ze św. Piotrem. Szli w ulewę rozmokłą drogą, w której wozy często utykały. Ujrzeli zagrzebany powóz księdza, który stał obok i głośno się modlił, wzywając pomocy Pana Boga. Jezus jednak nakazał Piotrowi nie zatrzymywać się i iść dalej. Kawałek dalej zobaczyli inny zagrzebany w błocie wóz, którego właściciel uwijał się wokół niego, klął najgorszymi wyrazami, a nierzadko dostawało się też samemu Panu Bogu. Wtedy Jezus kazał św. Piotrowi wziąć się do roboty, obaj pomogli woźnicy i wspólnymi siłami wytaszczyli wóz z błota. Gdy odeszli kawałek dalej, św. Piotr się oburzył: "Panie, nie pomogłeś Twemu słudze, który tak pięknie się modlił, a trudziliśmy się przy wozie tamtego, który tak strasznie bluźnił?" Jezus odrzekł: "Cóż, Piotrze, ten drugi przynajmniej starał się go wyciągnąć". Odnieś ten przykład do sytuacji walki z chorobą, a może rozjaśnisz część swoich wątpliwości (o ile rzeczywiście takowe masz).
Witajcie, niedawno dostałam od znajomego maila z linkiem do pewnej strony, gdzie opisana jest historia Ewy i pozwoliłam sobie zamieścić ją akurat w tym wątku
["UMIERANIE - jak rozpoznać ..." - niniejszy post oraz do niego nawiązujące zostały wydzielone].
Ewa Kamińska pochodziła z Biłgoraja, swoje życie zawierzyła Panu Bogu. Gdy była licealistką została liderką Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży „Serce”, działającego przy parafii Wniebowzięcia NMP w Biłgoraju. Studiowała medycynę. Pracowała jako kardiolog w Szpitalu im. Jana Pawła II w Zamościu. W trakcie ciężkiej choroby pisała sms-y do swojej koleżanki. Są one wyrazem ogromnej wiary i nadziei. Za zgodą rodziny, drukujemy ich treść:
W obecności Biskupa, rodziny i znajomych. Całe cierpienie to walka z rakiem. Przemieniła mnie w mówienie Jezusowi „tak, zgadzam się, jeśli jest taka Twoja wola” Przez pewien czas wierzyłam, że uda się pokonać raka. Miałam dużą chęć i wolę życia, żeby stawić czoła chorobie. Chociaż jako lekarz wiedziałam, że ta choroba jest śmiertelna, zdawałam sobie sprawę jak ciężko jestem chora. Powierzałam się Maryi i Jezusowi aby mieć wystarczająco siły i nigdy się nie poddawać. Przecież należę do Boga, chcę Go wybrać jako jedynego i umiłowanego, przygotować się na Jego przyjście. Całe życie chciałam poświęcić Jezusowi. Stawiałam Jezusa na pierwszym miejscu. W każdym człowieku starałam się odnaleźć Boga i obdarzyć go miłością na jaką zasługuje. Pokój w szpitalu i dom rodzinny stał się domowym kościołem.
Choroba zabrała mi wszystko, straciłam głos, uszkodzona krtań, nie widzę na oko, wszystkie wewnętrzne organy i kości są porażone rakiem. Czuję, że moje życie powoli gaśnie, gdy przychodzi ból, z którym walczę, ofiaruję wszystko Jezusowi, a rodzinę i znajomych proszę, by się głośno modlili, bo modlitwa pomaga w cierpieniu. Na chwilę ból ustępuje. Agonia trwa przez długi czas. Nie narzekam, nie płaczę, na ile choroba pozwala jeżdżę do kościołów, uczestniczę we mszach, odbywam rekolekcje, pielgrzymki w miejsca święte - tym sposobem zbliżam się do Boga. Jestem szczęśliwa, że mogłam w tym wszystkim uczestniczyć . Wielka radość - to wszystko składam w ręce Boga.
Gdy lekarze rozpoczęli ten mały, lecz dokuczliwy zabieg, przyszła do mnie Pani z promiennym uśmiechem na ustach, zbliżyła się do mnie, wzięła mnie za rękę i wlała we mnie odwagi, nie lękaj się. Nie oczekiwałam cudu uzdrowienia, chociaż na małej karteczce napisałam list do Maryi: Matko Niebieska proszę Cię o cud uzdrowienia, ale jeśli to jest wolą Bożą, proszę o siły, abym się nigdy nie poddała i pozostała temu wierna. Zrozumiałam wtedy, że gdybyśmy byli gotowi na wszystko, ileż znaków Bóg by nam zesłał. Młodzi maja jedno życie i warto przeżyć je dobrze.
Choroba się nasilała, byłam coraz słabsza, tak kręgosłup boli, że trudno oddychać, duszę się, nie mogę nic powiedzieć, biorę do ręki krzyż, różaniec i błagam w duchu matkę Bożą, niech coś zrobi, bo ja nie dam już rady, jedynie w milczeniu spoglądam w oblicze Jezusa. Nie proszę o uzdrowienie lecz o moc wypełnienia woli Bożej. Rozpoczyna się Kalwaria - nie płaczcie, nie buntujcie się, pozostaję w ciszy i milczeniu. Lekarze już nic nie mogą pomóc, oddaję się całkowicie Jezusowi, swoje „tak” woli Bożej - jeśli Ty tego Jezu chcesz, ja także tego pragnę.
Odmawiam wzięcia morfiny, biorę sporadycznie, bo morfina odbiera trzeźwość myślenia. Ofiaruję wszystkie cierpienia Jezusowi za Kościół, młodzież niewierzącą, za kapłanów. Nie mam już nic, ale pozostaje mi serce, którym mogę kochać. Nawet lekarze, czasem niepraktykujący, są poruszeni ciszą, spokojem, który jest wokół mnie. Niektórzy z nich przybliżają się do Boga.
Tak bardzo chciałam pisać świadectwo, tak się cieszyłam, ze babcia przyjedzie z tortem i będziemy razem oglądać film „Ojciec Pio”. Nie dało się w ten weekend, a może w następny będzie lepiej -tak się pocieszam. Ale Jezus miał inny plan przygotowany dla mnie. Tak, zgadzam się, to dla Ciebie Jezu. To nie ja wybierałam ludzi, by się w modlitwach wstawiali do Jezusa za mną, gdy cierpiałam, sam Jezus wybierał tych ludzi i stawiał na mojej drodze by się modlili. Ja już myślałam, ze chciałabym umrzeć, ale to była tylko chwila, tak bardzo chciałam żyć zdrowa. Kiedy mama pytała, czy bardzo boli, milczałam, bo nie chciałam mamy zasmucać. Czułam, że tę chorobę Jezus dał mi w odpowiedniej chwili. Zgadzam się - to dla Ciebie Jezu. Wtedy zrozumiałam, że Jezus przedłużył mi czas życia, żebym mogła się dobrze przygotować do odejścia na drugą stronę. Kiedy dotrę do nieba, będę biała jak śnieg. Bóg kocha mnie nieskończenie.
Czasem, choć zdarzało się to rzadko, prosiłam rodziców, by nie wprowadzali do mojego pokoju przyjaciół i sami nie wchodzili. Nie był to znak jakiegoś smutku, wręcz przeciwnie. Było mi trudno schodzić z tego poziomu, na którym się znajdowałam, a potem wchodzić tam z powrotem. Ważne jest wypełnić wolę Bożą. Czeka na mnie inny świat i nie pozostało mi nic innego, jak oddać się Jezusowi. Czuję się teraz wciągnięta we wspaniały plan, który powoli się przed mną odkrywa. Gdy bardzo cierpiałam, dusza moja śpiewała, bo Jezus był przy mnie, nie byłam sama. Nie możecie sobie wyobrazić, jaki jest teraz mój kontakt z Jezusem. Czuję, że Bóg prosi mnie o coś więcej i o coś większego. Interesuje mnie tylko wola Boża, wypełnić ją dobrze w chwili obecnej. Być może byłam zbyt pochłonięta swoimi ambicjami, planami i kto wie czym jeszcze. Teraz wydaje mi się to bez znaczenia. Teraz czuję, że uczestniczę we wspaniałym planie, który powoli mi się ukazuje.
Pieniądze, jakie koleżanki i koledzy z oddziału ofiarowali na potrzeby leczenia, ofiaruję na msze św., bo lekarze już mi nic nie mogą pomóc. Oddaję się Jezusowi razem z moim cierpieniem. Nie proszę Cię Jezu abyś przyszedł i zabrał mnie do nieba ponieważ wciąż chcę ofiarować Ci swoje cierpienie i dźwigać z Tobą krzyż. Jeśli chcesz tego Jezu - ja też tego pragnę.
Mamie, zatroskanej tym, że może stracić córkę, proszę cię mamo, zaufaj Bogu. Zrobiłaś wszystko i kiedy już mnie nie będzie, bądź blisko Boga, a odnajdziesz siły, aby iść naprzód. Mamo bądź szczęśliwa, bo ja jestem szczęśliwa. Ja idę do Jezusa, tam nie ma bólu i cierpienia, jest wieczna radość.
Niech Bóg stokrotnie wynagrodzi każdemu za najmniejszą modlitwę za mnie. Dziękuję Ojcu Józefowi Witko za wszystkie msze św. I modlitwy, które odprawił w mojej intencji - bardzo pomagały, następowała ulga w cierpieniu - niech mu Bóg błogosławi w jego posłudze - Ojcu Teodorowi, Ojcu Hadrianowi (znam to miejsce w Radecznicy i klimat tego klasztoru. Jeździłam tam na praktyki do szpitala. Wchodziłam na wzgórze klasztoru i czułam tam Boga bardzo wyraźnie, wszystkim z Odnowy w Duch Świętym z Jarosławia, wszystkim kapłanom i uczestnikom z nocnych czuwań, którzy mnie wspierali w modlitwach, wszystkim, którzy się modlili za mnie odprawiając Koronkę do Miłosierdzia Bożego co godzinę i wszystkim kapłanom, którzy się modlili za mnie i odprawiali msze św. Na całym świecie i za granicą, dzieciom, siostrom zakonnym, znajomym i nieznajomym, wszystkim za wszystko. Te modlitwy nie poszły na marne, pomagały w cierpieniu i teraz, gdy będę blisko Boga, ja się będę za was modliła.
Nie płaczcie nade mną, ja idę do Jezusa. Sama przygotowałam się na to, jak na uroczystość, chciałam zadbać o wszystkie szczegóły, pieśni podczas uroczystości, swoją suknię, fryzurę, szykowałam się na to jak na święto. Chciałam być pochowana w białej sukni jak oblubienica, która idzie na spotkanie z Jezusem.
Kochani rodzice, rodzeństwo, rodzino i wszyscy znajomi bądźcie szczęśliwi, bo ja jestem szczęśliwa. Pamiętajcie, że Bożych planów nie można zmieniać. Tak Bóg chciał -tak jest. Na moim pogrzebie nie chcę ludzi płaczących, lecz głośno śpiewających. Czymże jest ta spadająca kropla łez w porównaniu z gwoździami w rękach Jezusa. Chcę, aby ceremonia pogrzebowa była jedynym radosnym świętem. Teraz widzę Jezusa i należę do Niego.
Pozdrawiam was. Bogu niech będą dzięki.
Ewa Kamińska
Żyła lat 34. Zmarła 15 lutego 2011 rok
Ostatni dzień życia
Ewy - 15.02.2011
Noc bezsenna. Rano złe samopoczucie, ciężki oddech, podłączony tlen. Od 7.30 czuwa przy niej koleżanka Renia, z którą zdawała egzamin z interny. Ona jest przy niej od samego początku, od października 2009. Bardzo się lubią. W tych ostatnich tygodniach bardzo często do niej zagląda, a w szpitalu kilka razy dziennie. Renia jest przy niej do 9.00, musi wyjść do pracy, dzwoni do mamy, która i tak jest już pod szpitalem. Po 9.00 przychodzi mama. Ewa nadal źle się czuje. Oddycha z trudem. Mama zawiadamia tatę, księdza Czesława (kapelana szpitala), księdza Mariana, przyjaciela Ewy, mnie, Agnieszkę, swoje siostry Krystynę i Jolę oraz przyjaciela rodziny - Anię - nianię która zajmowała się Ewą w dzieciństwie.
Rano do Ewy przychodzą koledzy i koleżanki z kardiologii. 10 min po telefonie przyjeżdża ks. Marian, a za chwilę księża kapelani: ks. Czesław i ks. Jacek. Modlą się. Po raz kolejny zostaje udzielony sakrament Namaszczenia Chorych. Komunia była rano.
Po namaszczeniu pojawia się Ania. Ewa jest chyba zaskoczona bo szeroko otwiera dotąd cały czas przymknięte oczy. Prosi jednocześnie żeby otworzyć okno i podać leki. Przychodzi p. profesor Marczewski z nefrologii z jakimś lekiem ułatwiającym oddychanie. Jednak w połowie kroplówki pęka żyła. Ostatnia... Ewa jest świadoma, widzi rodziców, Anię.
Jest około 11.00. Widząc wokół łóżka bliskich i księży wznosi, po raz ostatni, złożone do modlitwy dłonie mówiąc tym gestem: "nie stójcie, módlcie się !". Wszyscy zaczynają się modlić Koronką do Miłosierdzia Bożego. Po modlitwie księża wychodzą na korytarz. Przyjeżdża ks. bp Mariusz. Leszczyński. Ewa wydaje się być półprzytomna. Ks. biskup odmawia krótką modlitwę o wypełnienie się woli Boga. Potem razem Ojcze Nasz..., następuje błogosławieństwo, ks. biskup opuszcza salę.
Jest cicho, bardzo cicho... Ewa zaczyna lekko oddychać, coraz lżej, bardzo spokojnie, oddech robi się coraz spokojniejszy i wolniejszy. Ania z rodzicami wkładają w jej dłonie krzyż pasyjny z grobu Pana Jezusa (jest z nim związana przez kilka miesięcy swojej choroby, przytula go i całuje kilka razy dziennie co niesie ulgę w cierpieniu). Druga dłoń opleciona różańcem. W te dłonie dostaje gromnicę. Rodzice i Ania we trójkę trzymają jej te ręce z gromnicą, różańcem i krzyżem. Jednocześnie cała trójka mówi koronkę do Miłosierdzia Bożego. W czasie koronki oddech ustaje, na ustach pojawia się uśmiech i Ewa przechodzi do lepszego świata ...
Nie jest przesłaniana żadnym parawanem ani też przykrywana prześcieradłem. Leży w piżamie. Obok pali się świeca. Po krótkim czasie drzwi, do sali zostają otworzone. Przychodzą znajomi i pacjenci z innych sal. Klękają wokół łóżka, modlą się... Trwa to 2 godziny. Bezpośrednio z sali zostaje przewieziona na dół i prosto z piżamy przebrana w piękną białą suknię ślubną. Cała na biało, jest taka jaka była jej dusza. Nawet we włosach ma wpiętą białą różę. Wieczorem jest już w domu z bliskimi otoczona, jak zwykle, modlitwą.
Cierpienie dla Boga, albo jako wyraz wiary w Boga Co to za Bóg, który każe człowiekowi cierpieć Nikt nie zasłużył na raka, ani na cierpienie z tym związane, a Bóg który na to pozwala ... ( nie napiszę, bo obawiam się, że wierzących mógłbym obrazić ).
M_Ona, zastanawiałaś się kiedyś nad tym jaki jest ten Twój Bóg. Pomyśl choć o konsekwencjach grzechu pierworodnego, które ponoszą wszyscy "następcy" biblijnego Adama i Ewy, znasz inną aż tak mściwą istotę
we mnie ten post wywołał mieszane uczucia, raczej tu nie ma cierpienia chorego człowieka tu jest cukierkowe pokazanie umierania, nierealne i jakies takie hmmm delikatnie mowic dziwne
wiem ze wywołam burzę, ale byłam przy wielu smierciach, w szpitalu to nieuniknione towarzyszyłam tym odchodzącym kiedy nie było rodziny , nieraz trzymałam za rękę
ale ten obrazek jest dla mnie cukierkowo kiczowaty,
sorry ale tak myslę
nie ma zamiaru drwic tutaj z kogos chorego umierającego,
mam w pamięci odchodzącego tatę, owszem spokojnie i godnie ale na litośc nie tak
jesli to jakas opowieśc to dla mnie w złym guście
jakis przekaz? jesli tak, to do mnie nie przemowił
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
Byłam świadkiem śmierci dwóch osób, które pokonał nowotwór.
Nowotwór trzustki.
Dwie śmierci z powodu tej samej choroby, a skrajnie różne.
Jak tylko dowiedziałam się, że moja teściowa ma nowotwór trzustki przed oczami stanął mi obraz umierającej Zosi -przyjaciółki mojej mamy.
Krew i jeszcze raz krew. Narządy popękały. Ostatnie dni życia Zosi na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Leżała pod tlenem, podawano jej krew z jednej strony, a z drugiej strony leżała w tej krwi. Próbowaliśmy ją przebierać, ale ileż można męczyć osobę pod wpływem leków i w częściowym letargu. W rezultacie była tylko przykryta kołdrą.
Personel medyczny zachowywał się wspaniale... byli, tłumaczyli, pozwalali czuwać.
Zofia odchodziła wśród osób jej najbliższych, wśród przyjaciół. Otoczona miłością. Nie była zagorzałą katoliczką, nie biegała co niedzielę do kościoła, ale była pogodzona z Panem Bogiem.
Moja teściowa odeszła w spokoju. Nie miała bóli. Tak na prawdę pod wpływem morfiny była niecałe 2 dni.
Moim zadaniem czekała ze śmiercią aby każde z jej dzieci mogło się z nią pożegnać. Mimo, że jeden z synów prawie na siłę był zaciągnięty do szpitala.
Do Kościoła chadzała, kolędę przyjmowała...odmówiła przyjęcia Księdza w tak istotnym momencie.
Nie należy czynić porównań. Nie ma dwóch takich samych zdarzeń, jak i dwóch takich samych ludzi.
Wiem jedno, Zofia nie miała godnej śmierci...
Nie widziałam przy niej Boga ...
Wiedziałam, że ten post wywoła skrajne odczucia, dla jednych świadectwo wiary, dla innych tylko przejaw nierealnego stanu, wręcz kiczu. Nie wiem jak było naprawdę, nie znam tej osoby, ale nie sądzę, żeby przemawiała przez nią jakaś udawana dewocja.
Jeśli chodzi o mnie, to zapis tej historii daje do myślenia na temat tajemnicy życia i śmierci. Pogodzenia się ze swoim losem. Wiem, że trudniej jest tym, że nie wierzą i Boga o wszystko oskarżają. Ja też nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania, szczególnie na te które zaczynają się od "dlaczego?", "po co?", ale czy muszę...
we mnie ten post wywołał mieszane uczucia, raczej tu nie ma cierpienia chorego człowieka tu jest cukierkowe pokazanie umierania, nierealne i jakies takie hmmm delikatnie mowic dziwne
jesli to jakas opowieśc to dla mnie w złym guście
jakis przekaz? jesli tak, to do mnie nie przemowił
Mam podobne odczucia. Mówimy tutaj o tym, jak wyglądają te ostatnie dni, o tym, jak to wszystko przetrwać. U mnie też nie było cukierkowo: zbyt wiele cierpienia, zbyt wiele dylematów, pytań. Oczywiście zgadzam się też z tym, że każda śmierć jest inna, no bo przecież prawdą jest, że każde życie jest inne, czemu więc ze śmiercią miałoby być inaczej. Ale nie zmienia to faktu, że u mnie było zupełnie, zupełnie inaczej. I czytając taki opis nie wiem - czy to dobrze, czy to źle.
_________________ "To jednak idzie o miłość, o życie, o dobro, o światłość, o pokój i tak dalej i tak dalej, i niedobrze, niedobrze jest z tym na planecie, słabo z tym jest, ale o to idzie, o to się trzeba bić."
Cierpienie dla Boga, albo jako wyraz wiary w Boga Co to za Bóg, który każe człowiekowi cierpieć Nikt nie zasłużył na raka, ani na cierpienie z tym związane, a Bóg który na to pozwala ... ( nie napiszę, bo obawiam się, że wierzących mógłbym obrazić ).
M_Ona, zastanawiałaś się kiedyś nad tym jaki jest ten Twój Bóg. Pomyśl choć o konsekwencjach grzechu pierworodnego, które ponoszą wszyscy "następcy" biblijnego Adama i Ewy, znasz inną aż tak mściwą istotę
p.s. Nie ja wywołałem temat Boga
Mark, pewnie niektórzy się obrażą, ale mam identyczne zdanie jak ty . Ile jeszcze cierpienia i bólu trzeba temu Bogu, żeby był usatysfakcjonowany ??? Kiedyś gdzieś usłyszałam i zapadło mi to w pamięci : Chcesz być jak Bóg - wyjdż na ulicę i zacznij mordować dzieci oraz ich matki . Przepraszam, jeśli kogoś wierzącego uraziłam, ale nie lubię wciskania ludziom takich wielkich, cukierkowych wyznań wiary . Wywołuje to u mnie efekt odwrotny niż piszący pewnie chciał wywołać . I jeszcze jedno - jak powiedział dr. house : Można godnie żyć, ale godnie się nie umiera . Jeszcze raz przepraszam wszystkich urażonych .
_________________ Mamuś ur. 01.08.1955 - zm. 28.11.2011 godz.22.27 (*) .
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum