Zebra ja też nie widzę nic dziwnego w przeżywaniu Twojej żałoby
to prawda - każda przeżywa to po swojemu i nikomu nic do tego
co prawda ja należę jeszcze do tych " szczęśliwców : że mam oboje rodziców - tata choruje na raka - dlatego jestem tu na tym forum bo bardzo mi to pomaga i zdaję sobie sprawę ze kiedyś nadejdzie ten moment - ale jak narazie nie dopuszczam do siebie tej myśli , staram się o tym nie myśleć bo jestem nerwowa , nie mogę spać - mogę tylko płakać .....
nie wiem jak ja się bede zachowywać w obliczu śmierci dlatego uważam że żałoba to każdego indywidualna sprawa
Sama opiekowałam się Mamą, nie mogłyśmy liczyć na niczyją realną pomoc (mam tu na myśli rodzinę). Pomagał nam mój przyjaciel/wspólnik, większość obowiązków zawodowych przejął na siebie, żeby firma nie padła, a ja żebym mogła być z Mamą. Sam dobrze wiesz, że łatwo nie było (tym bardziej, że nigdy wcześniej nie musiałam się zajmować pracami domowymi, miałam luksus rozwoju zawodowego, luksus który zapewniła mi Mama). Najgorzej, gdy Mama już nie miała siły chodzić do łazienki, a była na tyle uparta, że szła i nie miała siły wrócić, więc ją "ciągnęłam", sama jestem niewielkich rozmiarów, więc fizycznie nie miałam siły, aby ją nosić. Udało mi się kupić krzesło z wc co rozwiązało problem na kilka godz., później szpital, hospicjum stacjonarne, w którym byłam z Mamą cały czas (w domu byśmy nie dały rady), itd., itd., nie będę pisać o szczegółach.
I wiesz co myślę, że "rodzina" nawet sobie nie wyobraża jak to wszystko wyglądało w domu naprawdę, jak Mama słabła, dusiła się i wyła z bólu.
Za to teraz słyszę, że Mama chciała umrzeć w domu, a ja ją zawiozłam do hospicjum. Wcześniej natomiast słyszałam dlaczego nie idę sobie kupić książki kucharskiej, żeby nauczyć się gotować lub dlaczego Mama nie idzie na spacer. Słuchałam tego wszystkiego, gdy Mama już była bardzo wyniszczona i wymagała mojej opieki non stop, a nie spacerów po mieście!
Jestem na nich wszystkich wściekła. Oczywiście po pogrzebie tematu Mamy już nie ma, nie ma żadnego tematu, bo każdy uważa, że już po sprawie.
Mama ma brata i 3 siostry, wszyscy z rodzinami i mieszkający w pobliżu (oprócz jednej).
Pozostał we mnie olbrzymi niesmak, żal, złość.
[ Dodano: 2011-07-30, 15:38 ]
Kilka minut po Mamy odejściu lekarz stwierdził, że jestem w szoku i dali mi jakieś leki, no i kazali jak najszybciej pakować Mamy rzeczy, ponieważ trzeba szybko posprzątać pokój..., i gdzie tu mowa o psychologicznym wsparciu?
[ Dodano: 2011-07-30, 15:45 ]
Może jako podsumowanie napiszę, że w niedzielę Wielkanocną kompletnie nikt nas w hospicjum nie odwiedził, nie zadzwonił, nie przysłał smsa.
Jedynie zadzwonił lekarz - zupełnie obcy człowiek...
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
Zebra, doskonale wiem co czujesz, ponieważ u mnie było podobnie ehh "rodzina"
Nikt nie pytał mnie czy mi pomóc, nikt nie widział (choć był w tym samym mieszkaniu lub piętro niżej), (wiedząc o chorobie) że tatuś cierpi i potrzebuje chociażby ciepła rodzinnego, nikt do taty nie zadzwonił kiedy leżał w szpitalach, nikt nie wyciągnął dla Nas pomocnej dłoni, i mimo iż często serce mi pękało, i nie wytrzymywałam i stawałam przed rodziną twarz w twarz z płaczem mówiąc im o moich uczuciach, o wszystkim i prosząc o to aby się zmienili, mówiąc im też o tym, że ja też potrzebuję pomocy , miałam na myśli ciepła rodzinnego - nie zrobili tego Także Twoje słowa
Zebra napisał/a:
Jestem na nich wszystkich wściekła. Oczywiście po pogrzebie tematu Mamy już nie ma, nie ma żadnego tematu, bo każdy uważa, że już po sprawie.
czy
Zebra napisał/a:
Pozostał we mnie olbrzymi niesmak, żal, złość.
nie są mi niestety obce.
Nie potrafię zrozumieć i chyba już nigdy nie zrozumiem dlaczego tak jest ?!
Jak można być aż tak zapatrzonym tylko we własny czubek nosa, jak można być tak zimnym doskonale wiedząc, że tuż obok jest ktoś kto jest bardzo chory, kto cierpi, kto dusi w środku Swoje emocje, jak można nie zwrócić uwagi kiedy już np. ja (córka) prosi Swoją mamę oby otworzyła oczy i się zmieniła, bo wiele nie oczekuję- chcę/chciałam tylko ich obecności, ciepła, słów (nie chciałam nic na złość robić i też nie mówiłam nic złego, mimo iż słowa cisnęły mi się na język, mama tylko siostrze mojej, z którą jestem szczera, mówiła, że ja non stop marudzę ja nie marudziłam, ja prosiłam, błagałam z płaczem tylko kilka razy, chyba 2 razy o pomoc, o okazanie troszkę ciepła) ... i dopiero tydzień przed tatusia śmiercią udało mi się mamę przekonać, że jest ciężko i dobrze będzie kiedy i ona będzie ze mną te dni w szpitalu, ciężko było ale przekonałam ją ale w szpitalu widziałam, że najchętniej to pojechałaby już do domu, nie potrafiła tak zaopiekować się tatą jak to ja robiłam, jak należało to robić, często była "zawieszona" na Swoim telefonie, raz wtedy jej powiedziałam, że nie wyobrażam sobie kiedy ja będę chora i będę potrzebowała pomocy (wtedy żałowałam, że ją namówiłam na "pomoc"), jak tak można ?!
Po pogrzebie minął miesiąc a do mnie jak nikt nie zadzwonił tak nie zadzwonił, a wszyscy niby w ten dzień tak się o mnie martwili...
Trudno mi jest pojąć jak tak szybko mogą żyć tak jak żyli dotąd lub może nawet i lepiej Kiedy jadę do domu w brata pokoju często muzyka gra, którą słychać już za drzwiami od mieszkania, mamie siedzącej w domu to jakoś nie przeszkadza, a i ona już po prawie generalnym remoncie w wolnej chwili jest wciągnietą w wir internetowych portali- uciekam z tamtąd po 5 minutach... serce mi się kraja kiedy to widzę i kiedy przelewam to wszystko na klawiaturę...
W głębi serca jednak cieszę się, że tatuś miał mnie...i bardzo mi przykro, że musieliśmy się rozstać
Także droga Zebra, "jakoś" musimy się trzymać i temu wszystkiemu dalej przyglądać- choć serce pęka z żalu patrząc na to wszystko
Doskonale Cię rozumiem ...
_________________ Anelia
Jeśli wiara czyni cuda,trzeba wierzyć,że się uda !
Dziewczyny... jesteście wielkie... jednak czas chyba nadszedł, byście przestały żyć przeszłością. Tragedia której doświadczyłyście, pozwoliła Wam zweryfikować Waszych bliskich, to, w jakim stopniu możecie na nich liczyć. Jednak - życie toczy się dalej. Nic nie da rozdrapywanie starych ran... Zacznijcie teraz żyć dla siebie. W pełni na to zasłużyłyście. To inni nie zdali "egzaminu". Wy - zdałyście. Egzamin z człowieczeństwa... Nie wiem czy jasno piszę... Możecie być z siebie dumne. Żyjcie teraz dla siebie... Odpocznijcie... należy się Wam...
_________________ Każdy ma swoje walety i zady
THINK BEFORE YOU SAY SOMETHING STUPID
Wczoraj w drodze na cmentarz podjechałam do "rodziny", akurat ktoś obchodził urodziny, wesołość, alkohol, żarty, gdy zobaczyli mnie cisza i konsternacja
ale wcale się nie dziwię skoro po samym pogrzebie zorganizowali sobie wesołą stypę, na którą ja i mój brat nie mogliśmy patrzeć i czym prędzej się wynieśliśmy.
Na cmentarzu wczoraj pierwszy raz się rozpłakałam, wcześniej czasami jedna łza popłynęła i szybko się ogarniałam. Teraz widzę, że jest gorzej.
Dzisiaj Mama mi się śniła, że jest zdrowa, radosna i mnie przytula ,
gdy się przebudziłam szukałam Jej wzrokiem po mieszkaniu i kilka minut upłynęło zanim wróciłam do przerażającej rzeczywistości
Gazda, rany nie są stare, to wszystko się dzieje tu i teraz lub pół roku wstecz.
Gazda napisał/a:
Tragedia której doświadczyłyście, pozwoliła Wam zweryfikować Waszych bliskich
- to prawda, bolesna prawda.
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
Anelia napisała:
Mam chłopaka ale niestety jest obecny tylko ciałem Ja siedzę i płaczę a on siedzi przy komputerze i najprawdopodobniej gra jest obcokrajowcem, był u siebie ale kiedy z tatą zaczęło dziać się zle wrócił- niby aby być przy mnie ale ani razu też mnie do siebie nie przytulił
Nie chcę go usprawiedliwiać, ale po prostu on nie potrafi się odnaleźć w tej sytuacji. Nie wie co ma robić. Panowie w tych kwestiach są mało domyślni. Dla niego to może być i tak dużo, że przy Tobie jest, trwa. Tak to potrafię wytłumaczyć. Próbuję też zrozumieć drugą stronę. On po prostu może nie wiedzieć do robić, jak się zachowywać. Dla niego to nowa sytuacja, która może go przerastać.
Jest dokładnie tak jak napisała Justyna.
Ja mam fajnego męża, powinien wiedzieć jak jest, bo sam ponad 2 lata temu stracił ojca. Ale nie wie, nie rozumie.
Po porostu teraz w pewnych kwestiach nie staje na wysokości zadania i tyle.
a ja momentami mam ochotę gryźć z wściekłości ściany i wyć.
Potem jednak przypominam sobie uśmiechniętą mamę, przychodzi dwuletnia córcia z hasłem "tuli mama", albo starsza przytulić mnie i dać buziaka.
i nie mam wyjścia.
Także droga Zebra, "jakoś" musimy się trzymać i temu wszystkiemu dalej przyglądać- choć serce pęka z żalu patrząc na to wszystko
Tak, nie po to Twój Tata i moja Mama tyle walczyli, żebyśmy my teraz miały się poddać!
Oni się nie poddali - dla nas, my też się nie poddawajmy - dla Nich
[ Dodano: 2011-07-31, 12:41 ]
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
Dzisiaj Mama mi się śniła, że jest zdrowa, radosna i mnie przytula ,
mamusia dała Ci znak, że faktycznie tam gdzie jest teraz jest jej dobrze i abyś się nie martwiła...
Ja co wieczór w modlitwie proszę o sen, nad grobem proszę o sen aby tatuś mi się przyśnił, dał znak... Wczoraj przyśnił mi się ale sen raczej mnie nie uspokoił wręcz przeciwnie
Tatuś przyśnił mi się, że bardzo schudł, trudno ocenić jak bardzo ale na moje oko wyglądało to na jakieś 50 kg wszystko bardzo go bolało, trzymał się za brzuch, a kiedy się odwrócił zauważyłam, że na główce gdzie znajdował się przerzut zrobił mu się ogromny guz, tak jakby ten przerzut bardzo urósł ale to nie wszystko , bo i na karku widziałam bardzo ogromny guz tatko zle wyglądał, nie był szczęśliwy był bardziej rozchorowany i bolało go wszystko Nic do mnie nie powiedział a ja nie wiem jak mu pomóć. Kochani moi co to znaczy, co powinnam zrobić ? Cały czas mam ten sen przed oczyma. Czy tatuś błądzi między Niebem a Ziemią ? Czy jest mu tam faktycznie tak zle ? Strasznie się boję, bo nie mogę już mu pomóc. Ale w dalszym ciągu proszę o to aby przyszedł do mnie, aby dał mi znak jak mogę mu pomóć...
Wczoraj pojechałam do mieszkania taty, które już w drobnych szczegółach przypomina tatusia przez remont jaki mama zrobiła, byłam tam chwilkę, bo jakoś czuję się tam zle. Mama powiedziała mi, że krótko przed moim przyjściem ona stała w pokoju i oglądała telewizję i w jednej chwili spadła szafka (są to prostokątne 3 szafki powieszone jedna nad drugą , na mocnych haczykach na ścianie, które mogą spaść wraz z haczykiem lub kiedy ktoś podniesie tą szfkę lekko do góry ale do tego potrzeba siły), a więc właśnie ta środkowa szafka spadła ze stalowego haczyka prawego a haczyk pozostał na ścianie , po chwili kiedy mama podbiegła złapać szafkę wyglądało to tak jakby ktoś uniósł ponownie szafkę tym razem z lewej strony na której jeszcze trzymała się i wysunęła się też z drugiego haczyka pozostawiając na ścinie rysę i dziurkę po niedawno wyremontowanej ścianie Haczyki pocno zamocowane pozostały na ścianie. Ta szafka nie miała prawa sama tak spaść czy była to siła wyższa ? Może tacie nie podoba się tak jak i my jak oni teraz żyją i jakie remonty zrobili a może tatuś daje Nam znak, że coś jest nie tak
Łóżko,które mama z łatwością przesuwała jedną ręką do ściany jest teraz tak ciężkie, że nie daje rady go przesunąć nawet dwoma rękami.
Kochani czy i u Was dziło się coś podobnego? Co mam o tym myśleć? Dodam, że wszystko jest na faktach,byłam-widziałam a piszę to ponieważ nie wiem jak to zrozumieć, czy tatuś daje znak? Najbardziej zastanawia mnie mój sen i ta szafka, która spadła pozostawiając te haki nie naruszone w ścianie...
Jestem teraz do tego wszystkiego jakby bardziej niespokojna...
_________________ Anelia
Jeśli wiara czyni cuda,trzeba wierzyć,że się uda !
Mama też kilka razy przyśniła mi się źle, tzn. obolała i z nowymi przerzutami, których nie miała albo raczej o których nie wiedziałyśmy. Myślę, że te sny wynikają z naszego lęku o rodziców, który wciąż jest w nas, czy aby jakaś krzywda im się nie dzieje.
Chociaż jeszcze jeden sen przeraził mnie, Mama leżała przygnieciona krzyżem, spojrzała się na mnie i łza spłynęła Jej po policzku
Ogólnie w sny, kontakt z innymi światy, wierzę. Mogłabym wiele pisać, ale to nie to forum.
U nas w mieszkanku nic się nie dzieje, chociaż wiem, że u Ciebie może się dziać...
[ Dodano: 2011-07-31, 14:31 ]
U mojej Babci na ścianie zegar zatrzymał się w godzinę Jej śmierci, nikt od tamtej pory go nie ruszył (ponad 10 lat).
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
"rozdrapywanie starych ran" - to takie powiedzenie. I w mojej wypowiedzi nie chodziło mi ani o wiek ran, ani o zapominanie... Tylko o to, że dziewczyny stanęły na wysokości zadania. Sprawdziły się jako osoby bliskie cierpiącym. I dlatego teraz nie powinny nadal żyć tragediami których doświadczyły, tylko z podniesioną głową iść przez życie. Ich bliscy którzy odeszli na pewno tego by chcieli, a nie rozpamiętywania odejścia... Charaktery i uczucia dziewczyn przeszły wielką próbę. Próbie tej dziewczyny sprostały.
Ludźmi jesteśmy wszyscy, ale nie każdy jest CZŁOWIEKIEM...
_________________ Każdy ma swoje walety i zady
THINK BEFORE YOU SAY SOMETHING STUPID
Sorki , ale ja sobie to wyobrażam. Ja z żoną pochowaliśmy syna na początku miesiąca.Coś nieco wiemy o życiu. Wiedzieliśmy że ten dzień musi kiedyś nadejść, ale i tak nie byliśmy przygotowani jak po za naszymi plecami ludzie gadali. Też nie wiem kiedy zaczniemy żyć?Co dzień to gorzej-.......
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum