Witam. Kilka miesięcy temu poznałem diagnozę. Moja 56-letnia mama ma raka. Nie jestem w stanie przekazać w kilku słowach emocji, które mi towarzyszyły w tamtym momencie i towarzyszą do dziś. Mam siedemnaście lat i co dzień prześladuje mnie pytanie: "Dlaczego?".
Wszystko zaczęło się w sierpniu zeszłego roku. Mamie dokuczał kaszel. Po prześwietleniu okazało się, że jest jakaś zmiana na lewym płucu. Mama przeszła różne badania, w tym bronchoskopię, w wyniku której zdiagnozowano nowotwór. Guz był spory. W połowie września operacja. Lekarze w jej trakcie zadecydowali, że wytną całe płuco. W tym momencie chciałbym zwrócić uwagę na rodzaj tego nowotworu. Jest to "mięsakorak płuca lewego". W internecie jest bardzo mało informacji na ten temat, a lekarz rodzinny stwierdził, że nigdy o czymś podobnym nie słyszał. Jeśli chodzi o klasyfikację tego nowotworu, to wygląda ona następująco: pT3N1MO, co daje stopień zaawansowania IIIa. Czy ktoś z państwa wie coś więcej na temat tego typu raka?
Lekarze zadecydowali zastosowanie chemioterapii uzupełniającej. Mama przyjmowała ją od połowy października do końca grudnia. Co trzy tygodnie cisplatyna+winorelbina i tydzień potem dolewka w postaci Navelbiny(z ostatniej zrezygnowano, bo mama była zbyt słaba). Mama przeszła ją ciężko. Chemia wywołała u niej anemię i problemy z sercem(tachykardię). O dziwo, włosy nie wypadły jej całkiem z głowy, lecz znacznie się przerzedziły. Mama postanowiła ściąć się na krótko i nie musieliśmy zamawiać peruki, dlatego, że bardzo korzystnie wygląda. Tylko czasem zakłada chustkę
Przed zakończeniem chemioterapii poinformowano mamę o tym, że będą dzwonić do niej w sprawie ewentualnej radioterapii. Dziwi mnie, że lekarz nie podsumował w żaden sposób przebytego leczenia. Mama myślała nad badaniem PET, ale lekarz uznał, że w trakcie chemii nie odniesie rezultatu. Komisja zadecydowała o radioterapii, biorąc pod uwagę wyniki pooperacyjne. Po chemii nie miała robionych jeszcze żadnych badań. Chemia została podana mamie, jak to lekarz stwierdził "trochę na wszelki wypadek", aby wykluczyć ewentualne komórki nowotworowe w organizmie. Teraz chcą ją poddać radioterapii. Czy nie powinny być przeprowadzone jakieś szczegółowe badania, aby sprawdzić czy jest sens naświetlać(czy komórki te są czy już ich nie ma po tej chemii)? 17 stycznia mama ma się stawić w szpitalu, ostatnią chemię brała 28 grudnia. Czy to nie za szybko?
Mama jest załamana na wieść o radioterapii. Poinformowano ją, że ma ona trwać od 4 do 6 tygodni, codziennie przez 10 minut. Z tą metodą leczenia mamy niemiłe wspomnienia. Brat mamy też miał raka płuc i w trakcie radioterapii poparzyli mu przełyk do tego stopnia, że zmarł poprzez uduszenie się. Jakie skutki niesie ze sobą ta metoda leczenia? Czy jest tak groźna jak chemioterapia?
Milion myśli w głowie, które ciężko ubrać w słowa.