Za radą missy, założyłem ten wątek, może rzeczywiście potrzebuje się wygadać/wypisać.
Niestety obawiam się, że rozpoczęliśmy ostatnią fazę choroby. Aneta w zasadzie cały czas śpi, czasem się wybudzi zamieni trzy słowa i dalej śpi.
Urwałem się dziś z pracy i siedzę obok niej, gdyby się obudziła i coś potrzebowała i żeby nie byla sama, choć i tak mam wrażenie że jest gdzieś daleko, patrzy w przestrzeń.
Strasznie ciężka jest ta choroba, a jak atakuje w tak młodym wieku to ma się poczucie niesprawiedliwości. Może to straszne co piszę, ale chciałbym żeby już nie cierpiała.
To nie jest straszne co piszesz, to jest ludzkie. Nikt z nas nie chce widzieć cierpienia osób ukochanych i najważniejszych. W tych najtrudniejszych chwilach modlimy się o cud, o to by ta osoba nie cierpiała, nawet jeśli oznaczałoby to fizyczny koniec.
Czytałam Wasz wątek i tylko zazdrościć tak kochającego i oddanego męża. Według mojej oceny zrobiłeś absolutnie wszystko co zrobić mogłeś, walczysz, nie poddajesz się, wierzysz, twardziel dla żony i córeczki. Pisz, mów do nas, krzycz, płacz - to pomaga.
Reszka.78, Dziękuje Ci bardzo, dzisiejszy dzień jest naprawdę ciężki, dzisiaj żóna mi powiedziała że chciał by tabletkę która zakończy jej Cierpienia.
A godzine poźniej musiałem wymyśleć jak ją posadzić na miskę żeby mogła się wysikać, zaparła się że nie da rady iść do łazienki, nawet jak ją zaniosę.
Ta cholerna choroba jest straszna, upadla człowieka, kopie go zabiera godność. Jeśli człowiek umiera w samotności od bliskich i pomagają jej obce osoby - musi to być straszne dla chorego, oddać się tak w czyjąś łaskę. Z kolei osoby pomagające muszą mieć złote serce, muszą mieć cierpliwość do chorego. Wiem że chory potrafi dać w kość nawet bliskiej osobie.
To jest straszne!
_________________ 13.10.2016 - Tego dnia odeszłaś, ale wierze że jesteś przy nas... każdego dnia
Bardzo współczuję, nie tak powinno wyglądać Wasze życie, nie tak powinna dorastać Wasza córka. Tak, ta choroba jest wstrętna, okrutna, wykańcza chorego, wykańcza całą rodzinę, wszyscy chorują.
żaden człowiek nie powinien tak cierpieć, NIKT ale życie pisze nam różne scenariusze i czasami takie, których w żaden sposób nie możemy zaakceptować a musimy przeżyć.
To nie jest straszne, stwierdzenie, żeby już nie cierpiała. Możemy kochać mocno, możemy nie godzić się z chorobą, odchodzeniem ale kiedy przychodzi ogromne cierpienie, ból, niemoc, które nawet leki nie uśmierzają to trudno na to patrzeć a pomocy już niestety nie ma żadnej, to wtedy większość z nas prosi o koniec.
życzę Ci wiele sił, cierpliwości a żonie jak najmniej tego cierpienia
bruno26, widzę to podobnie jak Reszka.78, i marzena66,
prawdopodobnie nie możesz zrobić nic więcej, bo się po prostu nie da. Poza tym taka jest właśnie miłość - daje największe szczęście i wiele cierpienia, bo serce chciałoby wszystkiego dla tego, kogo kocha, a jestesmy tylko ludźmi i możemy tylko tyle, ile możemy.
Przyszło mi tylko do głowy aby cię spytać czy jesteście pod opieka hospicjum domowego? Mogli by ci podpowiedzieć jak ulżyć.
Tak, to prawda, że chory potrafi dać w kość nawet najbliższym, najbardziej kochanym... ale nie spotkałam się jeszcze z tym, by on tego właśnie CHCIAŁ. To najczęściej z bezradności; nadmiaru cierpienia czy lęku; albo są to momenty, w których nie panuje nad reakcjami. Wiem, że Ty to na pewno wiesz, ale wiem też, że czasem warto to jeszcze napisać z boku.
bruno26, widzę to podobnie jak Reszka.78, i marzena66,
Przyszło mi tylko do głowy aby cię spytać czy jesteście pod opieka hospicjum domowego? Mogli by ci podpowiedzieć jak ulżyć.
Niestety sprawy tak szybko poleciały że nie jesteśmy, jeszcze kilka dni temu była całkowicie sprawna. Jesteśmy pod opieką COI tam mam stały kontakt z lekarzem, dodatkowo opiekuje się nami poradnia żywieniowa i też mam stały kontakt z lekarzem. Pod telefonem też znajomą pielęgniarkę, i jak trzeba to się może pojawić.
Ja oczywiście troche się wściekam w komentarzach, ale nad opieką sobie radzę, przeszedłem 7 miesięczny kurs życia, i w zasadzie daje sobie radę.
Jestem zaopatrzony w leki przeciw bólowe, dobrze jest dobrane dawkowanie i to jest ok.
Niestety nie działa na jejunostomia jak trzeba, zrobiła się przetoka i bardzo podcieka. Lekarze rozłożyli ręce bo nic się nie da z tym zrobić. Poradziłem sobie workami stomijnymi, i calość podciekania wpływa do worka, a ja raz na jakiś czas opróżniam.
Jelita niestety nie pracują, udało mi się je raz uruchomić wlewem do stomii, ale po 24h temat się powtórzył, a kolejny wlew nic nie dał. A może te jelita już przestały pracować. Żona już w zasadzie cały czas śpi, budzi się raz na jakiś czas łyk wody i dalej idzie spać.
Przed chwilą wyszedł od nas ksiądz, wzięła komunie i przyjęła namaszczenie i poszła spać. A ja siedze na fotelu obok łóżka i wyłapuje te chwile kiedy nie śpi, powiem jej coś miłego, pocałuje, podam wodę... i tak cały czas
[ Dodano: 2016-10-11, 19:55 ]
dzisiaj widziałem, że zrobiłem jej wielką przyjemność, jeszcze jak byliśmy narzeczeństwem kupiła mi zegarek, wiecie taki fajny. Ale z biegiem czasu zniszczył się pasek, a był nie do kupienia w Polsce i zegarek poszedł w pudełko, bateria padła i tak leżał.... znalazlem ten pasek za granicą i kupiłem - dzisiaj przyszedł - zamontowałem i jej pokazałem, taki drobiazg a widziałem że była szczęśliwa, nawet się pouśmiechała.
bruno26,
znowu podpisuję się pod wypowiedzią marzeny66 "całym sercem jesteśmy z wami" - myślą, modlitwą...
Nie wiem czy tak wolno napisać (jeżeli to rażące, to przepraszam), ale w całym tym ogromie cierpienia ma szczęście twoja żona, że jesteś przy niej tak, jak jesteś.
bruno26 podpisuję się pod wszystkimi wypowiedziami.
Tak nie powinno być jak pisze marzena66, nie tak. Bardzo wam współczuję.
Jesteś wspaniałym człowiekiem, cudownym mężem a jak przeczytałam te słowa
Cytat:
... zamontowałem i jej pokazałem, taki drobiazg a widziałem że była szczęśliwa, nawet się pouśmiechała.
to serce mi zmiękło. Tak rób dalej a póki ona słucha, mów do niej cichutko, nie żałuj kochanych słów...
Nie mogę jak i moi przedmówcy niestety nic zrobić poza przesłaniem Ci myśli, modlitwy.
Sciskam Cie serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Przylaczam sie do przedmowczyn, mysla, modlitwa, sercem jestem z Toba.
W tym calym, potwornym nieszczesciu Twoja Kochana Zona ma ciut szczescia... ma Ciebie, Kochajacego meza ktory niczym stroz stoji u jej lozka.
Zona wie ze Ty poradzisz sobie jako Tata, wasze dziecko bedzie mialo dobra opieke, a to wazne, dla mnie bylo by bardzo wazne...
Zrobiles wszystko co mogles "Wielki Czlowieku", teraz wszystko w rekach Boga.
Dla nas wierzacych wazne jest ze Zona juz pojednana z Bogiem, mimo tego ze ten wystawil Was na tak ogromna probe...
To ze prosisz w duchu aby Bog zabral Ja z tego swata i oszczedzil jej cierpienia to chyba normalne (nie miej zadnych wyrzutow sumienia), moja zona takze o to prosila gdy Tesc konal, byla nawet u swojej babci a jego mamy na cmentarzu i w modlitwie o to prosila, w mojim swietle trzeba miec ogromna odwage o to poprosic dla dobra osoby chorej.
Po raz kolejny wielki szacunek dla Ciebie i Twojej postawy.
_________________ NDRP, Tesc walczyl 4 miesiace i 1 dzien. Na zawsze w naszych sercach.
bruno26, przyjmij wyrazy współczucia! A także wielkiej życzliwości i dumy z możliwości - choć tylko forumowego- poznania kogoś takiego jak ty.
Niestety na Twoje pytanie nie umiem odpowiedzieć. Mam nadzieję, że ktoś się odezwał, kto może i umie podpowiedzieć. Modlitwą wspieram Ciebie i córeczkę! Trzymajcie się w tym tak trudnym czasie!
Bruno-mòj syn ma 7 lat,a 2 miesiące temu stracił tatę a ja męża :'(
Jest różnie,može jakoś pogodził się że nie ma taty,za to ja muszę być silna podwójnie,często płaczę ale nie przy nim,bywa że i razem płaczemy.
Jak coś pisz na priv.
_________________ [*] 07.08.2016- Na zawsze w sercu mym!!!
Powiem wam, że mimo że moi rodzice ze mną są od początku choroby to teraz ten dom wydaje się być pusty. Ola oczywiście czasem daje znać o sobie to jednak czegoś w domu brakuje, czegoś albo kogoś.
Zaraz po śmierci żony spakowałem wszystkie leki, żywienie do jelitowe, worki stomijne, w zasadzie wszystko co było potrzebne. Przeżyłem szok ile tego było
Wszystko wywiozłem do najbliższego hospicjum w Wołominie, nie chcieliśmy na to patrzyć, a poza tym ktoś mógł z tego skorzystać.
Jestem dobrej myśli, rozmowa z dzieckiem wiele dała. Ola wszystko rozumie i bardzo dzielnie to wszystko znosi, nadal chodzi uśmiechnięta, czasem tylko się zasmuci. Najważniejsze że wszystko rozumie. Mam wrażenie że to my Dorośli wszystko utrudniamy, dla dzieci jest to proste, mają silną wiarę. Dzisiaj w przedszkolu dzieci do mnie czy to prawda że mama Oli umarła, powiedziałem że tak, wiec dzieci dodały że jest teraz w Niebie. Moja Ola z kolei.Mamy nie ma, Mama jest w niebie, że widzi wszystko co ja robie, a ja chodzę do kościółka ją odwiedzać. Jest to wszystko bardzo smutne ale, w duszy się Ciesze że tak dobrze z tym sobie radzi. Psycholog też potwierdza że wszystko rozumie, cały dzień bawiła się z koleżankami a ona ją obserwowała, nie widzi żadnych problemów, nie zamyka się w sobie, nie izoluje. Ciesze się, że razem z Anetą wybraliśmy przedszkole katolickie, na samym początku miałem mieszane uczucia, ale najwięcej wsparcia, poza oczywiście najbliższymi, dostałem właśnie z przedszkola, od sióstr i innych rodziców.
Jutro jedziemy z Olą i Dziatkami po pieska. Od dawna marzyła o piesku, stwierdziłem że to dobry moment zarówno dla niej jak i dla mnie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum