Dzis stan mamy bardzo sie pogorszył ,miała dusznosci obfite poty sennosc i jęki prez sen ,zdecydowalismy sie z bratem na koncentrator tlenu,po podłączeniu tlenu stan sie poprawił na tyle że mozna ja było obudzic i była spokojniejsza ,bardzo sie bała myslałam ze to juz koiec...wiem ze to niedługo wiem buuuuuuuu....
Witam dziekuje za pocieszenie tak tak wiele znaczy naprawde,mama po dotlenieniu odzyskała siły by usiąsc i byc z nami ,pytałam mamy czy bolało ja cos tak pojekiwała przez sen ,była zdziwiona moim pytaniem -nie pamietała by ja bolało .Tego dnia z bratem zapalilismy swieczki i siedzielismy przy niej bylismy pewni ze w tym snie odejdzie ...a tu takie zaskoczenie cudowne mama nabrała sił .nie rozumiem tej choroby naprawde nie wiadomo czego sie spodziewac taki kryzys był ale kochana mama jest z nami ,musze sie nacieszyc tymi chwilami z nia bo jak widac w kazdej chwili moze byc gorzej .Bede zagladac tu bardzo mi to pomaga pozdrawiam Aga
Moja Mama choruje od maja 2012r. Zdiagnozowano drobnokomórkowy rak płuc, złośliwy w fazie rozsiewu. Od lipca wzięła w sumie 13 chemioterapii, rok temu kilkanaście naświetlań, ale mimo to przerzuty są na wątrobie, trzustce, aorcie, mózgu i oponach mózgowych, a nawet wycięto niewielki guzek z piersi, który również okazał się nowotworem. Właśnie w tym dniu kiedy go wycięli, Mama dostała pierwszego ataku padaczki - szpital, tomograf i nóż w plecy- mózg, guz i obrzęk w głowie, ucisk na układ nerwowy. Wiedzieliśmy skąd zawroty i ból głowy. To było jakiś miesiąc temu, a od dwóch tygodni stan pogorszył się drastycznie. Mama większość czasu leży, mało chodzi, jest bardzo słaba i w ogóle mało mówi. Jak dzwonię i pytam, to mówi że wszystko wiem, że tu boli, tam boli, raz mniej, a raz więcej. Jak jestem u niej, to przytulam ją i mówię, że kocham i nie wiem co więcej powiedzieć... Tata cały czas mówi, że będzie dobrze, że się polepszy, choć wszyscy w koło wiemy, że koniec coraz bliżej. Jeszcze ten wysadzony brzuch, pewnie woda się zbiera. We czwartek mama miała rezonans, we wtorek będą wyniki a potem wizyta u radiologa, może zaleci jakieś naświetlanie, ale czy to coś zmieni? Ja już sama nie wiem co o tym myśleć, czy wierzyć w cud czy pogodzić się i czekać najgorszego? W domu nikt nie rozmawia o śmierci z mamą, tata się wkurza jak coś wspomnę, z bratem jednak widzimy co się dzieje i wspieramy się. Chciałabym coś zrobić, cokolwiek, żeby móc pomóc, ulżyć, ale to nie wróci zdrowia. Zastanawiam się czy ja już sama nie popadam w obłęd, z jednej strony czekanie mnie dobija i myślę, że ona cierpi i może powinno się to już skończyć, a z drugiej mam wyrzuty sumienia, że tracę wiarę, bo przecież cuda się zdarzają i taki właśnie cud się wydarzy i jutro wstanie cała i zdrowa, jakby nigdy chora nie była... Trudno mi, bardzo mi ciężko, boje się, nie wyobrażam sobie, że może jej nie być.... Mamo kocham cię...
[ Komentarz dodany przez Moderatora: absenteeism: 2013-11-02, 21:11 ] Jeśli szukasz pomocy merytorycznej, załóż wątek w odpowiednim dziale.
Jeśli szukasz wsparcia psychologicznego - prosimy o wiadomość, wówczas stosowny wątek zostanie Ci wydzielony.
_________________ Trzeba wierzyć, że się uda - bowiem wiara czyni cuda!!!
Witaj wiem co czujesz ... choroba mamy spadła na nas z dnia na dzien .Od tej pory nie potrafie sie cieszyc jakos nie mam nadziei na lepsze jak patrze na mame jak niknie w oczach ,ona mówi ze jeszcze stanie na nogi kocham ja za ta wiare ja przy niej tez jestem dobrej mysli by nie podejzewała najgorzego ale przyznam ze czje zmeczenie tym ciagle mysle co bedzie dalej modle sie by nie cierpiała po nocach sie budze z lękiem ciagle mysle o niej nie da sie inaczej ,Mama po morfinie jest taka zmieniona tak bardzo tesknie za jej zdrowiem i spokojem dni , ale to boli taka nie moc zupełna .U mojej mamy nie proponowali lekarze ani chemmii ani naswietlan -rozsiany nowotwór ,ale bywaja dni ze mama lepiej sie czje i wtedy jest nadzieja a na drugi dzien staszny spadek taka hustawka nie wiadomo czego sie spodziewac Boje sie tej choroby naprawde ,nigdy sie tak nie czułam Mama dzielnie to znosi ciagle jej to powtarzam ,przytulam jetem z niej dumna ale brakuje mi jej w takich sytuacjach kryzysach zyciowych ona mnie wspierała tesknie za tym a nie mogejej powiedziec jak mi ciezko i jak mi brak jej pocieszenia ,łzy same lecą trzymaj sie ,pozdrawiam
Dziś moja mama zmarła ,krwotok z płuc
czy ciepiała umieajac ? tak mnie meczy ta niewiedza ....nie było nikogo przy niej
nikt sie nie spodziewał ..... biedna umieała w samotnosci a godzine przed smiercia
pisałysmy sms byłam w pracy ....
[quote="agaok_kr"]Moja Mama choruje od maja 2012r. Zdiagnozowano drobnokomórkowy rak płuc, złośliwy w fazie rozsiewu. Od lipca wzięła w sumie 13 chemioterapii, rok temu kilkanaście naświetlań, ale mimo to przerzuty są na wątrobie, trzustce, aorcie, mózgu i oponach mózgowych, a nawet wycięto niewielki guzek z piersi, który również okazał się nowotworem. Właśnie w tym dniu kiedy go wycięli, Mama dostała pierwszego ataku padaczki - szpital, tomograf i nóż w plecy- mózg, guz i obrzęk w głowie, ucisk na układ nerwowy. Wiedzieliśmy skąd zawroty i ból głowy. To było jakiś miesiąc temu, a od dwóch tygodni stan pogorszył się drastycznie. Mama większość czasu leży, mało chodzi, jest bardzo słaba i w ogóle mało mówi. Jak dzwonię i pytam, to mówi że wszystko wiem, że tu boli, tam boli, raz mniej, a raz więcej. Jak jestem u niej, to przytulam ją i mówię, że kocham i nie wiem co więcej powiedzieć... Tata cały czas mówi, że będzie dobrze, że się polepszy, choć wszyscy w koło wiemy, że koniec coraz bliżej. Jeszcze ten wysadzony brzuch, pewnie woda się zbiera. We czwartek mama miała rezonans, we wtorek będą wyniki a potem wizyta u radiologa, może zaleci jakieś naświetlanie, ale czy to coś zmieni? Ja już sama nie wiem co o tym myśleć, czy wierzyć w cud czy pogodzić się i czekać najgorszego? W domu nikt nie rozmawia o śmierci z mamą, tata się wkurza jak coś wspomnę, z bratem jednak widzimy co się dzieje i wspieramy się. Chciałabym coś zrobić, cokolwiek, żeby móc pomóc, ulżyć, ale to nie wróci zdrowia. Zastanawiam się czy ja już sama nie popadam w obłęd, z jednej strony czekanie mnie dobija i myślę, że ona cierpi i może powinno się to już skończyć, a z drugiej mam wyrzuty sumienia, że tracę wiarę, bo przecież cuda się zdarzają i taki właśnie cud się wydarzy i jutro wstanie cała i zdrowa, jakby nigdy chora nie była... Trudno mi, bardzo mi ciężko, boje się, nie wyobrażam sobie, że może jej nie być.... Mamo kocham cię...
Mama zmarła 10 grudnia, byliśmy przy niej, wszyscy najbliżsi. Smutno i pusto. Gdy odchodziła, niebo słońcem ją witało.
_________________ Trzeba wierzyć, że się uda - bowiem wiara czyni cuda!!!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum