KAPSAICYNA czy działa niszcząco na komórki nowotworowe?
witam wszystkich
jak już wspominałam trafiłam na to forum, ponieważ moja rodzina boryka się z nowotworem płuc który zaatakował mojego tatę. Dlatego też usiłuję znaleźć pomoc wszędzie gdzie to możliwe. Znajoma której mama leczy się na raka poleciła mi spożywanie Kapsaicyny - jest to alkaloid odpowiedzialny za ostry piekący smak papryczek chili.
wyczytałam iż Naukowcy z Nottingham University wykazali, że kapsaicyna pobudza komórki nowotworowe do samozniszczenia (apoptozy), atakując ich mitochondria, które odpowiadają za wytwarzanie energii. Także inne spokrewnione z kapsaicyną związki - tak zwane wanilloidy - potrafią specyficznie wiązać się z komórkami nowotworowymi, nie uszkadzając zdrowych.
wyczytałam również iz większe ilości tego związku są toksyczne, w związku z tym, nie można przekraczać dziennej dawki. Można ją robić domowym sposobem. Zanim zacznę rozpisywać się w tej kwestii chciałam zapytać jakie macie stanowisko w tym temacie?
Czy artykuły ze strony: jest tylko kolejną prowokacją jak w przypadku rzekomej witaminy B17 bądź cudownych diet. Proszę o komentarze w tej sprawie.
Dziękuję
Część posta została ukryta z powodu naruszenia Regulaminu Forum / absenteeism
Ja od dawna poszukuję sponsora na badanie kliniczne dotyczące wpływy etanolu na apoptozę komórek. Już udało mi się wykazać, że duże stężenia etanolu powodują apoptozę komórek w "laboratoriu", teraz jednak czas na testy na grupie badawczej. Niestety grupa jest tylko środków na lek brak... Działanie podejrzewam takie samo jak kapsaicyny Nawiasem zawsze można zjeść chili
_________________ www.rjforum.pl - Nowotwór jądra to nie wyrok! Masz wątpliwości? Dowiedz się więcej!
vioom - u mnie cała lodówka leku,zapraszam z grupą do mnie Bo moja grupa, nie daje rady w testach ...
( przepraszam musiałam...ale ciągle z wyrazami uwielbienia )
Swoją drogą, ja byłam w posiadaniu tej misktury z chili, nie mogłam nawet tego powąchać, chory onkologicznie miałby to zjeść/ wypić...? brrr
Nie wiem co macie do chilli. Ostatnio zrobiłam super żarełko, wkroiłam papryczkę. Później drugą, aaa co się tak będzie marnować!
Nawet ja nie umiałam tego zjeść. Z pomocą etanolu nadal paliło jak w piekle.
Nie polecam takich leków na upalne dni. Pot leje się strumieniami po zapodaniu doustnie. Innego podawania nawet nie sugeruję!
(niemalże jak po chemii, może o to chodzi tym "leczącym").
Cytat:
tylko środków na lek brak...
Jest szczytny cel... Trzeba zrobić "ściepkę". Pewnie się znajdą dobrzy ludzie. I na tym forum. Wiara czyni cuda! :D
[ Komentarz dodany przez Moderatora: Richelieu: 2012-10-02, 20:25 ] Trzeba wierzyć, że się - ściepka - uda !
_________________ „Żółw musi być aż tak twardy, bo jest aż tak miękki”. St.J.Lec
Lider czerwonej kreski./Kuba Wojewódzki (tego forum).
Co sądzicie o tej metodzie, czy ktoś ma jakieś doświadczenia???
[ Komentarz dodany przez Moderatora: Richelieu: 2013-07-13, 21:48 ] Było już to pytanie na forum, wystarczy poszukać przed zakładaniem kolejnych wątków (post scalam).
Nie rozumiem podejścia niektórych ludzi. Pewien profesor zwyczajny, który prowadzi badania na komórkami nowotworowymi powiedział mi "spróbuj, nie masz nic do stracenia", nawet sugerował aby zapytać o leczenie niekonwencjonalne w sklepach zielarskich. Zaznaczam, że lekarze zaproponowali tylko chemioterapię i radioterapię paliatywną. Kiedy sytuacja jest taka, że lekarze nie dają żadnej nadziei negowanie leczenia niekonwencjonalnego moim zdaniem nie jest na miejscu. Oczywiście, małe jest prawdopodobieństwo, że pomoże, ale osobie chorej jak i jej rodzinie daje poczucie, że jeszcze coś próbuje się jeszcze zrobić, daje nadzieję.
[ Komentarz dodany przez Moderatora: majkelek: 2015-08-28, 12:44 ] To ja zapraszam Pana Profesora Zwyczajnego do dyskusji na Forum a nie radzenia chorym w ukryciu. Tytuł naukowy mam, dorobek jakiś już także mam i jestem pracownikiem naukowym. Forum stoi otworem dla tych, którzy posługują się dowodami naukowymi ('In God we trust, everyone else has to bring data'), a nie zasłaniają się autorytetami.
zabiera kasę. Po kilku miesiącach moi pacjenci zostają bez swojego bliskiego i z masywnym kredytem do spłaty na najbliższe lata. Dystrybutorzy kapsaicyny i innych świetnych środków - wymienianych lub nie w Wikipedii - zacierają rączki. A we mnie się gotuje. Bo mam poczucie, że moi pacjenci - którzy też w pewien sposób stają się moimi bliskimi - są robieni w piramidalnego balona. Nie mam na to wpływu. Wolałabym im doradzić kredyt na wyjazd w fajne, wymarzone miejsce, zamiast (bezskutecznego) ratowania życia.
Problem z tymi wszystkimi środkami jest taki, że one może i owszem, działają. Na przestrzeni całego życia, nie w zaawansowanej chorobie nowotworowej. Jedz teraz, dwudziestolatku migdały, pestki, papryczki chili - twoje szanse na rozwój nowotworu niewątpliwie zmaleją. Bo komórki nowotworowe powstają u każdego przez cały czas. Jeśli zamiast tego żresz kebaby, palisz fajki i wywalasz tyłek do słoneczka na plaży każdego roku, zamiast spędzać czas aktywnie - sorki, ale kapsaicynę, amigdalinę, bioenergo i takie tam możesz sobie o kant własnej potłuc. Jeśli guz nowotworowy daje o sobie znać - znaczy, że ma miliony komórek. I znaczy to też, że "leczenie" należało zacząć miliony komórek wcześniej. Dziś.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Ja z kolei nie rozumiem owego profesora zwyczajnego, nie dziwię się czasami chorym, ich rodzinom, którzy niejednokrotnie nie mają żadnej wiedzy czepiają się wszelkich sposobów, nawet tych, wbrew zdrowemu rozsądkowi, ale profesor?
Chorego należy traktować POWAŻNIE i z całym SZACUNKIEM, to że jest chory nie upoważnia nikogo do traktowania go jak półgłówka, a wysyłanie go do sklepu zielarskiego niestety, ale jest takim traktowaniem.
z ciekawości sprawdziłem sobie jaki jest koszt tabletek z kapsaicyną - całe 38 zł. Kurkuma w sklepie kosztuje 1,20 zł, za wyciąg z ogórka morskiego płaciłem w USA 7 dolarów. Przy cenach leków jakie były wypisywane za każdym razem po wyjściu ze szpitala to są śmieszne kwoty. Oczywiście nic nie pomogło, było już za późno ale mama bardzo bała się śmierci, a tak miała poczucie że jeszcze coś robimy do końca.
To nie chodzi o jakieś wydumane zasady ale o całkiem proste sprawy:
1. Chorzy słysząc chemia (radioterapia) paliatywna mówią "nie ma nadziei to spróbuję niekonwencjonalnych" bo liczą (niby wiedzą że bez sensu) na wyleczenie. A chemioterapia paliatywna może dać kilka lat życia. Szkoda rezygnować a łączyć się przeważnie nie da.
2. Jakoś tak się dziwnie składa że nawet stosunkowo proste suplementy jeżeli mają napisane na etykiecie że pomagają (co to właściwie znaczy?) na raka osiągają niebotycznie wysokie ceny niewspółmierne do kosztów wytwarzania. Jak dla mnie jest to wyjątkowo brudny zysk ich producentów i handlowców. Zwłaszcza denerwują mnie aptekarze którzy bez zastanowienia polecają starszej niebogato wyglądającej osobie preparat za kilkaset zł. Oni wiedzą że to tylko bardzo wątpliwe wspomaganie.
3. "handlarze nadziei" - Ci przeważnie osiągają niebotyczne zyski, naciągają zrozpaczonych ludzi i rodziny na koszty których nie są w stanie udźwignąć. Do tej kategorii zaliczam różnych cudotwórców, wynalazców alternatywnych metod, ale i niektórych lekarzy którzy oferują komercyjnie nie do końca sprawdzone metody i nie umieją lub nie chcą powiedzieć pacjentom w terminalnym stanie: "to nie wyleczy i nawet nie pomoże".
Oczywiście choremu i rodzinie dla spokoju jest potrzebne poczucie że zrobili wszystko co możliwe i niczego nie zaniedbali. Ale są rodziny (i chorzy) którzy w terminalnym stanie decydują się na kuracje za kilkadziesiąt tysięcy zł właśnie na zasadzie "zrobić wszystko co możliwe". Ja się tylko staram przekonywać ludzi że "wszystko" powinno ograniczać się do sprawdzonych w medycynie metod.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum