Dnia 12 stycznia mój teść został przyjęty do szpitala w Otwocku z podejrzeniem ropnia płuca.
Przy dalszej diagnostyce okazało się, że nie jest to ropień, lecz nowotwór. Miał robione RTG, bronchoskopię oraz TK.
Nie będę przepisywać wszystkiego, więc wstawię skany wypisu ze szpitala:
Dnia 10 lutego przeszedł operację w której wycięto mu płat płuca oraz węzły chłonne.
Niestety wdały się komplikacje po operacji.
11 lutego był pełen siły, siedział na łóżku, czuł się dobrze.
12 lutego miał już problem z oddechem, miał robioną bronchoskopię codziennie celem odessania wydzieliny z płuc, której sam nie umiał odksztuszać.
13 lutego powtórka bronchoskopii, po której bardzo źle się poczuł, zaczęło skakać mu ciśnienie do 240/120 z pulsem 155.
14 lutego lekarze podjęli decyzję o zaintubowaniu teścia i wprowadzeniu w śpiączkę farmakologiczną.
15 lutego jego oddech się załamał i został podłączony do respiratora.
Od tamtej pory jest pod respiratorem, ma karmienie dożylne, jest w śpiączce farmakologicznej, ma wprowadzoną sondę do żołądka (odprowadza z niego taką ciemnozieloną ciecz - nie wiem czy tak powinno być?). Przetaczana jest krew.
Jego serce zaczyna szwankować, spada mu ciśnienie, od czasu do czasu wpada w niewydolność krążeniowo-oddechową. Lekarze twierdzą, ze to wina jego serca, że wyszła jakaś ukryta choroba. Ale przecież dzień przed operacją zapadła decyzja kardiologa o operacji, badał go. Więc skoro sece chore dlaczego do niej dopuścił?
Lekarze niewiele nam mówią, wiem, że stan jest ciężki, ale nie wiemy czy warto mieć nadzieję?
Z dnia na dzień ta nadzieja wygasa.....
Czy jest tu ktos kto miał podobnie?
Czy jest tu ktoś komu się udało wyjść z takiej sytuacji?
[ Komentarz dodany przez Moderatora: JustynaS1975: 2015-02-18, 12:28 ]
Zamieszczając karty wypisowe, proszę również usuwać dane lekarzy.