Chciałabym Wam opisać historie choroby mojej siostry. Historię tragiczną dla naszej całej rodziny.
Ma na imię Iza. Jest ode mnie starsza o 10 lat.
Mimo, że mieszkamy od siebie daleko bardzo się kochamy. Miała bardzo ciężkie życie.
Wcześnie urodziła dziecko i nie mogła nigdy liczyć na pomoc męża.
Poświęciła swoje marzenia, żeby jej dziecko miało jak najlepiej.
Chodziła do dermatologa raz w roku na badania skóry.
Niestety trafiła na beznadziejnego specjalistę, po 11 miesiącach od ostatniej wizyty stwierdzili u niej taki stopień zaawansowania jak widzicie.
Poszła do tej dermatolog po tych 11 miesiącach, bo miała zły sen związany ze znamieniem na plecach.
Dochodziła prawdy, pisała skargi. Lekarze bronili się nawzajem. Sprawa ucichła.
Odpuściła, nie wiedziała jak szybko pojawią się przerzuty.
Chodziła później na kontrole zgodnie ze wszystkimi wytycznymi.
W listopadzie dokuczała jej zgaga, więc zgłosiła się do lekarza prowadzącego.
Ten stwierdził, że jest już wyleczona z czerniaka i leczył ją na zgagę.
W styczniu źle się czuła, leki na zgagę podrażniły wątrobę.
Postanowiła nie odpuszczać i pojechała na pogotowie, wyrok przerzuty na wątrobę.
Pierwsza biopsja nieudana, druga już tak.
Pewnie rozsiali to dziadostwo jak tylko było można.
Wyniki - przerzuty czerniaka.
Czy można coś bardziej spierdzielić?!
Pewnie Basia tam w niebie tylko wie, że tak.
Proszę wszystkie osoby, które mnie podsumowują i piszą mi jak to one wspierały swoich bliskich o nie wypowiadanie się. Nie piszcie mi w prywatnych wiadomościach jaka to ze mnie osoba myśląca o sobie, bo nic o mnie nie wiecie.
Te trzy lata były dla mnie traumą. Widziałam jak odchodzą ludzie, jak walczą, jak trudno jest przetrwać. Nie żyć tylko właśnie przetrwać w tej chorobie.
Przyjdzie moment krytyczny, rzucę wszystko. Pomogę siostrze, siostrzeńcowi i moim rodzicom.
Poświecę swoje marzenia o byciu matką.
Nie odpuszczę tym lekarzom, nie wiem jak to zrobię ale nie odpuszczę.
Miała prawie trzy lata dobrego życia(ona myślała o tym jak o normalnym życiu), dużo podróżowała.
Zżyłyśmy się ze sobą.
Ona jest pogodzona z tym, że umrze. Nie jest pogodzona z tym, dlaczego do tego w ogóle doszło.
Ja nie jestem pogodzona z niczym.
To nie jest też tak, że straciłam całkiem nadzieję. Mam mała nadzieję, że jeszcze z nami zostanie. Ona też.
Czuję, że nie będzie się leczyła. Może się jednak mylę, ma bardzo zmienne nastroje. Nie ufa już lekarzom. Ma wstręt do wszystkich badań.
Na początku tak bardzo chciałam ją przekonać, żeby się jednak nie poddawała.
Na dzień dzisiejszy nie wiem co zrobię kiedy będzie podana konkretna ścieżka leczenia.
Wszyscy Czerniakowcy nie poddawajcie się. Róbcie badania na własną rękę.
Konsultujcie Wasz przypadek z kilkoma lekarzami. Nie ufajcie we wszystko co Wam mówią.
Niech przypadek mojej kochanej siostry będzie dla Was przestrogą.
załamana dobrae piszesz bardzo ci współczuję szezególnie straszne jest podejście ,niektórych lekarzy większość to rzemieślnicy patrzą tylko na kasę a artystów z powołania coraz mniej dziękuję ,że na mej drodze się tacy trafili pozdrawiam
współczuje bardzo i rozumiem co czujesz , bo miałabym szanse gdybym od razu trafiła do CO w Warszawie,
ale musimy mieć nadzieję ....
pozdrawiam , trzymajcie się
Masz rację,że wykrzyczałaś tu swoją złość!Nikt nie ma prawa Cię oceniać!Nikt kto nie był w takiej sytuacji jak my osoby zdrowe,które musimy patrzeć na ból i cierpienie naszych najukochańszych nie wie jaką walkę toczymy i nie umniejszam tu bólu tych,którzy są chorzy.Choć pewnie nawet w połowie nie wiem co czują i jak cierpią.Jeśli nawet nie rzucisz wszystkiego i nie pojedziesz do siostry to i tak w moim odczuciu jesteś wspaniałą siostrą.
Najbardziej przerażające jest to, że człowiek przeżywa straszną traumę związaną z cierpieniem i odchodzeniem bliskiej osoby, jest się wściekłym na siebie, lekarzy i cały świat, że to jest koniec, szuka się winnych, a z drugiej strony trzeba żyć w społeczeństwie, wykonywac obowiązki w pracy, nikt nie jest wyrozumiały, zycie płynie w zastraszającym tempie i każdy ma w d.... mnie i to co przeżywam, co czuję, co myslę. Proszę wszystkich, którzy spotykają osoby chore lub bliskich osób chorych okażcie trochę empatii, nie trzeba od razu mówić o chorobie, ale nawiązać miłą rozmowę, która naprawdę może dać wiele
Jestem i ja z Wami, będę wspierać modlitwą całą Waszą rodzinę
Macie siebie nawzajem i przejmujesz się stanem siostry, jesteś wspaniałą osobą,
a niestety nie każdy ma takie rodzeństwo, ehh...
_________________ “Dream as if you'll live forever, live as if you'll die today.”
James Dean
Ja już jestem na takim etapie, że nie potrzebuje miłych rozmów.
Wręcz przeciwnie denerwuje mnie jak ktoś pyta się jak tam siostra?
Moja odpowiedz najczęściej brzmi - Nic się nie zmieniło dalej umiera.
Nie potrzebuje fałszywej litości. Nie od tych ludzi, których nigdy nie lubiłam.
Sposób pytania, postawa ich ciała najnormalniej w świecie działają mi na nerwy.
Mam ochotę czasami powiedzieć, żeby nie szukali sensacji w czyjejś tragedii.
Co innego jak słyszę po prostu - Przykro mi, Nawet nie wyobrażam sobie co czujesz,
Staraj się trzymać dla rodziny itp.
To mój punkt widzenia. Każdy może mieć inny.
Czas pewnie zrobił swoje.
Oswoiłam się z chorobą.
Wiem, że jesteśmy wobec niej bezsilni.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i dziękuje za wsparcie.
to przykre, ale ludzie wlasnie tacy sa...szukaja sensacji. kiedy ja zachorowalam, to juz dwa dni po tym jak odebralam wynik histopat. rozmawiala o mnie fryzjerka z klientka- kobiety, ktorych nie znam, w salonie, w ktorym nigdy nie bylam! przypadkiem slyszala ta rozmowe moja kolezanka z pracy i wieczorem dzwonila z pytaniem, co u mnie, bo slyszala, ze mam raka. mieszkam w niewielkim miescie, jestem nauczycielka, wiec sporo ludzi mnie zna. kiedy ide ulica widze ich pytajacy wzrok. czasem nie tyle pytajacy, co zdziwiony, ze jeszcze zyje. to przykre. zwlaszcza, jak sobie uswiadomisz, ze informacja o chorobie wyszla z gabinetu lekarskiego i ze teraz pol miasta wie o tak intymnej sprawie, jak choroba. nagle mnostwo ludzi zaczepia mnie na ulicy i pyta, co u mnie? coraz czescie odpowiadam- poza tym, ze mam raka, w porzadku. zle mi z tym, cala ta sytuacja to dodatkowy powod do stresu...
POZDRAWIAM SERDECZNIE
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum