Witam serdecznie,
Na początku marca moja mama zaczęła chudnąć. Co jakiś czas wymiotowała. W kale znalazła się krew. W ciągu miesiąca schudła 5 kg. Zaniepokojone wezwałyśmy z siostrą Panią doktor, a ta dała skierowanie do szpitala.
Tam okazało się, że mama ma hiponatremię.
Zrobili szereg szczegółowych badań i otrzymałyśmy informację od lekarza prowadzącego, że wykryli guza na płucu do dalszej diagnostyki, oraz POCHP. Mama dostała skierowanie na oddział gruźlicy i chorób płuc.
Podczas bronchoskopii mama zaczęła sie dusić, więc przerwali badanie i już go nie powtórzyli - chora nie kwalifikuje się do diagnostyki inwazyjnej. Na wypisie jest napisane: naciek płuca lewego. Podczas rozmowy z P. ordynator niestety nie dowiedziałam się nic. Co to jest naciek? Jak dalej mamę leczyć?
Wróciliśmy do domu. Niestety po 10 dniach mama wróciła na oddział wewnętrzny - spadek sodu i potasu. Przestała chodzić, siedzieć. Była tam tydzień. Gdy tylko unormowali elektrolity wypisali ją do domu. Mieli zrobić jeszcze kolonoskopię, ale stwierdzili, żę nie będą robić.
Tutaj Pani ordynator poinformowała nas bardzo brutalnie, że u mamy jest nowotwór płuc z rozsiewem. Podała mi wniosek do hospicjum stacjonarnego i przekazała, że to jedyne miejsce dla mamy. Narządy odmawiają posłuszeństwa, nerki stały się niewydolne w stadium III, serce jest bardzo słabe i szpital to już nie jest miejsce dla mamy.
Na moją sugestię, żeby mamę przewieźć na onkologię otrzymałam odpowiedź, że nie może mieć ani chemioterapii ani radioterapii, ani żadnego innego leczenia, ponieważ nie przeżyje żadnej ingerencji.
Złożyłyśmy wniosek do hospicjum - po dwóch dniach mieliśmy decyzję, że mamę już mogą zabrać.
Była wtedy w bardzo złym stanie. Nie chodziła, nie siedziała, tylko spała. Jej skóra była lekko siwa. Ręce i nogi ciągle lodowate. Naprawdę myślałyśmy, że mama odejdzie.
Podjęłam decyzję, że zostawiamy mamę w domu.
Nasza mama nie wie, że ma raka - tłumaczyliśmy jej, że wszystkie te wizyty w szpitalu spowodowane były brakiem elektrolitów.
Od tego czasu minęło prawie dwa miesiące.
Wyniki badań w normie, mama dużo je i pije. Powoli sama chodzi.
Zachowuje się jak przed całą chorobą.
Nie wiem czy ma to coś do rzeczy, ale widzimy, że porządkuje swoje rzeczy, uparła się i musiałyśmy wykupić jej miejsce na cmentarzu 9a przecież nie wie nic o chorobie), zmieniły się jej smaki (np. kiedyś nie lubiła truskawek, tera je ich bardzo dużo).
Bolą ją kości, szczególnie kark i kolana, bardzo kaszle w nocy.
Napisałam tutaj, bo potrzebuję pomocy.
Nigdzie na żadnym wypisie nie mam informacji, że ma nowotwór, że jest rozsiew - jeśli tak to gdzie? Pani doktor w ośrodku zdrowia, twierdzi, że nie ma tam żadnych takich informacji. Serce, nerki, płuca są w gorszym stanie w bardzo krótkim czasie więc stąd wiadomo, że to rozsiew.
Ale czy na pewno? Na jakiej podstawie została przyjęta do hospicjum?
Gorąco proszę o pomoc. Ta niepewność jest najgorsza. ciągle tli się w nas nadzieja, że to nie rak.
W załącznikach przesyłam wypisy ze szpitala.
Pozdrawiam