Witajcie.
8 miesięcy temu dowiedziałam się o śmiertelnej chorobie mojej ukochanej Babci. Minęło więc trochę czasu, kiedy mogłabym oswoić się z myślą o zbliżającym się kresie naszej wspólnej wędrówki tu na ziemi. Jednak przez te miesiące oddałam się w wir pracy, żeby zająć czymś swoje myśli. To był okres mojego zaprzeczania. Towarzyszyłam Babci we wszystkich zabiegach, pobytach w szpitalu, jednak to wszystko do mnie nie docierało. Obecnie Babcia znajduję się w złym stanie w szpitalu i jej odejście jest tylko kwestią czasu. Dla mnie rozpoczęła się faza rozpaczy.
Mam 26 lat. Przez większą część życia mieszkałam z Babcią, ona była dla mnie oparciem. Ponieważ jestem jej jedyną wnuczką obdarzyła mnie całą swoją miłością, pragnąc mojego szczęścia. Kocham ją ponad swoje życie i chciałabym odejść razem z nią. Dotąd byłam osobą wierzącą, ale od 8 miesięcy modliłam się o cud, który nie nastąpił. Wątpliwości są coraz większe, przechodzę kryzys wiary. Bo jeśli Bóg jest taki miłosierny, dlaczego pozwala na takie nasze cierpienia? Boję się najbliższych dni, momentu kiedy dowiem się o śmierci Babuni. Płaczę gdy tylko widzę babcię, a nie chcę, żeby odchodziła widząc mnie w tej okropnej rozpaczy. Mam jeszcze Mamę, która jest jedynaczką, powinnam trzymać się dla niej, ale nie potrafię, nie radzę sobie z emocjami.
Patrząc nawet na jakąś starą, niepotrzebną kartkę zapisaną przez Babcię nie mam odwagi jej usunąć. A co to będzie, gdy Babci już fizycznie zabraknie?
Jak to wszystko przetrwać? Boję się, że w tym najważniejszym momencie wysiądę psychicznie.
Nie mam z kim porozmawiać, bo nikt, kto nie utracił bliskiej osoby nie zrozumie naszego bólu. Mama działa jakby w transie, jakby była otępiała emocjonalnie.
Pozdrawiam serdecznie i życzę siły na każdy kolejny dzień.
Asia
P.S. Wiem, że moja wypowiedź jest nieskładna, piszę płacząc, przepraszam...
[ Komentarz dodany przez Moderatora: absenteeism: 2014-07-31, 11:14 ] Post przeniesiony do Twojego wątku.
_________________ +29.08.2014 r. (9 miesięcy i 22 dni walki). Kocham Cię, moja dzielna Bohaterko!
Joanna,
jesli masz taką możliwość, skorzystaj ze wsparcia psychoonkologa, psychoterapeuty, skoro nie masz w najbliższym otoczeniu osoby, z którą mogłabyś otwarcie porozmawiać.
Kiedy odchodził mój dziadek, tłumaczyłam sobie, że mimo ciężkiej młodości (wojna, obozy, długoletnia choroba żony i jej przedwczesne odejście) miał dobre życie, dużo miłości, udane życie zawodowe, umiał nawet w późnym wieku (zmarł w 87. roku życia) cieszyć się każdym dniem.
Myślę, że warto posłuchać rady Ptaszenio i porozmawiać z psychologiem. Tu, na forum, z całą pewnością znajdziesz pełne zrozumienie, ale ważne jest też, by móc porozmawiać z kimś w "realu". Moja koleżanka w trakcie choroby swojej Mamy, mimo że miała ogromne wsparcie w mężu i przyjaciołach, chodziła wypłakać się do psychologa i to Jej pomagało.
Okazuj Babci jak najwięcej miłości. To, że Ją kochasz i jesteś przy Niej, jest teraz dla Niej najważniejsze.
Pozdrawiam serdecznie.
Kochani, mam do Was pytanie dotyczące leków opioidowych. Babcia ma już bardzo silne bóle nowotworowe kości. Radioterapia paliatywna nie dała żadnych rezultatów. Od dwóch tygodni jesteśmy pod opieką hospicjum domowego. Lekarz przypisał morfinę twierdząc, że przyniesie ulgę w bólu. Ból nie ustępuje, natomiast babcia zachowuje się irracjonalnie: zawsze była spokojna, opanowana, a teraz nie do poznania: jest bardzo pobudzona, towarzyszy jej upór, krzyczy, urządza awantury w nocy, potrafi nawet nas spoliczkować (nie wspominam już o takich objawach jak splątany język, zawroty głowy, zapominanie się). Próbowaliśmy już kilku leków opioidowych - w każdym przypadku to samo - ból nie ustępuje, zachowania są jakie są.
Czy ktoś z Was miał podobne doświadczenia przy przyjmowaniu morfiny przez bliskich? Lekarz każe zwiększać dawkę, żeby ulżyć w bólu, ale my boimy się w jak napady szału babci będą wyglądały wtedy skoro już teraz jej zachowania są aż tak irracjonalne.
_________________ +29.08.2014 r. (9 miesięcy i 22 dni walki). Kocham Cię, moja dzielna Bohaterko!
U nas było podobnie: przez ostatni tydzień choroby Ciocia nie była już sobą. Czasowo zbiegło się to z podawaniem morfiny, ale do dziś nie jestem pewna, czy to dziwne zachowanie nie było związane z postępem choroby. Podobno chorzy po morfinie jako tako funkcjonują i zachowują się normalnie; być może zależy to od dawki, ale ja się na tym kompletnie nie znam. Na temat morfiny opinie są różne. Innych leków opioidowych nie próbowaliśmy. Najważniejsze jednak, żeby ulżyć Babci w bólu, więc pewnie trzeba tu zaufać lekarzowi...
Podawanie opioidów "w ostatniej chwili" w krańcowej fazie choroby nowotworowej niestety nie jest przejawem rozsądku. Pewne jest jedno - morfina nie jest narkotykiem takim, jak zwykła przedstawiać go telewizja. Nie powoduje widzenia zielonych stworów, nie powinna powodować zmian zachowania widocznych "gołym okiem" ponieważ głównie powoduje uśmierzenie bólu. Zmiany zachowania mogą się pojawiać ale jest to wręcz poprawa nastroju związana z brakiem bólu.
Prawdopodobnie zachowanie Twojej babci wynika z poważnej progresji choroby nowotworowej. Szczególnie typowe objawy neurologiczne mogą z dużym prawdopodobieństwem odpowiadać przerzutom do OUN. Pojawia się tylko pytanie, czy w tym stanie potrzebna jest jeszcze dodatkowa diagnostyka np. TK mózgowia? Wg mnie najprawdopodobniej nie - szkoda męczyć Twoją babcię, jeśli sytuacja z badaniem czy bez badania będzie i tak i tak taka sama.
Pozdrawiam
_________________ www.rjforum.pl - Nowotwór jądra to nie wyrok! Masz wątpliwości? Dowiedz się więcej!
Kochani, mam do Was pytanie dotyczące leków opioidowych. Babcia ma już bardzo silne bóle nowotworowe kości. Radioterapia paliatywna nie dała żadnych rezultatów. Od dwóch tygodni jesteśmy pod opieką hospicjum domowego. Lekarz przypisał morfinę twierdząc, że przyniesie ulgę w bólu. Ból nie ustępuje, natomiast babcia zachowuje się irracjonalnie: zawsze była spokojna, opanowana, a teraz nie do poznania: jest bardzo pobudzona, towarzyszy jej upór, krzyczy, urządza awantury w nocy, potrafi nawet nas spoliczkować (nie wspominam już o takich objawach jak splątany język, zawroty głowy, zapominanie się). Próbowaliśmy już kilku leków opioidowych - w każdym przypadku to samo - ból nie ustępuje, zachowania są jakie są.
Czy ktoś z Was miał podobne doświadczenia przy przyjmowaniu morfiny przez bliskich? Lekarz każe zwiększać dawkę, żeby ulżyć w bólu, ale my boimy się w jak napady szału babci będą wyglądały wtedy skoro już teraz jej zachowania są aż tak irracjonalne.
Skoro lekarz każe zwiększać dawkę to chwała mu za to! Najważniejsze, żeby opanować ból. A czy lekarz dokłada leki uspokajające?
Babunia odchodzi...powoli, po cichu...W piątek przyjęła jeszcze Komunię Św., od soboty jest już nieświadoma. Dziś odwiedził nas lekarz z hospicjum, stwierdził gorączkę mózgową i kazał przygotować się na trudną noc, bo być może tą ostatnią. Uspokoił mnie tylko stwierdzeniem, że Babcia na pewno nie cierpi i jak na ten typ raka odchodzi bardzo spokojnie.
Proszę, trzymajcie kciuki, żebym w tym ostatnim najważniejszym momencie zachowała zimną krew.
_________________ +29.08.2014 r. (9 miesięcy i 22 dni walki). Kocham Cię, moja dzielna Bohaterko!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum