Kochani, oczywiście załóżcie wątek o snach! Jak mawiał Freud „sny to królewska droga do nieświadomości”. Ich interpretacja może pomóc w zrozumieniu tego, co przeżywacie. W snach przeszłość miesza się z tym, co dzieje się obecnie, z Waszą intuicją, obawami, ale też mocnymi stronami.
Za każdym razem, gdy śni się ukochana osoba, która odeszła, to nadal czujemy jej bliskość i obecność. Nieświadomość przywołuje tę osobę, bo bardzo jej potrzebujemy. To jest siła, z której można czerpać. Szczególnie, gdy dotyczy snów, w których bliscy są zadowoleni, uśmiechnięci, szczęśliwi.
A gdy śnią się chorzy, cierpiący – to dowód na to, jak wielki ciężar towarzyszenia w chorobie nieśliście w ostatnich miesiącach. To jedynie wytwór przeżywanej wtedy wielkiej troski i obawy o ich zdrowie. Teraz jednak są bezpieczni. To, co była najgorsze – ból, cierpienie, bezsilność – skończyło się wraz ze śmiercią. W tym sensie śmierć po wyniszczającej chorobie może być wyzwoleniem. Pozostała za to miłość, wdzięczność za czas razem spędzony i tęsknota – bo ten, który kocha tęskni i nie ma w tym niczego nieprawidłowego.
Żałobę każdy przechodzi indywidualnie. Obecność na forum także w tym pomaga.
Osoby, które nie mają podobnych doświadczeń często nie rozumieją, że to, co jest elementem żałoby i radzenia sobie ze stratą ukochanej osoby to norma.
Tata w dzień pogrzebu mamy, wracał ok. 18.00 od niej z cmentarza i miał wypadek.
Nic mu się nie stało, ale auto do kasacji. Z jednej strony uderzyło go inne auto, z drugiej otarł się poważnie o latarnię.
Gdy przyjechałam na miejsce zdarzenia, to w pierwszym odruchu chciałam zadzwonić do mamy, by ją uspokoić, że nić mu nie jest
Potem gonitwa głupich myśli - chciała ściągnąć go do siebie? a może uratowała mu życie?
Tęsknię strasznie.
Teraz wiem, że tak jak ja nie rozumiałam niektórych forumowiczów przed 22 lipca 2011 r., tak nie rozumieją mnie Ci, którzy nie stracili bliskiej osoby.
Zawsze byłam blisko z mamą, bo jedynaczka itd., ale teraz czuję się jakby wyrwano mi kawał ciała.
Teraz wiem, że tak jak ja nie rozumiałam niektórych forumowiczów przed 22 lipca 2011 r., tak nie rozumieją mnie Ci, którzy nie stracili bliskiej osoby.
U mnie jest dokładnie to samo uczucie (tylko z datą 29.06.11 )
... ale muszę przyznać, że dzięki forum chyba jakoś żyję dzień za dniem.
Ja wsparcia i zrozumienia nie znajduję wśród bliskich ale kiedy wchodzę na forum czuję, że mam wielu z Was tuż obok.
Funia, nie wiem jak mocno byłyście zżyte z mamusią jednak mogę sobie wyobrazić co czujesz, jak jest Ci ciężko ,to wszystko takie świeże
Funia napisał/a:
Tata w dzień pogrzebu mamy, wracał ok. 18.00 od niej z cmentarza i miał wypadek.
to straszne tyle złych zdarzeń w tak krótkim czasie ale dobrze, że tatuś cały !!!
Funia trzymaj się tam jakoś. Pisz od czasu do czasu co u Ciebie. Jeżeli czujesz potrzebę wyrzucenia emocji to po prostu pisz... ja właśnie tak robię. Mimo iż historia mojego taty również dobiegła końca to ja dalej ciągnę wątek, Naszą historię tyle tylko, że tym razem sama wyrzucam złość, opisuję Swoje uczucia, piszę do tatusia -nie wiem czy mi to pomaga ale chyba tak skoro robię to codziennie tzn. zaglądam do Swojego wątku... tak jak to było wcześniej czekając na pomoc...
_________________ Anelia
Jeśli wiara czyni cuda,trzeba wierzyć,że się uda !
mało się odzywałam, bo miałam mało czasu. Zabiegana trochę jestem, ponieważ jak wiecie szykujemy mieszkanie, ale w tym zabieganiu, znajdzie się czas na łzy....
Mimo, tego, że mam zajęcie, to i tak płaczę, albo jest mi tak niedobrze. Bo to całe szykowanie i tak przypomina Tatę, to że nie ma mi kto doradzić jeśli chodzi o meble, o podłogę.....To, ze sama pomagałam Tacie, jak rodzice robili remont mieszkania, chodziłam z nim do skelpu i wybierałam różności. Ten ból znajdzie nas wszędzie, niestety.
Jest trochę inaczej niż podczas choroby, bo nie denerwuje się, że Tata cierpi i nie denerwuje się tym, jak to będzie jak Tata umrze, jak będzie umierał, czy będzie musiał strasznie cierpieć.
Ale teraz płaczę i jest mi ciężko, jak przypominam sobie strasznie chorego Tatę, albo jego uśmiech....Wiecie, nawet uśmiech Taty wywołuje u mnie łzy, albo smutek, bo nigdy nie zobaczę tego uśmiechu, a po drugie, myślę sobie, że to było piękne, ze mimo tej paskudnej choroby śmialiśmy się do siebie, uśmiechaliśmy się. Wzrusza mnie to bardzo, rozwala. Bo pytam się, czy nie mogliśmy się tak śmiać ale bez choroby, po co nam ona była?
Przy Tacie nigdy nie płakałam, robiłam to sama, albo przy mężu. Byłam strzępem nerwów - tylko chwilowo miałam na coś siłę - czasem zebrałam się w sobie, bo wiedziałam, że już nic nie mogę pomóc i szłam do sklepu kupić sobie ładną bluzkę. Pokazywałam ją potem Tacie i Mamie i zawsze mówili, ze ładne. Jak nieraz łaziłam po tych sklepach, to mówiłam sobie, co Ty wyrabiasz??? Ale musiałam to zrbić, żeby nie zwariować.
Nerwy dalej są, ale innego typu.Np denerwują mnie ludzie w obliczu tego co przeszzłam - mało kto wie jak się zachować, mało kto, wie jakie to jest cierpienie, jak to jest opiekować się słabnącym każdego dnia rodzicem, który jeszcze 2 miesiące temu miał siłę na wszystko, a teraz potrzebuje mnie, żeby iść do toalety. Rodzicem, który nie jest dziadziusiem, rodzicem, który miał 57 lat i jeszcze trochę planów na przyszłość. I ja, 26 letnia dziewczyna, która robi wszystko przy Tacie, kiedy jest już źle. Dziewczyna, która wyszła dopiero za mąż, po ślubie prawie zostawia męża i jest z Tatą, mąż również zostawai wszystko i jest z nami. Wspiera, pomaga - kochany bardzo.
Zrozumie tylko ten , kto to przeżył. Pytania ludzi, czy już się staramy o dziecko, było dla mnie czymś nienormalnym, bo jak można się starać o dziecko, kiedy Tata umiera. Mało osób stanęło na wysokości zadania. Nigdy za dużo nie chciałam mówić o chorobie innym, ale w sumie może lepiej mówić im co się przeżywa, jakie są kulisy tej choroby. Zdenerwowana byłam i wygadałam się dawnej przyjaciółce, opowiedziałam jaki to jest ból, że to jest okropne, te wspomnienia z opieki, jak Tata słabł, popłakałam się. Chyba trochę zrozumiała, ile to bólu wywołuje. Obiecała, że mnie odwiedzi. Czekam więc.
Wiem, że ludzie my wszyscy, którzy są na tym forum, przeżyli takie historię, albo przeżywają. Zdaje sobie również sprawę, że niektórzy ludzie przeżywają gorsze zdarzenia, gorsze tragedie.
Ale ta jest moja - osobista, myślę, że naturalnie wywołująca olbrzymi stres i tonę łez.
Teraz trzeba być silnym dla Mamy, jej jest najgorzej teraz. Muszę o nią dbać. Teraz jest na wczasach - nasza dobra dusza, ciocia ją zabrała. Dziękuje Ci ciociu strasznie za to.
Ja robię to często, piszę w Swoim wątku, płacząc przy tym strasznie ale to chyba pomaga, pomaga przynajmniej w wylaniu tych wszystkich łez i emocji, które się w Nas zbierają Czasmi przy wylewaniu wszystkiego co siedzi gdzieś głęboko w środku czuję się, że może zaśmiecam forum - za co przepraszam ale to -choć troszkę, choć przez chwilkę ale "pomaga".
Kiedy się nie ma na kogo liczyć, nie ma się nikogo w danym otoczeniu chętnego do wysłuchania i przytulenia , kiedy czuję się całkiem sama , niewiedząca co ze sobą zrobić - wiem, że znajdzie się tu choć jedna osoba, która przeczyta mój wpis, choć jedna osoba która mnie zrozumie lub postara się zrozumieć, choć jedna osoba, która wirtualnie "poda chusteczkę" lub napisze kilka miłych słów i jakoś tak czytam, piszę i sobie płaczę, serce ściska z bólu ale jest jakoś tak "inaczej" wiedząc, że ktoś wogóle interesuje się lub ma się tę możliwość przelania słów na klawiaturę .
kubanetka napisał/a:
Ale teraz płaczę i jest mi ciężko, jak przypominam sobie strasznie chorego Tatę, albo jego uśmiech....Wiecie, nawet uśmiech Taty wywołuje u mnie łzy, albo smutek, bo nigdy nie zobaczę tego uśmiechu,
doskonale Cię rozumiem. U mnie jest to samo. Przypominam sobie tatę uśmiechniętego - a moja twarz zalana jest łzami Przypominam sobie tatę chorego, próbującego się jeszcze uśmiechnąć - wtedy jest jeszcze ciężej!
Często oglądam tatki zdjęcia wtedy całkiem panicznie płaczę , aż się trzęsę
kubanetka, nie wiem jak mogę spowodować, że poczujesz się lepiej, bo sama nie wiem czy ktokolwiek mógłby mi jakoś pomóc ale pamiętaj, że są osoby cierpiące tak jak i Ty, które tak jak ja czytają Twoje wątki i płaczą. Wylewaj Swoją złość, pisz, płacz ...pamiętaj, że ja pamiętam o Was, o Tobie i myślami jestem przy Tobie, a i codziennie modlę się o dusze Naszych kochanych, także o duszę Twojego tatusia!
Trzymaj się tam jakoś.
Przytulam Cię do serduszka
_________________ Anelia
Jeśli wiara czyni cuda,trzeba wierzyć,że się uda !
Kubanetko, wszystko to, co opisujesz jest bliskie osobom, które przeżyły podobną stratę. Przeżywasz to adekwatnie. To normalne, że po odejściu Taty nawet wspomnienie jego uśmiechu może poza wzruszeniem wywoływać ból, czy nawet złość, że Jego już nie ma i nie będzie się do Ciebie uśmiechał. Doskonale to rozumiem.
Jednak niezależnie od bólu i ciężaru zmagania się Waszej rodziny z chorobą Taty, jesteście silni rodzinną miłością. Ty, Twój Mąż, Mama, nawet Ciocia która zabrała Mamę na wczasy. Nie każda rodzina jest w stanie znaleźć w sobie pokłady takich uczuć i wsparcia nawet w sytuacji choroby i śmierci. Chcę przez to powiedzieć, że nawet jeśli musiałaś rozstać się z Tatusiem tak wcześnie, to nie zmienia to faktu, że łączyła (według mnie nadal łączy) Was niezwykła więź. To jest skarb. Pamiętaj o tym, bo nawet teraz gdy fizycznie nie ma Taty obok Ciebie, to możesz czuć się silna z samego faktu bycia Jego córką.
Od naszych ukochanych osób, które odeszły dzieli nas tylko czas.
Kubanetko, Anelio dziękuje Wam za Wasze świadectwa wielkiej miłości, za Waszą dojrzałość w sytuacji, której się znalazłyście...Zawsze płaczę jak czytam Wasze posty... Jesteście młodsze ode mnie i podziwiam Was,że dałyście radę....Życzę Wam byście umiały od życzliwych Wam ludzi czerpać siłę i by zaświeciło dla Was jeszcze słoneczko....Ściskam Was mocno!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum