Szukałem ale nie znalazłem podobnego tematu.
Moja mama(73 l) ma zdjagnozowanego raka drobnokomórkowego płuca prawego z przerzutami do węzłów chłonnych śródpiersia.Wizytę konsultacyjną u onkologa mam za 2 tygodnie. Problem w tym jak powiedzieć mamie o takim stanie zdrowia, czy wogóle mówić że to nowotwór złośliwy i czeka ją chemia lub/i radioterapia. Nadmienię iż poza tym leczy cukrzycę, dnę moczanową, nadciśnienie i jest zrezygnowana braniem dużej ilości leków(czasami wogóle nie zażywa leków).
Tata i moja żona a także znajomi radzą aby nie mówić mamie o tym.
Nie wiem co robić i jak to ukrywać
Poradźcie....
ira6, Bardzo pomocny będzie link, który otrzymałeś. Nie czuję się ekspertem w temacie, ale mogę się podzielić moimi doświadczeniami, tym czego się tutaj dowiedziałam, co wyczytałam i co dotąd w związku z chorobą taty przeżyłam. Mój tata cierpi na raka płuc z przerzutem do mózgu. Od początku choroby czyli od czasu diagnozy, która została postawiona 17 miesięcy temu tata wiedział na co choruje i jak ciężki to jest przeciwnik. Nigdy nie ukrywaliśmy przed nim jego stanu, poza tym czytał wypisy ze szpitala. Natomiast nie znał statystyk. Nie dopytywał się, choć wiedział, że mogłabym to w internecie sprawdzić, ile czasu według statystyk mu zostało. Bo jak sądzę nie chciał tego wiedzieć. Jest leczony paliatywnie, a nie radykalnie. Nigdy nie dopytywał się o szczegóły, więc mu ich oszczędziłam i nie wyjaśniałam różnicy. Jestem jednak zdania, że nie należy przed chorym ukrywać na co cierpi. Ponieważ to on musi wyrażać zgodę na poszczególne etapy leczenia. Skoro mama ma być leczona chemią i radioterapią nie da się przecież tego przed nią ukryć. A poza tym jestem zdania, że chory jest podmiotem, a nie przedmiotem, więc powinien wiedzieć na co choruje i na co będzie leczony. Uważam jednak, że nie ma potrzeby, jeśli chory sobie tego nie życzy - a to na pewno rozpoznacie - aby zadręczać go przewidywaniami. Zawsze są to tylko statystyki, a każdy choruje przecież inaczej. I nie jest numerem, a żywym człowiekiem, który czuje i cierpi. Myślę też, że nie ma uniwersalnej recepty na to, która sprawdzi się tak samo na każdym etapie choroby. Trzeba reagować zgodnie z rozwojem sytuacji, kierując się rozumem i sercem. Według mnie własnie w takiej kolejności. Dzięki temu, że mój tata od początku wie jakiego ma raka postanowił uporządkować swoje sprawy. Kiedy to zrobił stał się spokojniejszy.
Wiele razy miałam różne dylematy. Dzięki temu forum i ludziom, którzy służyli mi pomocą i do dzisiaj służą, udało mi się pomóc tacie. Myślę, że TY też tutaj taką pomoc od nas wszystkich otrzymasz. Ostateczna decyzja jednak zawsze będzie należała do Ciebie. Ty najlepiej znasz swoją mamę. My rozmawialiśmy z tatą o chorobie, bo nie wyobrażaliśmy sobie, że mógłby dowiadywać się o niej od lekarzy. Pozdrawiam ciepło i życzę dużo siły. Trzymam za Was kciuki w tym trudnym czasie.
_________________ Tata NDRP - walczył dzielnie od lutego 2013 do 23 września 2014.
W naszej sytuacji było tak, że diagnozę samego nowotworu płuc przekazał lekarz mojej chorującej babci i przyznam, że początkowo miałam mu to za złe. Ale jednak gdyby nie to, pewnie nie potrafiłabym powiedzieć o chorobie. Mama pewnie domyśli się na co choruje, gdy zacznie przyjmować chemię.
Nasz sposób był taki - mówiliśmy o chorobie otwarcie, ale nie o jako śmiertelnej, tylko jak każdej innej do wyleczenia, która jednak wymaga dłuższej kuracji. Tak naprawdę babcia dowiedziała się jak jej stan jest poważny dopiero 2 miesiące temu, gdy rak przerzucił do wątroby i kręgosłupa. I wtedy zaczęła mówić o śmierci otwarcie, a ja reagowałam "no babciu co Ty mówisz". Pewnie ten sposób nie byłby przez wielu pochwalany, jednak czasem rak spada jak grom z jasnego nieba i nie wiemy jak się zachować.
Dziś moja Babunia odeszła.
_________________ +29.08.2014 r. (9 miesięcy i 22 dni walki). Kocham Cię, moja dzielna Bohaterko!
Bardzo serdecznie dziękuję Wam za pomocne odpowiedzi. Mam nadzieję że odbierze ze spokojem i bez jakichkolwiek sensacji. Problem tylko (aż) w tym że mama nie bardzo chce się leczyć, z domu już od dawna nie wychodzi i przez to jest słabej kondycji, a jeszcze jak powiem jej o nowotworze......... mam obawy.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.
ira6,
Wiele starszych osób ma dystans do swojego życia, a tym samym do śmierci. Przez wiele upływających lat i w związku z coraz liczniejszymi chorobami mieli czas oswoić się z myślą o konieczności odejścia. Niektórzy, zwłaszcza ci mocno schorowani, albo niezadowoleni ze swojego obecnego stanu funkcjonowania - oczekują śmierci jak wybawienia. Tak jest też z tymi, którzy wielu swoich bliskich mają już "po drugiej stronie", z tymi, dla których współczesny świat (najczęściej w wyniku szybkiego rozwoju techniki) staje się niezrozumiały. Dlatego zdarza się, wcale nierzadko, że kiedy wchodzę na pierwszą wizytę do pacjenta w ramach hospicjum domowego, to słyszę od rodziny "Proszę mu nic nie mówić, o tym, że to rak i że się nie da wyleczyć, bo on się załamie!" a chwilę później, kiedy rodzina wyjdzie na moment, słyszę od chorego "Proszę nic nie mówić żonie/córce o tym, że ja umrę - bo ja wiem, ze umrę, pani doktor - bo one się załamią!"
Piszę to po to, żebyś nabrał odwagi. Złe wieści mogą być - jak widać - odebrane jako oczywiste (bo chory przeczuwa) lub jako obojętne (bo życie nie sprawia mu radości, czuje się ciężarem lub tęskni za kimś bliskim, kto już odszedł).
Najgorsze, co można zrobić, to ukrywać lub zaprzeczać. Wtedy chory czuje się zostawiony sam ze swoim problemem. Odradzam.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum