Basia odeszła dziś rano.
Była podopieczną naszej fundacji. Leczona nieprawidłowo w Krakowie trafiła za naszą sprawą do Warszawy gdzie nadal trwały wysiłki nad Jej leczeniem radykalnym. Nie udało się bo w międzyczasie doszło do przerzutów do płuc.
Nie było mutacji BRAF, więc postarałam się o umieszczenie Basi w badaniu klinicznym z ipilimumabem. Ipilimumab nie ocalił jej życia (było na to ok. 20% szans), choć bardzo tego pragnęłam. Wydłużył Jej życie o kilka miesięcy.
Potem kolejne kilka miesięcy walczyłyśmy chemioterapią. Basia walczyła o życie jak lew, walczył wraz z nią jej dzielny mąż, który co tydzień woził ją z Krakowa do Warszawy i tam, choć wyczerpany, bez słowa przy niej czuwał.
Spędziłam z nimi wspaniałe chwile na Zlotach Forumowiczów (naszego forum) i na wspólnych wakacjach u Gazdy. Gdy mogłam - byłam przy Basi w trakcie chemioterapii w Warszawie.
Kilka dni temu rozmawiałyśmy przez telefon, jak zwykle - śmiejąc się i planując. 3 godziny później zasnęła. Prócz krótkiej chwili w szpitalu - już się nie obudziła.
Odchodziła kilka dni, w śpiączce spowodowanej encefalopatią wątrobową. Wiem, że nie czuła bólu.
Jednak umieranie jest cierpieniem, i być może je czuła.
Cierpiała bardzo jej rodzina, która i mi jest bardzo bliska.
Będąc początkowo podopieczną naszej fundacji z biegiem czasu Basia stała się moją serdeczną Przyjaciółką. Niewielu wie, że wiele razy bardzo mi w sprawach prowadzonych przez fundację pomogła.
Rozumiałyśmy się jak dwie bratnie dusze. Z czasem bez słów.
Jednak do końca pozostała moim kochanym Kwiatuszkiem, którym pragnęłam się opiekować...
Zawsze będę Ją pamiętać jako osobę ciepłą, radosną, współczującą, z dużym poczuciem humoru i empatią, pełną zrozumienia dla działań na rzecz chorych na nowotwory złośliwe i osobę bardzo skromną.
Miała też silny charakter, umiała być stanowcza i była tytanem walki... o życie.
Żegnaj Basiu, oczywiście tak wielu rzeczy nie zdążyłam Ci powiedzieć...
Poniżej Basia, DSS i Gazda.