Ozdrowieńcy z raka drobnokomórkowego płuc - czy są????
Witam !
Przyglądam się temu forum od pewnego czasu ze względu na diagnozę jaką u mnie postawiono. Poruszanych jest tu wiele ciekawych tematów i można wiele się dowiedzieć. Jednak uderza mnie mocno zbyt duża ilość negatywnych wpisów w stosunku do pozytywnych. Od pewnego czasu obserwuje takie samo forum w USA i uważam że wygląda tam bardziej optymistycznie. Nie chodzi tu nawet o to że tam więcej ludzi jest wyleczonych ( choć trochę pewnie też i o to ) ale też o to że są założone posty typu Ozdrowieńcy (survivors) gdzie ludzie którzy żyją dłużej niż mówią statystyki żyją i w miarę mają się dobrze. To nie chodzi o to że jestem proamerykański i podoba mi się wszystko zza oceanu ale jednak u nas takich tematów nie znalazłem a uważam że bardzo by się przydały. Sam od stycznia mam właściwie postawioną diagnozę okrutną i pomimo młodego muszę :?: pogodzić się z najgorszym. Jest to dla mnie tym bardziej przykre że jestem dość młody 40 lat i mam małe dzieci. W takich wypadkach bardzo by pomogły historie osób, które np. z moim typem raka żyją np. 5 czy 8 lat. Rozumiem że wiele osób widzi tu możliwość „wypłakania” się . Jednak dla osób walczących nie jest to bynajmniej budujące. Wystarczy że statystyki kreślą mi ze 2 lata życia ( mam raka drobnokomórkowego płuc z przerzutami do wątroby i węzłów). Bardzo bym chciał np. spotkać człowieka, który wbrew wszystkiemu z podobną diagnozą długo walczy czy może nawet stał się cud i został dzięki opatrzności Bożej uzdrowiony. Ja sam czuję się bardzo dobrze pomimo 5 chemioterapii i nie dociera do mnie postawiona diagnoza. Nie potrafię tego przyjąć – zbyt dobrze się czuję jak na taką właściwie terminalną fazę raka. Z drugiej zaś strony nie mogę uporać się z tym jak traktuje medycyna tego raka. Zawsze wierzyłem w naukę, postęp a tu człowiek trafia jakby do średniowiecza gdzie główna linia leczenia to zatrucie organizmu . A nie tak to powinno wyglądać w wieku podróży kosmicznych. Człowiek powinien otrzymać flaszkę tabletek , które zmieniają odpowiedź immunologiczną i po miesiącu wraca do domu zdrowy :) Dodam że nigdy nie paliłem papierosa. Co jest też ciekawe bo wiele osób traktuje tę chorobę jako następstwo niezdrowego trybu życia.
życzę wszystkim walczącym szczęścia i zdrowia
Witaj gutek
Rak płuc ze względu na swoją specyfikę rokuje tak a nie inaczej. Bezobjawowy przebieg w pierwszym stadium rozwoju choroby powoduje to, że w momencie objawów klinicznych mamy już do czynienia z chorobą w stadium zaawansowanym niejednokrotnie postęp choroby jest na tyle duży, że pomoc medyczna ogranicza się do leczenia objawowego.
Wiele wątków na naszym forum wnosi dużo optymizmu co do skuteczności walki z nowotworami może po prostu na nie nie trafiłeś.
Niestety wielu przegrywa z rakiem i forumowicze jednoczą się w bólu z drugą osobą, którą tragedia dotknęła co automatycznie eksponuje dany wątek.
Choć z drugiej strony mniejszy optymizm jest po części wyznacznikiem naszego podejścia jako polaków. Nie jesteśmy mentalnie przygotowani na takie sytuacje jak zdiagnozowanie śmiertelnej choroby. Brak takiego dystansu powoduje to, że jesteśmy chłodnymi realistami a to nie nastraja optymistycznie. Tak w każdym razie mi się wydaje.
Pozdrawiam Cię serdecznie i wygranej w walce z chorobą.
Gutek - fajnie, że napisałeś ten post. Ja także podczas choroby mojego Taty pasjami czytałam amerykańskie fora o "cancer survivors", które dawały i mnie i Tacie dużo dobrej energii.
To prawda, że na polskich stronach ciężko znaleźć chorych, którzy chcieliby się chwalić, chorych którzy wygrywają ze statystykami, prognozami, którzy mimo niepomyślnej diagnozy żyją pełnią życia. A przecież są - są i na naszym forum dając wielu osobom zastrzyk nadziei i optymizmu! Osobiście bardzo chciałabym, aby jak najwięcej osób miało ochotę opowiadać o swoich sukcesach, nawet tych najdrobniejszych.
Tylko, że to chyba nasze narodowa przypadłość, że łatwiej jest nam wylewać żale i celebrować porażki niż dzielić się sukcesami i zwycięstwem.
Gutek,
próbuj, nie poddawaj się Może będziesz szczęściarzem i trafisz do grupy OZDROWIEŃCÓW. Warto próbować, NIE MASZ NIC DO STRACENIA!!!! Widać, że charakterek masz a przede wszystkim wiarę i optymizm. Życzę Ci z całego serca wygranej
Gutek, ja obserwuję moją mamę i widzę, że nastawienie psychiczne ma baaardzo duże jeśli nie decydujące znaczenie.
Chłopie! Masz właściwe podejście! Myslę, że tym, którzy tu panikują (jak ja), którzy martwią się o bliskich i boją bardzo dobrze robi na psychikę takie pozytywne podejście.
Z drugiej strony nie dziw się, że ludzie tu narzekają i się żalą. Przed bliskimi robią za odważnych, wspierających, pozytywnie nastawionych, a gdzieś komuś trzeba się wyżalić nawet jeśli zakrawa to na wampiriadę energetyczną Przepraszam z góry, że tak dosłownie to piszę...
Rozumiem, że chcesz wiedzieć, że z tego da się wyjść, więc jako przykład podam Ci mojego dziadka. Był po 70. jak mu wykryli raka od razu z przerzutami. A był człowiekiem mocno schorowanym. Podam Ci też przykład znajomej, która miała przerzuty do mózgu. Też żyje. Podobno jak się remisja utrzymuje ponad 5 lat, to się uznaje delikwenta za ozdrowieńca (tu chciałabym żeby się wypowiedziały osoby bardziej kompetentne ode mnie, stąd to słowo PODOBNO). Dziadek zmarł na zapalenie płuc 7 lat od wyleczenia. Znajoma o której mówię żyje już szósty rok od wyleczenia i ma się doskonale. Więc bardzo chcę wierzyć, że moja mama też sobie poradzi.
Żeby tylko miała takie pozytywne podejście jak Ty Gutek czy JaInka...
gutek, cieszę się ze poruszyłeś ten temat. Podobnie jak boralis, widzę po moim Tacie jak to co się mowi wokół niego na temat choroby ma ogromy wpływ na jego samopoczucie. Wystarczy że dowie się ze ktoś gdzies tam żyje juz kilka lat z nieoperacyjnym rakiem płuc zaraz tłumaczy sobie że może on też będzie miał taką szansę.
Widać ze jestes optymistą. A w przypadku tej choroby to ważne, dlatego z całego serca życzę Ci abyś znalazł się w gronie ozdrowieńców.
Gutek - chapeau bas! Panowie, Panie - czapki z głów!
Wierzę, że każdy z nas ma w sobie pokłady siły i wiary, które pozwalają na stawienie czoła chorobie...
A nam, rodzinom chorych - córkom, synom, braciom, żonom etc nie dziw się - na co dzień często musimy trzymać się w karbach, pionizować chorego, wspierać i walczyć...tutaj możemy oswoić lęki...
A Tobie życzę cudów - spektakularnych - siły i pogody ducha - niech to dobre samopoczucie trwa nieskończenie...
A
_________________ Niemożliwość jest opinią. Możliwość jest stanem ducha.
A nam, rodzinom chorych - córkom, synom, braciom, żonom etc nie dziw się - na co dzień często musimy trzymać się w karbach, pionizować chorego, wspierać i walczyć...tutaj możemy oswoić lęki...
to właśnie tak jak pisze agakata normalnie udajemy przed chorymi twardzieli a tu pozwalamy sobie na dzielenie się swoimi obawami.
Życzę Tobie z całego serca takiego ozdrowienia! Myślę że w USA macie o wiele lepsze wyniki niż w Polsce.
Nie jestem tak optymistycznie nastawiona bo w mojej miejscowości i w okolicy chory na raka płuc przeżył najdłużej 3 lata. zmarł w wieku 40 lat i robił wszystko żeby przeżyć. Niestety nie było mu to dane ...
Witam
myślę że psychika dużo daje, a nawet bardzo dużo. Mimo że mój tata jest po 1 chemi, ma drobnokomórkowego i przerzuty do mózgu on wierzy że może uda mu się przeżyć choć jeszcze z dwa, może trzy lata. Na razie dobrze się czuje choć dziś ma pierwsze objawy i wymiotuje, do wszytkiego podchodzi z humorem. Teraz poprostu je co chce, robi co może, czasami porównuje np. jedni umierają w 4 sekundy inny np. mają 4 miesiące, on wędkarz i akurat skorupiak musiał się do niego przyczepić. To straszne, bo my rodzina musimy się z tym w pewien sposób pogodzić, w jakiś sposób przygoować na odejście tej ukochanej osoby.
Wiemy napewno że rokowania nie są za dobre ale wiara że może komuś się uda, że ktoś może znajdzie się w tych 5% przeżycia do 5 lat jest ważna, trzeba wierzyć i mieć nadzieje.
_________________ Sylw
Rozsądny człowiek nigdy niczego nie realizuje...
Moja mama zachorowała lat temu przeszło 8 na raka płuc. Rokowania były bardzo umiarkowane (choć jeszcze nie kompletnie beznadziejne), niemniej powiedziano wprost, że szanse na wyleczenie kiepskie.
Samo leczenie - no, nie chce mi się nawet przypominać sprawy, bo jeden wielki koszmar; mama znosiła to chyba dzielniej niż reszta rodziny.
Ale finał jest - uwaga - jak najbardziej pozytywny. Poza spustoszeniami, jakie poczyniła chemia, mama jest chyba najzdrowsza w tej chwili z nas wszystkich. Pewnie nie pokrzepie tym postem wielu serc, ale - jednak i mimo wszystko - da się! Nie wiem, pewnie przypadek, jakiś procent chorych jednak zdrowieje i mieliśmy po prostu szczęście. Ale to chyba miło jednak wiedzieć, że można wyzdrowieć, można!!!
Super Talita
Właśnie na takie odpowiedzi czekam. W tym całym czarnowidztwie taka odpowiedź jest jak diament. Przynajmniej mnie to pomaga . Jeszcze tylko gdyby to był ten sam typ raka -drobnokomórkowy to juz by było całkiem ssssuper. Jak obserwuje to czasem z rakiem można nie tyle wygrać ale choćby długo żyć. Przykładem takim jest choćby Kolberger, który wprawdzie ma innego raka ale pomimo nawrotów walczy już.....uwaga 20 lat !!!
Pozdrawiam i dzięki
witam!
przepraszam na wstepie za pisownie, ale chwilowo dysponuje 1 reka - dziecko w drugiej...
ja mysle, ze ozdrowiency sa i zyja gdzies wsrod nas. problem z nimi polega na tym, ze dla nich choroba jest na tyle traumatycznym przezyciem, ze nie chca miec z nia nic wspolnego.
ozdrowiency czyt. ludzie zdrowi nie zagladaja na tego typu fora. chca zapomniec i wrocic do normalnosci.
ja jestem na tym forum od jego samego poczatku, a nawet wczesniej - bo wszyscy spotkalismy sie, ze tak powiem na innym forum. kiedy zachorowal moj tata bywalam tutaj codziennie, czasami nawet kilka razy w ciagu dnia. im bylo z tata grzej, tym wiecej postow cherrie na forum.
wlasnie teraz mijaja 2 lata od pierwszych symptomow choroby taty, ktora zostala zdiagnozowana 2 m-ce pozniej.
tata po leczeniu wrocil do calkiem dobrej formy - wczoraj wrocil z 5 dniowej wycieczki do karpacza, a tydz. temu pokonal rowerem 40 km!
im lepiej moj tata lsie czuje, tym rzadziej tutaj zagladam.
wiem, ze 2 lata spokoju to jeszcze nie wygrana walka i o ozdowiencu nie moge mowic, ale mysle, ze to moze chociaz po czesci tlumaczyc brak podobnych postow.
Bardzo się cieszę,że poruszyłeś problem gnębiocy mnie od pół roku,lekarze za bardzo nie dają nadzieji,niektórzy wręcz mówia o rokowaniu pesymistycznym. Ja również mam ten sam typ raka,jestem po 6 chemiach i tomografi głowy - jak na razie wszystko jest ok,czuję sie dobrze,nastepnie skierowana zostałam na radioterapię,która moim zdaniem jest za bardzo odległa czasowo od ostatniej chemii - bo ok.3 m-cy.
Myślę i mam wielką nadzieję,ze pokonamy tego okropnego raka i wkrótce powrócimy do pracy zawodowej.
Serdecznie pozdrawiam i życzę zdrówka
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum