Witam, ostarnie dwa miesiące żyłam nadzieją, że tu nie będe musiała zwrócic sie o porade, pomoc, wsparcie. Mój 57 letni tata, tryskający jeszcze trzy miesiące temu życiem, jest załamany psychicznie, a my nie ukrywam razem z nim.
Zaczeło sie wszystko w listopadzie, tatuś zaczął mieć silne duszności, po zrobieniu zdjęc rtg stwierdzono dużą ilość płynu w opłucnej. Ściągnięto mu 5,7 litra krwistego płynu. Niby było dobrze tatuś twierdził, że czuje sie dobrze, należy do ludzi że nie stęk i nie kwęka w byle jakich dolegliwościach.
Podczas tego pobytu w szpitalu miał zrobione wszystkie badania, ani z bronchoskopii, ani z krwi, ani z pobranego płynu nie stwierdzono żadnych komórek rakowych. Z tomografu nie wykryto żadnych zmian ogniskowych ani guzów jednak iż wynik był nie jednoznaczny wysłano tatusia na wycinek do badania histopatologicznego.
3 grudnia wstawił się tatuś do szpitala, przy wycinku, ściągnięto ponownie płyn, po czym dwa dni ściągano drenem, a następnie wykonano talkowanie płuca. Lekarz prowadzący od razu potrafił przedstawić sprawę gdyż przy pobraniu stwierdził iż jest nowotwór rzekł rozwścieczony.
Wczoraj dotarł do nas dopiero wynik na, którym jest stwierdzony nowotwór złośliwy, niedrobnokomórkowy, międzybłoniak.
Czy ktoś jest nam wstanie pomóc co robić mamy wizytę u onkologa w środę, czy jest jakaś szansa leczenia. Tato naprawdę się dobrze czuje, normalnie prosperuje jak zdrowy człowiek czy zacznie atakować znienacka? czy zacznie sie coś nagle dziać? czy to normalne że przy takiej diagnozie z tatusiem jest wszystko w porządku? Czy jest jeszcze nadzieja, że będzie cud i tatuś przeżyje z nami kilka lat?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum