Witam! Dziś na miejskim portalu Tczewa ukazał się artykuł o Mojej Mamie, o karetce, która nie przyjechała, dyspozytorce pogotowia i całej tej przykrej sprawie... I tylko jednego nie rozumiem, a mianowicie dlaczego nie reanimuje się chorych na nowotwór? W takim razie po co ta walka o życie, o każdy kolejny dzień, po co oddziały onkologii, chemioterapii czy radioterapii, skoro jak tylko zacznie się dziać coś złego - karetka nie przyjedzie, bo już nie warto ratować... Polecam www.tcz.pl
_________________ "(...) Chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć, kochamy wciąż za mało i stale za późno."
Postangeti poruszyłaś bardzo ciężki temat, dlaczego odstępuje się od reanimacji osób w terminalnych stanach choroby nowotworowej. Pytanie ciężkie a odpowiedź pewnie jeszcze bardziej ciężka.
Spróbuje przelać swoje przemyślenia na ten temat, może się ze mną nie zgodzisz a może tak nie wiem ale to nie istotne.
Popatrz na sprawę choroby od strony chorego, tego który cierpi, dla którego złapanie oddechu niekiedy jest walką, dla takiej osoby ważna jest tylko jedna sprawa - chory musi mieć odczucie i pewność, że jest kochany, że nie jest sam wtedy odejście na drugą stronę jest o niebo łatwiejsze. Problem śmierci bardziej dotyczy nas samych, jest w nas strach przed przyszłością jak sobie poradzimy bez osoby którą tak bardzo kochamy, odrzucamy myśl od śmierci a jak lekarz odmawia reanimacji to złorzeczymy na niego jak on mógł mogła żyć jeszcze dzień może dwa ale dla tej osoby to dodatkowy dzień dwa cierpienia nie ma nic gorszego jak przerwać proces umierania osób terminalnie chorych to jest dopiero w mojej ocenie barbarzyństwo.
Piszę to bo sam pracowałem jako wolontariusz na oddziale opieki paliatywnej OO. Bonifratrów w łodzi i w mojej obecności kilkanaście osób odeszło do Najwyższego, tym samym powiększając grono moich "kumpli" i "kumpel" które opiekują się mną i wiem że na nich mogę zawsze liczyć .
Sam byłem przy śmierci mojego dziadka który otoczony rodziną która go kochała odszedł z uśmiechem na twarzy a wcześniej było 3 tyg niewyobrażalnego cierpienia.
Niekiedy trzeba się pogodzić z rzeczywistością choć zawsze jest ona bardzo bolesna ale niestety dla Nas żyjących a nie dla tej osoby która odchodzi.
Pozdrawiam i życzę dużo sił w tym co nieuchronne:)
_________________ W Panu mym złożyłem całą swą nadzieję, on pochylił się nade mną prośby wysłuchał
Ja zgadzam się z agasiz.
Reanimację tłumaczę sobie jako przedłużanie cierpienia chorego. W tej chwili opiekuję się Mamą, która jest w okresie terminalnym. Patrzę na jej cierpienie i ból i mnie też boli.
_________________ "Ważne jest nie to, co ze mną zrobiono, lecz to co ja sam zrobiłem z tym, co ze mną zrobiono"
Kochani! Ja to wszystko rozumiem... Może nie wyraziłam się jasno tak do końca... Chodzi mi o to, że przecież nowotwór wcale nie musi być przyczyną każdej śmierci. Przecież chorzy na nowotwór mogą mieć dolegliwości nie związana z tą tylko chorobą. Może moja mama wcale nie umarła przez nowotwór tylko działo się coś innego, na co nikt nie chciał już nic poradzić, bo była naznaczona... Może reanimacja jest czasem przedłużaniem cierpienia chorego, ale nie zawsze! Chory na nowotwór może zachłysnąć się wodą podczas pływania, iść na dno i co wtedy? Nie ratujmy... bez sensu. Każdy chce żyć i nikt tego prawa do życia nie powinien nam odbierać, a przynajmniej nie pytając nas o zdanie. Moja mama była przytomna do końca i bała się...nie chciała umierać, szukała w nas ratunku a my w karetce...
_________________ "(...) Chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć, kochamy wciąż za mało i stale za późno."
Kwestii reanimacji w wypadku chorych onkologicznie nie wolno generalizować. Reanimacja powinna być podjęta lub zaniechana w związku z rokowaniem w danym, indywidualnym wypadku.
NIE REANIMUJE SIĘ terminalnie chorych - tj. pacjentów, u których przewiduje się w najbliższym czasie śmierć w wyniku zaawansowania choroby nowotworowej - której nie można już skutecznie leczyć onkologicznie.
REANIMUJE SIĘ bądź udziela niezbędnej pomocy w formie hospitalizacji w sytuacji, gdy stan zagrożenia życia nie wynika z zaawansowania procesu chorobowego a przykładowo z powikłań po operacji czy chemioterapii. Stan zagrożenia życia jest również czasem spowodowany zespołem paranowotworowym (często są to zaburzenia hormonalne lub wodno-elektrolitowe) - czasem skuteczne leczenie chemiczne (które pacjent np. dopiero rozpoczął) może ten stan cofnąć na wiele miesięcy. Jeśli więc chory rozpoczął dopiero leczenie - pilna pomoc w podobnej sytuacji jest potrzebna.
U Twojej mamy leczenie dopiero rozpoczęto. Dodatkowo był to rak jajnika (ten typ nowotworu jest zazwyczaj wysoce chemiowrażliwy) - być może więc była szansa na nawet kilkuletnie przeżycie.
Generalizowanie typu:
Cytat:
- Z tego, co udało mi się ustalić wynika, że u pacjentki występował rozsiany proces nowotworowy, a w takim wypadku wymaga się raczej opieki paliatywnej. U pacjentów z tego typu udokumentowaną chorobą nie stosuje się akcji reanimacyjnej.
jest niedopuszczalne. Rozsiany proces nowotworowy w niektórych rodzajach nowotworów złośliwych rokuje przeżyciem kilkumiesięcznym, w innych kilkuletnim.
Na rokowanie wpływa również etap leczenia: czy stosujemy chemioterapię I linii (tu najbardziej można liczyć na dobrą odpowiedź na leczenie) czy II linii (np. po wznowie), choć i po kolejnych liniach leczenia w niektórych typach nowotworów litych odnotowuje się długotrwałe przeżycia.
W tym wypadku najprawdopodobniej doszło do powikłań po chemioterapii (rak jajnika -> cytoredukcja, a następnie pierwszy wlew CHTH I linii). Takiej pacjentce powinno się udzielić pilnej pomocy - wygląda na to, że wymagała ona natychmiastowej hospitalizacji.
Podejrzewam, że dyspozytorka pogotowia niewłaściwie oceniła sytuację, co rodzi oczywiście kolejne pytanie: czy osoby nie posiadające odpowiedniej wiedzy medycznej powinny decydować o tym czy wysłać do chorego karetkę czy nie?..
Magdalena Kręczkowska
Prezes Zarządu Fundacji Onkologicznej DUM SPIRO-SPERO.
Hmmm, w sumie wszystko zależy od momentu i naszej wiedzy na temat etapu choroby. Po moją Mamę przyjeżdżało pogotowie i zawoziło do szpitala, a tam dzięki kroplówkom, antybiotykom, itp. przedłużano Jej życie, z czego się cieszyłyśmy.
Mama, pomimo bólu, nie narzekała na to, że przedłużamy Jej życie, a raczej się cieszyła, że znowu się udało i jeszcze trochę możemy pobyć razem
Pomimo, że nie było mowy o wyleczeniu, "podkręcanie" Mamy na tamtym etapie wydaje mi się dobrym. Nie ukrywam, że z dyspozytorkami musiałam prowadzić długie rozmowy wyjaśniające.
Uważam, że obojętnie co by się nie działo pogotowie powinno przyjechać, jeżeli występuje zagrożenie życia, ale też powinni mieć prawo do decyzji po przyjeździe czy reanimować, czy zabrać do szpitala, czy wytłumaczyć rodzinie, że podejmowanie działań przyniesie więcej szkody niż pożytku.
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
Uważam, że obojętnie co by się nie działo pogotowie powinno przyjechać, jeżeli występuje zagrożenie życia, ale też powinni mieć prawo do decyzji po przyjeździe czy reanimować, czy zabrać do szpitala, czy wytłumaczyć rodzinie, że podejmowanie działań przyniesie więcej szkody niż pożytku.
Niekoniecznie.
Proszę pamiętać, że w końcowym etapie choroby o wiele większą wiedzę w kwestii jak choremu pomóc ma specjalista z zakresu opieki paliatywnej (np. lekarz z hospicjum domowego), niż lekarz pogotowia. Trafniej oceni, jakie leki podać by zmniejszyć dolegliwości - oceni również czy konieczna jest hospitalizacja czy też można pomóc choremu w domu.
Polecam lekturę ostatniego z przytoczonych cytatów w tym artykule:
» Mit "kroplówki wzmacniającej" | Fundacja Onkologiczna DUM SPIRO-SPERO «
Jednak w tym wątku mówimy o stanie nagłym i zagrożeniu życia u chorej nie znajdującej się w terminalnym stadium choroby nowotworowej - tę sytuację należy więc rozpatrywać inaczej.
Niekoniecznie.
Proszę pamiętać, że w końcowym etapie choroby o wiele większą wiedzę w kwestii jak choremu pomóc ma specjalista z zakresu opieki paliatywnej (np. lekarz z hospicjum domowego), niż lekarz pogotowia.
Oczywiście, tylko jeżeli dzieje się coś nagle o 3.00 w nocy, to niekoniecznie mam dostęp do owego specjalisty.
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
Pani Magdo!!! Serdecznie Pani dziękuję za zrozumienie. Dokładnie to miałam na myśli. My z mamą dopiero zaczęłyśmy walkę z chorobą, ta chemia była naszym światełkiem w tunelu i nie umiem się pogodzić z tym wszystkim. Nie chcę, żeby mamy śmierć poszła na marne, dlatego zamierzam nagłośnić tę sprawę gdzie się da.
[ Dodano: 2011-07-30, 11:07 ]
Agasis i Granda...moja mama nie była terminalnie chora, jej leczenie onkologiczne dopiero się rozpoczęło, tu nie było mowy o przedłużaniu procesu umierania, o jakim oboje piszecie. Barbarzyństwem w tym przypadku było pozwolenie jej umrzeć, mimo, że tak bardzo pragnęła żyć! Nie wyobrażam sobie nawet co musiała czuć domyślając się, że ta karetka jednak jej nie uratuje, że to już będzie koniec.
_________________ "(...) Chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć, kochamy wciąż za mało i stale za późno."
Postangeti, tak mi przykro z powodu tego, co Was spotkało ze strony pogotowia. Wiem, jak niezrozumiałe są sytuacje, w których błąd jednego człowieka decyduje o życiu drugiego. Wyobrażam sobie Waszą bezsilność i rozdarcie w poszukiwaniu ratunku dla Mamy. Zrobiliście wszystko, co tylko możliwe. To inni zawiedli.
drMarta! Bardzo dziękuję za słowa wsparcia. Mam zamiar rozdmuchać tę sprawę również w mediach ogólnokrajowych, by zwiększyć szansę na to, ażeby taka sytuacja nie miała w przyszłości już miejsca lub przynajmniej zwiększyć na to szansę... Temat trudny, walka nie będzie łatwa, ale nie zamierzam odpuścić...muszę to zrobić dla Mamy, dla innych chorych i dla siebie...wtedy dopiero będę mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że zrobiłam wszystko. Mam nadzieję, że może za sprawą tego forum zgłoszą się do mnie ludzie, których spotkało coś podobnego i łącząc swoje siły będziemy mogli zdziałać więcej.
_________________ "(...) Chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć, kochamy wciąż za mało i stale za późno."
Ja bym nie chciał, by w ostatnim okresie choroby reanimowano moich rodziców, bo po co ? Tylko po to, by cierpieli ?
Przed reaminacją człowiek nie wie co będzie po reaminacji. Bardzo często ma się nadzieję, że będzie dobrze. Poza tym człowiek jest uczepiony życia, a ludzie bliscy uczepieni myśli, aby ratować za wszelką cenę.
Dość trudną decyzją jest odejście od reanimacji (zwłaszcza gdy dotyczy osób bliskich, kiedy towarzyszą silne emocje i gdy emocje górują nad umysłem).
Odchodząc od tematu raka, to również dużym 'problemem' jest reanimacja osób mających wylew czy udar mózgu. Mojej znajomej uratowali życie jej męża, gdy miał wylew do mózgu. Tyle, że ona potem był przez ponad 5 lat w śpiączce. Gdyby człowiek wiedział, że tak się skończy ...
W filmie MOTYL I SKAFANDER lekarz mówi do sparaliżowanego pacjenta, którego 'uratowali' kiedy miał (bodajże) wylew, że medycyna w dziedzinie reanimacji zrobiła ogromny postęp.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Kwestii reanimacji w wypadku chorych onkologicznie nie wolno generalizować. Reanimacja powinna być podjęta lub zaniechana w związku z rokowaniem w danym, indywidualnym wypadku.
Okej, ale skąd lekarz specjalista okulista jeżdżący w PR po godzinach ma wiedzieć jakie rokowanie jest w danej chorobie nowotworowej? Dla mnie to choroba systemu RM i system powinien składać się nie z lekarzy a z ratowników, którzy dowiozą chorego do SORu i tam zostanie mu udzielona należna pomoc medyczna, choćby z konsultacją specjalisty onkologa klinicznego.
_________________ www.rjforum.pl - Nowotwór jądra to nie wyrok! Masz wątpliwości? Dowiedz się więcej!
-a wiesz,co chcieliby najbardziej zainteresowani,czyli Twoi Rodzice?To po pierwsze,a po drugie w tym wątku chodzi o Osobę dopiero zaczynającą leczenie,a nie terminalnie chorą.Przeczytaj jeszcze raz uważnie wpisy
[ Dodano: 2011-09-15, 19:38 ]
vioom napisał/a:
lekarz specjalista okulista jeżdżący w PR po godzinach ma wiedzieć jakie rokowanie jest w danej chorobie
-no,nie wiem jak w innych miejscowościach w PL,ale wg mojej wiedzy to w Trójmieście takich chorych pogotowie zawozi do szpitala,gdzie jest oddział onkologiczny.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum