witajcie,
mama się chyba załamała,
jak wróciliśmy z Olsztyna i warszawy to przez kilka dni było ok,
ale sie pogorszyło jej stan psychiczny, najpierw przez to co jej powiedziałam o tych ukrwionych guzkach (po czym ją uspokoiłam szybko) ale teraz bardzo żałuję że jej to powiedziałam,
natomiast to co nas, już z pewnością mamę zdołowało to to że na piersi w miejscu gdzie miała usuwany guz bodajże w sierpniu wyrósł nowy,
i pojawiły się nowe (lub powiększyły te stare) - ona już jest taka zdezorientowana że nie wie
i zastanawia się czy wyciąć pierś - o czym Rutkowski już nam powiedział że nie ma sensu bo jej to nie pomoże, i ja myśle ze dopóki te guzy da się wycinać to powinna wycinać same guzki.
i doszło do tego jeszcze to oczywiście, że leczenie wemurafenibem jest odroczone.....
słuchajcie nie wiemy jak ją pocieszyć kiedy sami nie wiemy jakich słów używać, co mowic, skoro sytuacja powoli ale jednak systematycznie się pogarsza a w najlepszym wypadku nie widać poprawy,
dlatego chciałabym się skontaktować i umówić do psychoonkologa,
szukam w necie ale może ktoś przypadkiem z Was zna jakieś dobrego psychoonkologas? żeby ją podniósł na duchubo ja nie wiem jakich słów używać, co mówić, w sobotę mama ma imieniny - Jadwigi
przyjdą znajomi, ona chce, i dobrze oderwie się,
ale ledwo przez telefon wyciągnełam od niej co się dzieje,
samej mi już się chce płakać bo nie wiem jak ją wspierać
[ Dodano: 2011-10-14, 06:23 ]
witam ponownie,
wczoraj odwiedziliśmy mamę: na pierwsze wrażenie nie jest z nią źle psychicznie jk się z mamą rozmawia, ale tak siedzi i się zamyśli a człowiek wie o czym mama myśli to się płakać chce...
a z drugiej strony porobiłyśmy troszkę planów co jutro zrobimy o jedzenia itd, a nawet chcemy iść do zoo w niedziele o promocję zrobili po 3 zł wstęp więc czemu by nie skorzystać???:)
ale ja chciałam o czymś innym....chodzi o te guzy na piersi, ja myślałam że one są małe, no może średnie ale to co zobaczyłam bo przeszło moje wyobrażenie: cała lewa pierś jest sinoczerwona, pod pachą ogromne zgrubienie po lampach (to akurat już widziałam, po lewej stronie z boku ogromna blizna ciągnąca się po usunięciu guza przed kilku tygodnia a na dole po obu stronach sutka dwa ogromne zwisające wystające sie guz wielkości śliwki
i tak się zastanawiam:może jednak usunąć pierś? każdy lekarz radzi inaczej, oczywiście wiemy że to usnięcie nie pomoże jej, nie wygoni raka, ale pierś ją boli, ciąż jej - jest to do zniesienia - ale jednak,
natomiast Rutkowski powiedział że usunięcie piersi narazi ją na dodatkowe cierpienia niepotrzebne, ale po tym co zobaczyłąm i mama chyba też tego chce - ale się waha.
ponad to - druga sprawa - mama otrzymała od kardiologa zaświadczenie że leczenie chemią może sprzyjać nadal zatorowości, ale jeśli chemia ma jej pomóc w leczeniu to warto ryzyko podjąć. Ja się obawiam że wobec takiego zaświadczenia w DCO odmówią jej podawania chemii - mogą tak zrobić i o wtedy mam robić?czy na prośbę pacjenta możemy się domagać podawania chemii?
bo jeśli mamie się nie będzie jej podawać to wiadomo co będzie, ale nie daje mi spokoju to że skoro chemia sprzyja zatorowości to mama z niej nie wyjdzie, a jeśli tak to gdyby zaczęła brać wemurafenib to będzie musiała zaraz go odstawić,
wiem że mi nie poradzicie ni zdecydujcie, ale ja do Was kochani jak do wyroczni, mogę się u wypisać wygadać, i wypłakać przy tym, patrzę na moją kochaną mamusię, wychudzoną (już nawet chudsza ode mnie jest ) i nie mogę się pogodzić z tym że nie mogę jej w żaden sposób pomóc, że ona powoli niknie :(:(:(:(:(
dlatego wiem że muszę zrobić wszystko, wszyscy musimy żeby jak najczęściej się uśmiechała