Tato jest w końcu domu po pierwszej chemii. Schemat PN 1 cykl, ale nigdzie w papierach nie widzę dokładnie co to było. Wiem że cisplatyna i winorelbina oraz że jednak została ona rozłożona w czasie: pierwsza dawka przez trzy dni, potem dolewka w ósmym dniu
Ogólnie zniósł chemię względnie dobrze. Niestety nie obyło się bez utraty apetytu i problemów żołądkowych, a także i zaparcia. Najgorzej było zaraz po tych pierwszych trzech dniach, potem pomału zaczął "wychodzić na prostą" aż dostał znowu dolewkę w 8 dniu i teraz w domu znów narzeka na brak apetytu. Dziś obiad jakoś wmusił, ale na kolację prawie już nic nie zjadł. Po pobycie w szpitalu schudł 3 kg. Z innych przykrych rzeczy narzeka na ból w nadgarstku (po wenflonie) i faktycznie moim zdaniem ma go opuchniętego a także jakby żyła była lekko zaczerwieniona. Obkładaliśmy to dziś altacetem zobaczymy co będzie jutro. Po za tym jeśli chodzi o samopoczucie to słowo "słabo" weszło na stałe do słownika, bardziej się boję usłyszeć "źle" tak jak to było dziś. Ale miał fatalną noc, prawie nic nie spał. A w dzień mówi że mu się nie chce. Kaszel niestety nie zniknął choć się trochę zmienił, wcześniej był taki strasznie suchy teraz jakby był...pusty, a czasem charczący :(
Żadnych dodatkowych badań oprócz ponownego badania krwii nie było. Nie wiem czy to tak ma być? Nawet nie było zwykłego RTG płuc. Czy to dopiero po jakimś czasie można będzie ocenić czy to cokolwiek działa? Ale nie ma też żadnych zleconych w międzyczasie. Tylko za 3 tygodnie kolejna wizyta, ze wstępnym terminem przyjęcia do szpitala na tydzień później. Wyniki morfologii po pierwszej chemii chyba nienajgorsze. Z wartości poza normą są tylko
WBC 3,76 (wcześniej było 6,05) przy normie [4-10]
LYM# 0,88 (wcześniej było 1,11) przy normie [1,0-3,7]
MONO# 0,12 (wcześniej było 0,65) przy normie [0,15-0,8]
IG% 0,8 (wcześniej było 0,5) przy normie [0-0,5]
PLT 129 (wcześniej było 212) przy normie [150-400]
a także w elektrolitach
K 5,16 (wcześniej było 4,52) - przy normie [3,5-5,1]
NEUT też spadły z 4,11 do 2,61 ale trzymają wciąż się w "nawiasach" [1,6-6]
Żadnych dodatkowych badań oprócz ponownego badania krwii nie było. Nie wiem czy to tak ma być? Nawet nie było zwykłego RTG
Bo nie robi się żadnych badań przed wlewem chemii, jedynie morfologia, ewentualnie wyniki wątrobowe, czasami ekg, jeśli chemia szkodzi sercu, nic więcej.
trev napisał/a:
Czy to dopiero po jakimś czasie można będzie ocenić czy to cokolwiek działa?
Tak, dopiero po skończeniu zaplanowanych kursów chemii tato będzie miał zlecone badania obrazowe żeby ocenić skuteczność leczenia.
trev napisał/a:
i teraz w domu znów narzeka na brak apetytu.
Raczej to normalne, na siłę nie zmuszajcie, niech je ile chce i ile może lub to co chce, tak będzie podczas chemioterapii, lepsze i gorsze dni.
Nie najlepiej zaczął się powrót taty do domu.
Ból w nadgarstku po wenflonie przekształcił w regularny stan zapalny żyły. Nie obyło się bez wizyty u lekarza i antybiotyku. Ponadto smarowanie maścią z heparyną. Ale mija już kilka dni i wciąż jeszcze nie wróciło to do normy.
Jeszcze gorzej było w nocy ze snem. A raczej prawie kompletnym jego braku. Wpierw próbowaliśmy Onirex (miał go zapisanego już kiedyś) ale zupełnie nie działał. Pomógł dopiero Estazolam, choć w dość upiorny sposób - zdarza się teraz że wychodzi w nocy do toalety a ranem mówi że nic z tego nie pamięta i że spał cały czas. Ale przynajmniej wreszcie śpi. A naprawdę już było z tym źle. Potem w dzień tato był taki słaby że prawie leciał mi przez ręce. Siedzi tylko w domu w fotelu lub leży na kanapie. O wyjściu na zewnątrz na jakiś spacer nie ma mowy, boję się że upadnie i nie będzie w stanie wrócić o własnych siłach. Serce mi się kroi jak go tak widzę, nawet po operacji wyglądał i czuł się dużo lepiej.
Z tym Estazolamem też nie wiem co dalej będzie. Czytałem że łatwo się od tego uzależnić i nie powinno się stosować więcej niż 7-10 dni. Ale jak w takiej sytuacji odstawiać ten lek skoro póki co pomaga. Co robić z tym dalej?
Dobra wiadomość taka że chyba problemy żołądkowe ma za sobą. Spożywa wszystkie posiłki regularnie, a nawet ma ochotę na jakieś ulubione desery. I nawet po tygodniu odzyskał 0,5 kg.
Kaszel mniej więcej w normie i bez zmian.
Z tym Estazolamem też nie wiem co dalej będzie. Czytałem że łatwo się od tego uzależnić i nie powinno się stosować więcej niż 7-10 dni. Ale jak w takiej sytuacji odstawiać ten lek skoro póki co pomaga. Co robić z tym dalej?
Od psychotropów, czy leków na sen jak najbardziej można się uzaleznić ale wybieramy przecież mniejsze zło czyli w tym wypadku dobro taty, Jego spokojny sen podczas którego organizm się wycisza, odpoczywa, regeneruje i na prawdę nie myśl w tej chwili o uzaleznieniu tylko o tym co dla taty jest lepsze i co mu lepiej służy, czyli dawać leki niech śpi.
Dziś dla odmiany przynoszę trochę optymizmu
Terapia antybiotykiem się skończyła, problemy z żyłą niezupełnie. Lekarz porządnie postraszył nas czy przypadkiem nie zrobił się skrzep i przepisał lek przeciwzakrzepowy. Tym niemniej pomału, opornie, ale jednak żyła się goi. Co do problemów ze snem lekarz stwierdził aby tato spróbował odstawić lek a raczej nie brał go ciągle tylko doraźnie. Hm, no zobaczymy. Ale po za tym ogólnie tato nam odżył Sen zrobił swoje, no i już zero problemów żołądkowych - tato ochoczo pałaszuje co tylko i ile tylko może. Zaczął nawet chodzić na spacery. Nawet kaszel tak jakby był mniejszy i rzadszy... a może to tylko takie moje wrażenie.
W przyszłym tygodniu badania krwi przed drugim wlewem.
Dlaczego wrażenie, przecież opisujesz zauważalną poprawę taty stanu, należy się z tego cieszyć bo nie wiadomo jak długo te chwile dobre będa trwały, oby jak najdłużej ale w tej chorobie to niestety sinusoida.
Marzena, wiem że należy się cieszyć po prostu bardzo chciałbym żeby to była obiektywna prawda że jest lepiej a nie tylko wytwór mojej nadziei. Bo przecież nie jestem przy ojcu non stop ani też nie prowadzę skrupulatnego dzienniczka występowania jego kaszlu.
Ale rzeczywiście, chyba jest lepiej. I oczywiście cieszę się z tego powodu bardzo.
żeby to była obiektywna prawda że jest lepiej a nie tylko wytwór mojej nadziei.
Jak ma to być wytwór Twojej wyobraźni?, przecież każdy z nas, który opiekuje się chorym widzi dokładnie czy nasz chory ma lepszy dzień/czas czy jest spadek forumy. Takie lepsze dni są od razu zauważalne, pacjent nie leży a chodzi, więcej je, mniej ma dolegliwości albo wcale, uśmiecha się, rozmawia. Jeżeli to wszystko widzisz to znaczy, że tato ma lepszy czas, ile ten czas potrwa nie wiadomo, może dłużej a może w każdej chwili nastąpić załamanie, taka jest niestety ta choroba i chyba już o tym wiesz z własnych obserwacji.
W tej chorobie nie myślimy co będzie, żyjemy tu i teraz ciesząc się każdym dniem, owszem mamy rękę na pulsie, staramy się być krok do przodu ale im więcej myślimy, że może być źle tym jest nam gorzej dlatego nalezy się cieszyć każdym dobrym dniem.
Życzę żeby tato miał jak najdłuższy ten dobry czas, pozdrawiam.
Tato już w domu po drugiej chemii (a właściwie to po 1,5 - bo za trzy dni ma mieć "dolewkę")
Jak na termin zaraz po wlewie czuje się nawet nieźle, i nawet w miarę brak problemów żołądkowych czy z apetytem ale żeby nie było za dobrze mamy nowe zmartwienie - zauważył że mu nogi zaczęły puchnąć. I faktycznie, nie jakoś bardzo mocno ale jednak widoczna opuchlizna. To się zdarzyło pierwszy raz, po pierwszej chemii nic takiego się nie działo.
Co może być przyczyną? I co z tym zrobić - czy powinniśmy zaraz lecieć do lekarza rodzinnego, czy poczekać te dwa dni i zgłosić to na onkologii?
Żyła na ręce wciąż się goi. Niby już już dobrze, ale jeszcze nie wygląda do końca normalnie.
Co może być przyczyną? I co z tym zrobić - czy powinniśmy zaraz lecieć do lekarza rodzinnego, czy poczekać te dwa dni i zgłosić to na onkologii?
Zapewne wątroba dostała trochę od chemii i od tego mogą być obrzęki, odbiałczenie/zastój chłonki. Poczekajcie te dwa dni i zgłoście to przed dolewką, zrobią wyniki z krwi, można poprosić o spawdzenie elektrolitów i wtedy jeśli ewentualnie byłoby za mało potasu to go wdrożyć, nic samemu bo zarówno za dużo czy też za mało potasu może zaburzyć pracę serca.
Ta żyła to była jednorazowa akcja?
Mój tato miał zapalenie żyły po wlewach, w końcu ktoś wpadł na genialny pomysł żeby założyć port naczyniowy i problemy się skończyły.
A 'załatwili' Mu żyły w 3 miejscach zanim doszli do wniosku, że to jednak po wlewie. Już po pierwszym prosiłam o założenie portu, ale niestety lekarze mieli mnie w nosie.
Gdyby wydarzyło się coś takiego raz jeszcze, pomyślcie o porcie.
_________________ "Smutek to najdziwniejsze z uczuć; czyni nas bezradnymi. Jest jak okno otwarte wbrew naszej woli – przy nim można wyłącznie dygotać z zimna. Z czasem jednak otwiera się coraz rzadziej i rzadziej, aż wreszcie całkowicie stapia się z murem"
Tak, na razie odpukać nie było z żyłami jakiś nowych problemów. Ale z drugiej strony póki co mieliśmy tylko raz pełen cykl. A źle zaczęło się dziać dopiero po dolewce w pierwszym.
Na ostatnim wypisie wspomniane jest coś o możliwości założenia portu. Tato na razie jakoś nie jest przekonany, ale jeśli coś tylko zacznie się znów dziać to już nie będzie wyjścia.
Jutro (w sumie to już dziś) idziemy na onkologię. Dziękuję za porady, wszystko zgłosimy, będzie też tradycyjnie badanie krwi.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum